sobota, 8 stycznia 2011

Wyspowiadałam się.

Nie zrobiłam tego dla siebie. Uklęknęłam w konfesjonale dla krewniaka 2015. Jeśli ma zostać prezydentem RP już przyszłej kadencji, to jego ciotka powinna być czysta. Na ten krok naprowadził mnie Władek lat 95, mówiąc mi, że jestem pyszna. Wprawdzie miał on na myśli smakołyki cielesne, ale ja pomyślałam o grzechach, które mimochodem udaje mi się popełniać. Dla dobra naszego kandydata należało się od nich odciąć. Przed narodem może stanąć jedynie prezydent z czystą ciotką. NIEWINNOŚĆ PRZEDE WSZYSTKIM – takie właśnie hasło wyborcze wymyślił dla nas Lucjan Kutaśko. Do kampanii wyborczej należało zatem najlepiej przygotować się już dziś.

Poszłam do kościoła Zmartwychwstańców na Wildzie w Poznaniu, bo tamtejszym duchownym dobrze patrzy z oczu, albo po prostu miałam szczęście, że nie wszystkim w twarz zajrzałam. Skierowałam się do lewej nawy, zobaczyłam, że w konfesjonale siedzi wikary w gotowości „słuchalnej”, kolejki nie było, bo w naszej dzielnicy spowiedź nie jest popularna, więc upadłam na kolana. Wyszeptałam kilka nieodzownych formułek i rozpoczęłam spowiedź właściwą. To znaczy zamikłam, bo czułam się nieswojo.

– Gdzie zbłądziłaś, córko? – spowiednik był niecierpliwy, nie pozwalajac mi wyłuszczyć sprawy tak, jak sobie przedtem umyśliłam.
– Córko? Jaka córko?! Tak może mówić tylko do mnie Władek lat 95, z którym żyję w wolnym związku. Zresztą bardziej mu matkuję, bo on chyba nigdy by nie zrobił samemu przepierki.
– Uprawiacie seks?
– Ograniczamy się jedynie do strefy łacińskiej. Jesteśmy za mało wygimnastykowani na Kamasutrę.
– Co to znaczy?
– Robimy to po hiszpańsku, francusku oraz watykańsku, czyli po bożemu.
– Nie wiąże was sakrament małżeństwa, zatem jest to grzech śmiertelny.
– Ksiądz nic nie wie. Celibat was trochę ograniczył. Jest odwrotnie. Seks dodaje nam ochoty do życia, a nie śmierci.
– To grzech śmiertelny, siostro! – powtórzył kategorycznie młody wikary.
– Siostro? Jaka siostro?! Mam 73 lata i nie pozwolę żadnemu mężczyźnie, by tak ohydnie pozbawiał mnie kobiecości!
– O, matko!
– Wolę, by ksiądz zwracał się do mnie per ciotko.
– Co jeszcze?! Jakie masz grzechy, ciotko?
– Sama z siebie wybrałam pomazańca 2015. Będzie nim pewien huncwot, który jest moim krewniakiem. Czasami mi się wydaje, że przy tym wyborze mniej myślałam o pomyślności narodu, a bardziej o sławie, jaka będzie towarzyszyć ciotce prezydenta.
– Jesteś pyszna, ciotko!
– Władek ci powiedział?!

Mężczyźni są po jednych pieniądzach, dlatego zaprotestowałam przeciw pokucie polegającej na odklepaniu dwudziestu „Ojcze nasz”. Wolałam Zdrowaśki. Na całe szczęście wikary się zgodził, ale kazał odmówić ich 25.
25 Zdrowasiek za czystość? Chyba potrafię robić interesy z klerem.

piątek, 7 stycznia 2011

Star Warsy.

Znów zebraliśmy się w poważnym gronie, by rzetelnie przygotować naszego pewniaka do pełnienia urzędu Prezydenta RP już od 2015 roku. tomasz.ka na tę okoliczność ogolił się wszędzie, ale z szacunku dla przyszłej roli krewniaka nie skontrolowaliśmy prezydenckich pach.
– Uważam, że powinniśmy wykupić miejsce na cmentarzu, no i od razu musimy zamówić nagrobki – rzucił myśl pod obrady nasz mózg Kutaśko.
– Dlaczego, Lucjanie? – spytałam zdziwiona.
– W ten sposób sami zdecydujemy o miejscu pochówku prezydenta.
– Ale teraz nikt nam nie pozwoli zaklepać miejsca na Wawelu – słusznie zauważył Władek lat 95.
– I o to chodzi – podchwycił huncwot 2015. – W ten sposób do miejsca mojego pochówku dostęp będą mieli także grafficiarze. Oni również są obywatelami ojczyzny najmilszej, a ja jestem przeciwny wszelakim wykluczeniom.
– Brawo! – przyklasnęłam słowom najpoważniejszego kandydata do pełnienia funkcji głowy państwa.
– Istotny też jest transport.
– Co chcesz przez to powiedzieć, Lucjanie?
– Kiedy z Warszawy do Krakowa przewożono truchło marszałka Piłsudskiego wzdłuż torów zebrał się naród pogrążony w żałobie. Teraz ludzie są wygodniejsi i chcieliby pojechać w ostatnią podróż razem z prezydentem. Tym samym składem.
– To da się chyba załatwić – powiedziałam. – Owszem, wielu będzie chętnych i lokomotywa stać będzie na Warszawie Zachodniej, ostatni wagon na Wschodniej, a trumnę zapakuje się na Warszawie Centralnej. Wprawdzie pociąg nie zdoła od razu wykręcić na Kraków, ale możemy przecież jechać przez Łódź Fabryczną.
– To już zostawimy na głowie sprawnego ministra infrastruktury – zadecydował prezydent 2015. – Bardziej trzeba zadbać o wagony restauracyjne, gdzie moi krajanie będą mogli topić żal i smutek po utracie mnie.
– Stypa pociągowa? – spytał Władek.
– Raczej nazwałbym to Narodową Stypą Kolejową – zaproponował Kutaśko, który w naszym sztabie wyborczym był specem także od marketingu. – To Polakom uświadomi, jakie są koleje losu.
– Czyli postawiliście przede mną kolejne zadanie – zafrasował się tomasz.ka. – Będzie trzeba wyprodukować Star Warsy dla VIP-ów.
– A uda się tobie skrócić czas połączeń? – AK-owiec lat 95 zadał pytanie familiarnym tonem, co uznałam w duchu za faux pas. Obiecałam sobie później poinstruować Władka.
– Myślę, że prościej będzie podczepić do pociągu kilka cystern z alkoholem – prezydent 2015 zbagatelizował problem.

I w tym momencie uświadomiłam sobie, że tomasz.ka jest pesymistą. Nie wierzy w poprawę. Na kolei i w ogóle. Głośno przeciw temu zaprotestowałam. Następnie podeszłam do regału z książkami i podałam mu lekturę Frycza Modrzewskiego. Zaś w duchu obiecałam sobie, że więcej nie będę przy nim poruszać kwestii eschatologicznych. Ale swoje trzy grosze musiałam dorzucić!
– A ja uważam, że prezydenckie zwłoki należy przewozić bez zwłoki.
– A co z innymi umarlakami? – spytał prezydent.
Zapadła niezręczna cisza.

czwartek, 6 stycznia 2011

Świąteczna rada dla starych panien.

6 stycznia umarł mój mąż Józwa. Stało się to w fatalnym czasie, bo grabarze – podobnie jak w tym roku – musieli rozkuwać lodowe bryły, by wyciąć ziemi odpowiednio głęboki otwór na trumnę, która przecież i tak chowała postawnego mężczyznę. Pogrzeb mojego męża opóźnił się o 2 dni, przez co łzy smutku zmieniły się u mnie w okrzyki wściekłości i drapieżne grymasy. Jak długo można żegnać się z mężem? Tym bardziej, jeżeli to ja doprowadziłam go do zgonu.

Gdy poznałam Józwę, myślałam, że jest to mój wymarzony książę na białym rumaku. Wierzchowiec okazał się starą szkapą, a przyszły monarcha życiowym cieciem popalającym papierosy marki Popularne, a w święta państwowe opróżniającym w samotności flaszki z diabelską cieczą. No to zaczęłam marudzić. Robiłam to na tyle intensywnie, że Józwa najpierw dostał tików nerwowych, potem zaczął się jąkać, a na końcu zachorował na raka żołądka. Zachowałam się wówczas uczciwie i sumiennie odwiedzałam go dwa razy w tygodniu w szpitalu. Wówczas można było odwiedzać chorych tylko w czwartki i niedziele. Natomiast do kostnicy wpuszczono mnie we wtorek.

8 stycznia pochowałam swojego księcia na koniku bujanym i nie zastanawiając się dłużej, zaczęłam rozglądać się za trzema królami. Najbardziej interesował mnie ten, który niósł złoto, ale przyplątał się Władek z kadzidłem i od tego momentu często miałam dym w oczach. Ale nie powinnam narzekać, bo moje życie zaczęło się toczyć po ku..., tfu, królewsku.

– Władku – odezwałam się dziś rano do mego przyjaciela lat już 95. – Czy pamiętasz, jak długo musieliśmy namawiać Zygmunta, by wszedł do łóżka?
– Za to Stefan rozebrał się od razu!
– Ach – stęknęłam z rozrzewnieniem. – Potraktowaliście mnie po królewsku. Moi trzej królowie...
– Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale Stefan mnie denerwował. Był zbyt aktywny, podczas gdy jego berło nawet hetmańskiego nie przypominało.
– Oj, mój koguciku.
– Za to Zygmunt był w porządku.
– Zygmunt... – rozmarzyłam się.
– Przynajmniej on zostawił w spokoju moje pośladki!

Tu muszę uciąć relację, bo weszła na tony zbyt intymne. Ale na koniec wrócę do meritum, protestując przeciw naiwnej postawie starych panien, które oczekują wjazdu księcia na białym koniu. Wy się za królami rozglądajcie! Poznacie ich po tym, że chodzą w trójkach. Dwójkami spacerują mundurowi – tych akurat unikajcie. Dlaczego? Może wyjaśnię to kiedyś przy okazji.

środa, 5 stycznia 2011

O tym, jak Gucio lat 36 przesadził.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Gazety do sklepu na Wildzie w Poznaniu zostały przywiezione jeszcze przed szóstą rano, zaś mleko i pieczywo dotarło kwadrans po otwarciu sklepu. Prawdopodobnie o tej porze obudził się Gucio. Mieszka dwie klatki dalej, a ja pamiętam, jak 37 lat temu jego matka Regina była w ciąży i głaskała się po brzuchu, mówiąc, że jeśli będzie synek, to da mu imię po znanym aktorze, którego uwielbiała. Smarkacz dostał na imię Gustaw, ale nie wyrósł z bachora Holoubek, lecz samolubek.

I tenże Gucio otrząsnął się po pijackim śnie, podczas którego chrapał niemiłosiernie, wprawiając w nerwowe drgawki jego żonę Izoldę lat 41 oraz trzy drobiazgi nieustalonego pochodzenia, poczuł, że chce mu się pić, narzucił na siebie szmaty, w których pokazywał się już od tygodnia, i poszedł do sklepu po browara. Izolda próbowała go jeszcze powstrzymać, podsuwając słoik z wodą po ogórkach kiszonych, ale on z niesmakiem odsunął jej wyciągniętą rękę i na pożegnanie trzasnął drzwiami.

Chwilę potem zaczął się dramat. Samochód z hurtowni napojów niskoalkoholowych wpadł w poślizg, zderzył się z jakimś mikrobusem i nie dojechał na czas do składu na naszej ulicy. A Gucio lat 36 w tym samym czasie wysilał się na uprzejmość, wykrzywiając twarz w sztucznym uśmiechu, i prosząc sprzedawczynię o czteropak Żubra. Gdy ta rozłożyła bezradnie ręce, Gucio poprosił o Dębowe, potem o Harnasia, a skończył na najtańszej, lecz niesmaczej Tatrze. Kobieta za ladą nadal stała w pozycji papieża proszącego Szefa o błogosławieństwa wszelakie, a Gucia trafił szlag. Dotychczas nikt na ulicy nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo to niebezpieczny stan.

Gucio kazał wszystkim „wypierdalać”, po czym stanął przed sklepem, dramatycznie rozdzierając koszulę, niczym Rejtan. Pogroził wszystkim, że prędzej zdzieli ostatecznie przez łeb, niż kogolwiek wpuści. Albo do sklepu dojedzie piwo, albo nici z utargu. Właściciel sklepu zatrwożył się, dzwoniąc pod nieznany nam numer i rozpaczliwie skamląc do słuchawki o piwo. Wówczas stanęłam w obronie Kornelii lat 47, która wyszła po podpaski, a teraz stała ze łzami w oczach, bo ciekło z niej jak cholera, a żadnych zapasów środków higienicznych już nie miała. Chciałam jej pomóc, ale ja już przekwitłam, więc jedyny ratunek znajdował się w sklepie. Poprowadziłam Kornelię w kierunku zaplecza.

Tymczasem okazało się, że właściciel marketu zadzwonił po piwo na Policję. Mundurowi szybko zakuli Gucia, pozbawiając na 48 godzin drobiazg z Izoldy, a w drugiej połowie niewiadomego pochodzenia, męskiego wzorca. Potem policjanci chcieli spisać raport i udali się po zeznanie do właściciela składu na zaplecze. Zaskoczyło ich to, co zobaczyli. Kornelia po otrzymaniu prezentu z woreczka waty odwdzięczała się właścicielowi sklepu, udostępniając swoje zaplecze.

I ja w tym momencie protestuję. Nie po to ludzkość wymyśliła środki płatnicze, by znów wracać do handlu wymiennego. Dlatego bardziej żal mi Gucia, niż właściciela sklepu, który będzie mieć sprawę skarbową o uchylanie się od płacenia podatku VAT za watę. Bo obyczajowo spryciarz się wywinął. Gdyby robił to na ladzie, to podpadałoby pod wykroczenie obyczajowe. Tymczasem to co człowiek robi ze swoim zapleczem jest jego sprawą.
Niby tak.

wtorek, 4 stycznia 2011

Poznałam Andrzeja Leppera.

Po dłuższej przerwie zebrał się u mnie sztab wyborczy tomasz.ka 2015. Był nasz kampanijny mózg, błyskotliwy na co dzień Lucjan Kutaśko, obok mnie siedział Władek lat 95 – nestor wśród doradców przyszłego prezydenta, zaś naprzeciw mnie usadowił się huncwot, który jak dotychczas jest najlepszym kandydatem na głowę RP w 2015. Oczywiście byłam też ja, najbardziej znana ciotka polskiego dygnitarza. Znaczy tomasz.ka jeszcze nie jest dygnitarzem, ale wkrótce nim zostanie. Przecież wystarczy jedynie 51% głosów w pierwszej turze głosowania w wyborach prezydenckich w 2015 roku.

– Czy ludzie dobrze przyjmą fakt, że będę pierwszym prezydentem, który ma ciotkę? – rzucił pod zastanowienie się krewniak 2015.
– Nie dam usunąć się w cień – kategorycznie ucięłam głupią dyskusję. – Wygrasz nie tylko dlatego, że masz świetną i fotogeniczną rodzinę. Usiądziesz na prezydenckim stolcu, gdy będziesz konsekwentny jak mój nowy znajomy.
– Niby kto? – zaciekawił się Władek.
– Andrzej Lepper – powiedziałam z dumą.
– Poznała go pani osobiście? – dociekał Kutaśko.
– Na razie na Facebooku, ale to nawet lepiej. Nie chcę, by musiał się potem tłumaczyć przed dziennikarzami, że patrzy na mnie pożądliwie.
– Ale to burak! – oburzył się prezydent in spe.
– Może i jest pastewny, ale zawinięty w celofan. Wygląda przez to elegancko, niczym dystyngowany dyplomata – celnie zauważył Lucjan.
– Nie mówmy o opakowaniu, ale o wnętrzu! – zaoponowałam. – Andrzej Lepper jest wyjątkowo konsekwentny. Zaczynał od wychłostania chłopa z sąsiedztwa, a skończył na założeniu rękawic bokserskich. I wygląda po męsku. A nie można zapomnieć, że w międzyczasie był wicepremierem!
– Czyli mam mianować pana Leppera ambosadorem RP w Chinach? – zapytał tomasz.ka 2015.
– Wszyscy pamiętamy powstanie bokserów – wtrącił się Władek lat 95.
– Na razie wystarczy jak weźmiesz konsekwencję mojego wirtualnego znajomego za wzór. Potem zastanowimy się nad kadrami.
– W Polsce są same kadry – zauważył huncwot.
– Dlatego musisz zostać reżyserem ojczyźnianym.

A potem zapadliśmy w zadumę. Kiwaliśmy głowami w rytm poruszającego się wahadła zegara z kukułką. Myśleliśmy o konsekwencji i uporze. I budził się w nas protest. Przeciw politykom, którzy traktują swoje zajęcie dorywczo. Dorwać się do posady, myślą łapserdaki. I my ich posadzimy!
Znaczy od posad będzie prezydent z ciotką.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Urodziny Władka.

No i stało się. AK-owiec nie przystąpił do hucznego obchodzenia Nowego Roku, ale do celebracji własnych urodzin. Władek, który jeszcze w grudniu był lat 94, teraz szczyci się już 95 zimami. Można zmarznąć przy takiej metryce.
Złożyłam mu życzenia. Takie od serca: żeby był zdrowy, żeby terapia Anonimowych Kobieciarzy nareszcie przyniosła efekt, żeby uśmiech nieustannie gościł na jego twarzy. Następnie wręczyłam mu prezent. Kupiłam mu Sudokrem, maść na odparzenia dla niemowląt. Władek już lat 95 skarżył się na swędzenie między prawym jądrem a udem, więc podarunek był bardzo na miejscu.

– Adela, czuję, że dojrzałem – powstaniec warszawski uśmiechnął się wdzięcznie. – Chciałbym mieć z tobą dziecko.
– Ale ja przekwitałam – bąknęłam zaskoczona.
– No co ty!
– Mam przecież 73 lata i nie mam pokarmu.
– To może zapłodnimy cię pozaustrojowo? A mlekiem się nie martw. Kupimy w proszku.
– Moje dziecko chciałbyś potraktować białym proszkiem?
– Niech się za młodu przyzwyczaja!
– Władek, ile wypiłeś?
– Mleka w proszku?
– Znowu się zachlałeś! Miałabym mieć potomstwo z pijakiem, który w dodatku jest Anonimowym Kobieciarzem?! Jesteś uzależniony na wielu polach!
– Adela, ty na pewno masz coś przeciw dzieciom z probówek.
– Jak co roku fundujesz mi szampańską zabawę – wybuchnęłam. – Jesteś najgorszym ze znanych mi Koziorożców!
– Przynajmniej nie jestem zodiakalnym Baranem!
– Kłapouch! Tobie słońce przyświecało do oślej ławki!

Można powiedzieć, że w tym momencie zakończyła się zabawa noworoczna, a hucznie rozpoczął się karnawał. Karnawał co roku jest u nas wystrzałowy, wybuchowy, pełen eksplozji i głośnych burd. I tak musi być, by potem móc się wyciszyć w okresie Postu. Dlatego nie mam zamiaru protestować przeciwko drakom w wildeckiej dzielicy, ale zawsze będę oburzać się przeciw pozaustrojowemu zapłodnieniu! Gdybym znalazła odpowiedniego kandydata, to na pewno spróbowałabym natutalnie.
Przyroda zna cuda.

niedziela, 2 stycznia 2011

HOROSKOP cz.2

Dziś dalszy ciąg horoskopu. Jest on o tyle ważny, że petardy i fajerwerki nie zasłoniły mi mapy nieba i wyniki wyszły bardzo precyzyjnie. Zatem zapraszam do lektury.

WAGA – lepiej żeby tego roku w ogóle nie było. Wagi czekają same kataklizmy, jak mrówki faraona w mieszkaniu, komornik na progu, czy akuszerka z brudnymi rękoma. Na jednej szali szalik kibica, na drugiej też szajs. Preferowana zabawa: rosyjska ruletka. Szczęśliwy kolor: sraczkowaty. Ulubiona książka: Kodeks karny.

SKORPION – zeszły rok Skorpiony przeżyły w poziomie, w 2011 nareszcie staną do pionu. Dalsza perspektywa spowoduje, że będą często zamykać oczy. Ubarwi to ich seks, który uprawiać będą po omacku. Skorpiony w tym roku postawią na czuja, choć różnie to słowo będą wymawiać. Ulubiona część ciała: krocze.

STRZELEC – 2011 rok spędzi czas na podróżach i pielgrzymkach, gdzie będzie strzelać gafy. Niech raczej zapomni o szortach, inaczej nie zostanie wpuszczony do krypty wawelskiej. Strzelce wiele zobaczą, gdyż niemal nigdy nie dotrą do celu podróży. Za to zostaną im ładne zdjęcia. Uważajcie jednak, by żaden akt nie dotarł na biurko szefa.

KOZIOROŻEC – w tym roku pieniądze pójdą wam z dymem, ponieważ wydacie oszczędności na dopalacze. Za to w miłości będzie sielanka, bo partner/partnerka też polubi pykać wyroby kolekcjonerskie. Będąc uwędzonymi, miejcie się na baczności przed tymi, którzy będą chcieli wam coś zwędzić. Ulubiona szata: bikini.

WODNIK – Saturn spowoduje wasze finansowe odpływy, dlatego w 2011 roku wielu doradzi wam: „idź się utop!”. Jednak wasza determinacja sprawi, że będziecie raczej się taplać niż topić. Wpłynie na to harmonijny Jowisz, który nakaże prężyć wam ciało. Wiele na tym nie zarobicie, ale uciechy będzie co niemiara.

RYBY – podobnie jak w 2010 roku będziecie starali się zdominować towarzystwo, udowadniając, że Ryby też mają prawo do głosu. Przy okazji wyjdą na jaw wasze skłonności sadystyczne. Wielu z was może zasilić szeregi Policji. Ulubiona zabawka: kajdanki. Preferowany fetysz: lizak. Najzwinniejszy palec: serdeczny.

W 2011 roku dziać się będzie tyle o ile. Świat będzie i taki, i śmaki. Wasz los nadal będzie zmierzać ku śmiertelnej kulminacji. Niektórzy sczezną, ale inni się urodzą. Będzie trochę magii i nieco więcej blichtru. Vat na watę się nie zmieni, ale na podpaski już tak. Zima się skończy i zacznie się wiosna. Zobaczycie w maju rozklekotane bociany i ślizgawki w listopadzie. Prezydent będzie tulił się do małżonki. Media pokażą kobietę z jajami. Przez cały rok będzie można kupić soczyste mandarynki, a ja nadal mam zamiar protestować.
To chyba na tyle.