sobota, 1 maja 2010

Pod poznańskimi sztandarami

          Dziś wszyscy maszerują na pochodzie. Chciałabym przedstawić poznańską falangę. 1 maja sztandary niosą najważniejsi poznaniacy, a ich opis przygotował mój krewniak, niejaki tomaszka. Mi się dziś niespecjalnie chce pracować, tym bardziej pisać, więc udostępniam mu miejsce. I zaliczkowo protestuję przeciw tym komentatorom, którym może się to nie spodobać!

          Voila, oto opisy poznaniaków wzorem opowiadania Hemingwaya złożone z 6 słów:

A
Al Ed Upek
Wcale nie zagraniczniak. Nasz. Kochany urzędnik.

Stefan Antkowiak – działacz piłkarski
Budowniczy betonowych boisk. Główkuje w SLD.

Andrzej Aumiller – polityk
PZPR. Unia Pracy. Samoobrona. Śmierć polityczna.

B
Filip Bajon – reżyser
Magnat w Saunie. Poznań 56. Oklaski.

Hanna Banaszak – piosenkarka
Żegnaj kotku niczym Samba przed rozstaniem.

Piotr Bojarski – dziennikarz
Krytykuje szlachtę. Odcarowuje elity. Edukuje gmin.

C
prof. Przemysław Czapliński – naukowiec
Kierownik krytyków, czyli literatów, którzy chcą.

D
Witold Dębicki – aktor
Rola poznaniaka nie zasługuje na ekstradycję.

Krzesimir Dębski – dyrygent, kompozytor
Krzesimir klasyczny. Czasem Cyganił. Jest jazzy.

Zofia Doerffer – kobieta ważna
Prawnicze ucieleśnienie idei Cegielskiego. Jego prawnuczka...

Lech Dymarski – poeta, samorządowiec
Patriota Nowej Fali. Piewca Wolnego Słowa.

E
Eleni - piosenkarka
Uśmiechnięta kobieta po słonecznej stronie życia.

Hanna Ereńska-Barlo – szachistka
Pierwsza arcydama szachownicy. Szach – mat – blitz.

F
Wojciech Fibak – tenisista, kolekcjoner sztuki
Tenisowy leń. Salonowy lew. Jednak zwycięzca.

Arkady Radosław Fiedler – parlamentarzysta
Znany, bo tata – podróżnik zdobył rozgłos.

G
Robert Gamble – wydawca
Poznański Harry Potter w zniszczonych butach.

Aleksander Gawronik – przedsiębiorca
Walutowy nos. Senacki wąs. Więzienny pąs.

o. Wojciech Góra – zakonnik
Służąc dołom liczy na poklask Góry.

Zbigniew Górny – dyrygent
Tralala, sialalala. Mężczyzna rozrywkowy. Rzępolę Opole?

Piotr Gulczyński – uczestnik I edycji polskiego Big Brothera
Specjalista od robienia z siebie... Yyy...

H
prof. Adam Hamrol – rektor Politechniki Poznańskiej
Znając budowę, Politechnikę traktuje jak maszynę.

Hokeiści poznańscy
Żyją na trawce, wiedząc gdzie piszczy.

J
Andrzej Juskowiak – piłkarz
Kopał w dziesiątkę. Z jedenastki też.

K
Aldona Kamela-Sowińska – finansista, pedagog
Grając totolotkiem zabezpieczyła się w PZU.

Andrzej Kareński-Tschűrl – przedsiębiorca
Konsul przechadzający się po składzie porcelany.

prof. Hanna Kocka – Krenz – naukowiec
Biżuteria? W tym gustuje, co wykopuje.

dr Marian Król – społecznik
Ceni dobre towarzystwo. Szczególnie Hipolita Cegielskiego.

L
Prof. Gerard Labuda – naukowiec
Wybitna postać polskiej nauki. Wnikliwy historyk.

Zenon Laskowik – satyryk
Nonsensownie wszedł drugi raz do rzeki.

Marcin Libicki – polityk, historyk
Hodowca ego. Wyrafinowany laik sztuk współczesnych.

Piotr Lisiewicz – skandalista
Piotruś Pan = Snujący się cień Lenina.

Ł
Marek Łbik – medalista olimpijski
Kto wie, bardziej poznaniak, czy kanadyjczyk?

Włodzimierz Łęcki – były wojewoda
Najchętniej Lego zamieniłby na klocki Przemysła.

Ewa Łowżył – artystka
Fotograf. Zamarzyła być rozpoznawalną, jak Cichopek.

M
prof. Bronisław Marciniak – naukowiec, rektor UAM.
Jest chemia między nim a naukowcami.

N
Maciej Narożny – dziennikarz radiowy
Skrzący dowcipem poszukiwacz puent o poranku.


Mirosław Okoński – piłkarz
Dryblerski slalom przeprowadzał między kieliszkami wódki.

Halina Olszewska – przedsiębiorca
Pracowniczkom zafundowała kreacje z napisem Prosiaczek.

Małgorzata Ostrowska – piosenkarka
Nagroda (Festiwal Piosenki Radzieckiej) w Lombardzie.

P
prof. Maria Paradowska – naukowiec
Skrzyknęła Bambrów. Pierwsza od czasów napoleońskich.

Arcbp Juliusz Paetz
Przeciwnik klapsów. Mistrz głaskania – motywacji pozytywnej?

Sławomir Pietras – manager teatralny
Zżerany od środka ambicją. Niedoszły prezydent.

prof. Tomasz Polak – filozof
Odważny rowerzysta – przekracza granice, zadając pytania.

R
Lech Raczak – artysta
Demiurg i kontestator ósmego cudu świata.

Piotr Reiss – piłkarz
Uśmiechnięty kopacz z gangreną w tle.

dr Marek Rezler – historyk
Magazynier wiecznego grymasu niezadowolenia. Wspaniały narrator.

S
Szymon Sękowski vel Sęk – polityk
Zrównoważony. Rzeczowy. Kompetentny. Polityczna nadzieja Poznania.

Urszula Sipińska – piosenkarka, architekt
Wildeckim chłopakom śpiewała na Łęgach Dębińskich.

Ewa Siwicka – dziennikarka telewizyjna, żona prezydenta
Każda żona Ryśka to fajna babka.

Maria Strzałko – miejski konserwator zabytków
Przeklinana przez developerów, doceniana przez historyków.

Piotr Szmajda – wydawca
Przywrócił pamięć o podróżniku Kazimierzu Nowaku.

Stanisław Szołkowski
Ostatni z wielkich prezesów. Przeprowadził rewitalizację gazowni.

Ryszard Szulc – developer
Budowniczy. Zarabia pieniądze na upiększaniu Poznania.

Ś
Mariusz Świtalski – specjalista od „robienia kasy”
Strażak zakładowy. Mistrz w podkładaniu ognia.

T
Wojciech Tulibacki – prezes MPK
Nastawia zegarek wg przyjazdów autobusów. Spóźnialski.

V
Piotr Voelkel – przedsiębiorca, mecenas sztuki
Vox profile miesza z ars longa.

W
prof. Jan Węglarz – naukowiec
Niejeden krzyż dźwiga – Kawalerski, Oficerski, Komandorski...

Ewa Wycichowska – tancerka, choreograf, pedagog
Lilith, która dla tańca porzuciła Adama.

ks. Marian Wolniewicz – biblista
Nieliczny, który Chama kojarzy z potopem.

Z
Bogusław Zalewski – były prezes MTP, agent WSI.
Od królowej dostałby order. Tu – zlinczowany.

Tadeusz Zwiefka – dziennikarz, europarlamentarzysta
Emisariusz. W Brukseli promuje poznański etos.

Pyrosław Zgadujzgadula – szczun z Łazarza
– Skąd pochodzę?! Tej, mam kejtra spuścić?


          Ja nie poszłam na pochód. Lepiej popatrzyć na maszerujących, wygodnie opierając się o szkarłatną poduszkę na parapecie.

piątek, 30 kwietnia 2010

Bożenka nie wyskoczy na łono.

          Czy ktoś pamięta jeszcze pochody pierwszomajowe? Włączane syreny w porze rozpoczęcia pochodu? Relacje z Moskwy i innych zaprzyjaźnionych miejsc? Kiedyś był to obowiązek, który wyzwalał u jednych niechęć, u innych konieczność kąpieli, który to zabieg dokonywano zazwyczaj tylko w niedzielę, u dzieci powodował radość z możliwości kupna waty cukrowej i książki na okolicznościowych kiermaszach.

          Jutro hordy zapracowanych rodzin wyruszą na łono natury, by święto pracy spędzić pod gruszą. Inna duża część rodaków pójdzie do pracy. Jako kasjerki, ekspedientki, pracownicy stacji beznzynowych i małych sklepów, prezenterzy radiowi i telewizyjni, konduktorzy i kierowcy autobusów miejskich.

         W Polsce spuźcizną po wywalczonym krwawo święcie pracy są dni wolne między innymi dla parlamentarzystów oraz pracownic domów publicznych. Oczywiście posłanki i posłowie wracają na rodzinne łono, ale co się dzieje z kobietami wykonującymi najstarszy zawód świata? Wyrwane z często przymusowego pracoholizmu wpadają w odrętwienie. Przecież żadna z nich nie zaproponuje: "Bożenko, wyskoczymy na łono?". One bez parlamentarzystów często są jak sieroty zostawione na pastwę losu.

        Wczoraj wpadł do mnie Władek lat 94 z córką. Przyszli na obiad, a ja przygotowałam pyry z gzikiem. Było przyjemnie do momentu, kiedy Władek lat 94 zaczął wypominać Kazi, która jet moją równolatką, że pracowała w latach 70-tych w Novotelu. Przecież była recepcjonistką, co w tym zdrożnego?, zapytałam. Po czym zapadła niezręczna cisza.

          I tak nawet historia z lat 70. wspomniana tuż przed radosnym Świętem Ludzi Pracy może być jak zgniłe jajko w wiosennej sałatce. Dlatego protestuję przeciw świętowaniu 1 maja. To pełen hipokryzji dzień wolny od pracy, który jednych rozleniwi, innych ogłupi, a pozostałych zawstydzi.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Fajna dupa z ryja

          Słoneczko wczoraj przygrzewało, więc już od 9 rano wyłożyłam swoją szkarłatną poduszeczkę na parapecik i obserwowałam życie na ulicy z perspektywy czwartego piętra. Szybko wypatrzyłam Władka lat 94, który kuśtykał do domu z porannej mszy.

- Co za wspaniały dzionek! - krzyknęłam do niego. - Nareszcie można wygrzać nasze stare kosteczki!
- Nie pierdol zdrobnieniami! - odkrzyknął tubalnym głosem Władek. Był w AK, więc teraz mógł robić za twardziela. - A w krypcie wiało Syberią!
- Chyba w kościółku?
- Nie pierdol zdrobnieniami! - powtórzył na całą ulicę Władek.
- Wejdziesz na kawkę?
- Zrób mi szatana. I nie pierdol zdrobnieniami!

          Podeszłam do domofonu, otworzyłam drzwi Władkowi, następnie pokrzątałam się w kuchni, pozmywałam naczynia, potem włączyłam elektryczny czajnik. Władek lat 94 miał przed sobą 127 stopni, licząc z podestem przed klatką schodową, więc zdążyłam jeszcze pójść zrobić siusiu, potem zaparzyłam kawę, wyjęłam placek i nasłuchiwałam tupania na klatce schodowej. W końcu Władek dotarł. Wysapał się dokładnie po 7 minutach. Zrobił grymas uśmiechu i padł na fotel. Po chwili sięgnął po kawę.
- Adela, robisz najlepszego mrożonego szatana!
Odebrałam to jako wyrzut, ale niesprawiedliwy.
- Sam kiedyś byłeś szatanem, ale teraz marnie przebierasz swoimi nóżkami.
- Nie pierdol zdrobnieniami!
- Powtarzasz się!
- Puść pornola.
- Że co?
- Nie masz żadnego filmu pornograficznego?

          Demencja starcza ogarnęła Władka lat 94 na całego. Co za zachcianki! Jaki brak etykiety! Popatrzyłam na Władzia z troską.
- O co ci chodzi, sąsiedzie?
- Masz dostęp do interenetu?
- Tak.
- To wejdź na naszą klasę.
- Władziu, uspokój się. My nie chodziliśmy do tej samej klasy. Nawet w innych szkołach się uczyliśmy!

          Władek lat 94 wstał energicznie, przynajmniej na tyle na ile pozwalała mu metryka, odsunął mnie od komputera, coś tam poklikał trzęsącymi się rękami, po chwili pokazał stronę www.
- To moja prawnuczka - powiedział z dumą. - Zuzia.
Przyjrzałam się. Na fotografii stała odwrócona tyłem młoda dziewczyna. Wypinała tyłek, obok obróciła twarz w stronę obiektywu, wykrzywiając ją dziwnym grymasem. Pod zdjęciem był podpis: FAJNA DUPA Z RYJA.
- Po co mi to pokazujesz?
- Zuzia robi sondę. Pyta się koleżanek o rodzaj fryzury.
- Niech idzie do fryzjera! - parsknęłam.
- Idzie o włosy na piździe!
- Ty chamie! - wrzasnęłam. - A won mi stąd, ty stary zboczeńcu!

          Co za sprośne bydlę, pomyślałam po wyjściu Władka. Potem wróciłam do komputera. Zuzia dała kilka opcji fryzur łonowych:
1. czytnik,
2. pęknięty jeż,
3. brazylijka,
4. karakuły,
5. wiedźma ple ple.

          Rozdziawiłam gębę. Potem poszperałam w zbiorze swoich filmów i puściłam pornola.
A potem zaprotestowałam. Jak można nie mieć karakuł! Kobiety se robią czytniki? A może kody kreskowe? Co za upadek obyczajów! Co za karakułowa nędza!

środa, 28 kwietnia 2010

Candy Boys

          Sala parlamentu ukraińskiego stała się wczoraj największym ringiem Środkowej Europy. Brakowało jedynie braci Kliczko. Tymczasem łódzcy naturyści myślą o organizacji dyskoteki dla golasów. Natomiast w kopenhaskiej restauracji wybranej na najlepszą knajpę roku na świecie można zamówić wędzony szpik kostny. Na drugiej półkuli Hugh Hefner, założyciel Playboya, uratował napis "HOLLYWOOD", na kalifornijskim wzgórzu, ratując go przed krwiożerczymi developerami.

          A ja wczoraj zrobiłam przepierkę, trochę pocerowałam, ale nie za dużo, bo oczy już nie te, co kiedyś, chwilę postałam w oknie (nie mogłam wyłożyć czerwonej poduszki na parapet, bo prawie cały dzień padało), a po południu zafundowałam sobie dwa drinki malibu, rozgrzewając się przed dzisiejszą poranną gimnastyką. Na koniec dnia poczytałam chwilę "Pisma semantyczne" doktora Gotloba Frege.

          Dziś jestem żwawa, zresztą prawie jak co dzień i mogę protestować. Ale jeżeli miałabym sprzeciwiać się przeciw zalewowi durnych informacji, to sama zostanę uznana za wariatkę. Bo protestować trzeba należycie. Godnie i rozumnie.

          Przykładem nietrafionych protestów jest jeden z dumnych kandydatów na Urząd Prezydenta pan Gabriel Janowski. Okupant mównicy sejmowej, potem Ministerstwa Skarbu Państwa, człowiek, który nieraz i niejednemu podskoczył. Uczynił to nawet w sejmowych korytarzach tuż przed kamerami telewizyjnymi.
Ów kandydat nie zdobędzie głosów, bo jest cukierkiem przeterminowanym (candy dat).  Bo na prezydenta nadaje się tylko stary wolumin, znaczy mężczyzna w słusznym wieku, co ma działania wolę (wolu) oraz charyzmatyczną minę (-min). Dla mnie woluminów w Polsce jest tylko kilku, ale większość z nich to alkoholicy. Z tymże wolałabym np. takiego wolumina Waglewskiego, albo wolumina Majchrzaka, niż jakiegokolwiek candy boya.

          Dlatego protestuję przeciw wszystkim polskim Candy boy'om na Prezydenta. Obywatele takich "candy" się "bojom".

wtorek, 27 kwietnia 2010

Krowie myszki

          Tym razem nie prostestuję, lecz przestrzegam! Wszystkie panie, które czytają mój blog! Uważajcie na swoich absztyfikantów i unikajcie tych związanych z polityką. Każde polityczne bydlę, jakie chce zasiąść w parlamencie, ministerstwie, czy Pałacu, szuka u swego boku domowej kury, którą później i tak w kuluarach nazwie krową. Jednakże tylko jeden z kandydatów na urząd Prezydenta będzie wiedział, czy chodzi o bydło mleczne, czy mięsne...

          Zostawiam jednak dywagacje o  Andrzeju Lepperze na boku i zaczynam zastanawiać się nad kandydaturą kapitana Józefa Franciszka Wójcika. To wyjątkowa propozycja i wielka szansa dla Polski. Ten prezydent, tuż po zaprzysiężeniu, może wejść na pokład jachtu i popłynąć w 5-cio letni samotny rejs dookoła świata. W trakcie pełnienia urzędu zaprosi na pokład głowy innych państw, którym podczas sztormu może zakręcić w głowie. To korzyści w polityce zagranicznej, ale w wewnętrznej też są spore. Otóż żadna nowelizacja prawa nie będzie podpisana przez prezydenta-marynarza, przez co prawo nie będzie przez całą jego kadencję psute.

          Korzyści dostrzegam też  z wyboru Waldemara Pawlaka. Prywatnie jest kogucikiem, niedocenianym przez nasze jajniki - jako reproduktor marudny. Ale to pozory, pod nijaką powierzchownością kryje temperament wulkaniczny. Ponoć swoje podpisy zebrał w pierwszej kolejności wśród papparazzich. Ponadto jako jedyny kandydat ma dobry PESEL.

          Gorzej widzę  natomiast przyszłość na fotelu prezydenckim Janusza Korwina Mikke. Został on już raz ugodzony nożem przez swego syna i nosi w sobie jakieś fatum. Nie chcę kolejnej katastrofy z udziałem głowy państwa.

          Inne kandydatury rozgryzam. Dopiero wpakowałam sobie dwie szufladki do buzi, więc trochę to potrwa. Bo przecież najbardziej interesują mnie relacje kandydatów z krowami. Gdy chodzi o krowią myszkę, trzeba skrupulatnie pomyszkować. Trzymajcie kciuki!

PS. SONDA ZOSTAŁA ZAKOŃCZONA!!
12 osób, które wzięło w niej udział stanowi przekrój społeczeństwa i wynik jest niepodważalny, miarodajny oraz ostateczny.
Wygrała nowa kreacja pana Kalisza.
Brawo!!

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Męskie dekolty

          Człowiek jest największym ewenementem w świecie przyrody. Wszystko robi na opak i w dodatku jest z tego dumny. I dziś właśnie przeciw temu będę protestowała!

          W świecie zwierząt to samczyki starają się o względy pań, że tak to ujmę. Kaczorki mają kolorowe upierzenie, by zwrócić uwagę kaczek. Pan paw rozkłada imponujący ogon, by któraś z pawic raczyła na niego ledwie rzucić okiem. Lew dba o swoją czuprynkę, na którą podrywa lwice.

          A wśród ludzi? Jak się jakiś ładny mężczyzna przyłoży do swojego wyglądu, to nie po to by przypodobać się kobiecie. Robi to albo dla przyjaciela geja, spędzając wiele godzin w solarium, albo zakłada kolorowy ornat, a później powiada, że obowiązuje go celibat, albo ubiera wytworny kapelusz, ale gdy się na niego zasadzisz, to jest już brudny, mówiąc, że gdzie indziej przeczyścił komin. I nie ma prawdziwych mężczyzn, które zaakceptowała by Natura. Zamiast tego krążą po ulicach metroseksualne watahy, zajęte tylko własnym towarzystwem. Wiem, co piszę, bo niejedno ze swojego parapetu widziałam.

          A przecież panowie mogliby zacząć choćby od dekoltów. De-kolt stanowi wystrzałową część ubioru, która niezbyt wydarzonym mężczyznom (a takich jest przewaga!) na pewno przypadłaby do gustu. Panowie, odsłaniajcie torsy, pokazujcie masywne plecy, bo przecież możecie zakładać i takie kreacje, noście rzeczy zwiewne, przejrzyste i seksowne siateczki. Zacznijcie wabić kobiety!

         Tu się muszą zacząć rodzić dzieci! Ja przecież chciałabym mieć większą emeryturę!

niedziela, 25 kwietnia 2010

Gimnastyka

          Dziś niedziela, dzień święty, więc nie będę ani protestowała, ani politykowała. Zajmę się ćwiczeniami, które utrzymują ciało w dobrej formie i wpływają na lepsze samopoczucie.

          Gimnastykę poranną należy rozpocząć od rozgrzewki. Ja rozgrzewam się już późnym wieczorem. Najpierw jest to lampka koniaku, a potem lektura o mistycznym śnie świętej Teresy. Nawiedził ją kiedyś anioł o złotej włóczni i nadział końcówką. Nie jest to żadna bzdura, którą sobie wymyśliłam, lecz wspomnienia albańskiej zakonnicy. I te wspomnienia mnie rozgrzewają/ Dlatego, gdy budzę się rano po upojnym śnie, wtedy zaczynam ćwiczyć. Właściwie skupiam się jedynie na mięśniach Kegla. Przypominam szczególnie paniom, jak ważne to ćwiczenia, które wzbogacają nasze ciała od środka. A i panom je dedykuję, bo wzmacniają zwieracze i pozwalają utrzymać mocz.

          Czasem, jak leżę rozciągnięta na czerwonej poduszce wyłożonej na parapecie, widzę takie siurki z mokrą plamą koło rozporka. Wstyd, panowie! Chcecie by podczas miłosnych igraszek kobieta mocno was przytrzymała, ale sami macie niesprawne siurki. Bo nie ćwiczycie!

          Tymczasem po uczciwie przeprowadzonej porannej gimnastyce od środka wypełnia nas spokój, a ciało wspomożone śniadaniem złożonym ze świeżego pieczywa, nowalijek i aromatyczną kawą rwie się do roboty. I kiedy jutro rozejrzycie się dookoła i zobaczycie leni, to zrozumiecie, że to niewygimnastykowane siurki!

          Życzę miłego dnia.
Ja zaś może dziś skoczę na sumę, tak jestem żwawa!