piątek, 30 kwietnia 2010

Bożenka nie wyskoczy na łono.

          Czy ktoś pamięta jeszcze pochody pierwszomajowe? Włączane syreny w porze rozpoczęcia pochodu? Relacje z Moskwy i innych zaprzyjaźnionych miejsc? Kiedyś był to obowiązek, który wyzwalał u jednych niechęć, u innych konieczność kąpieli, który to zabieg dokonywano zazwyczaj tylko w niedzielę, u dzieci powodował radość z możliwości kupna waty cukrowej i książki na okolicznościowych kiermaszach.

          Jutro hordy zapracowanych rodzin wyruszą na łono natury, by święto pracy spędzić pod gruszą. Inna duża część rodaków pójdzie do pracy. Jako kasjerki, ekspedientki, pracownicy stacji beznzynowych i małych sklepów, prezenterzy radiowi i telewizyjni, konduktorzy i kierowcy autobusów miejskich.

         W Polsce spuźcizną po wywalczonym krwawo święcie pracy są dni wolne między innymi dla parlamentarzystów oraz pracownic domów publicznych. Oczywiście posłanki i posłowie wracają na rodzinne łono, ale co się dzieje z kobietami wykonującymi najstarszy zawód świata? Wyrwane z często przymusowego pracoholizmu wpadają w odrętwienie. Przecież żadna z nich nie zaproponuje: "Bożenko, wyskoczymy na łono?". One bez parlamentarzystów często są jak sieroty zostawione na pastwę losu.

        Wczoraj wpadł do mnie Władek lat 94 z córką. Przyszli na obiad, a ja przygotowałam pyry z gzikiem. Było przyjemnie do momentu, kiedy Władek lat 94 zaczął wypominać Kazi, która jet moją równolatką, że pracowała w latach 70-tych w Novotelu. Przecież była recepcjonistką, co w tym zdrożnego?, zapytałam. Po czym zapadła niezręczna cisza.

          I tak nawet historia z lat 70. wspomniana tuż przed radosnym Świętem Ludzi Pracy może być jak zgniłe jajko w wiosennej sałatce. Dlatego protestuję przeciw świętowaniu 1 maja. To pełen hipokryzji dzień wolny od pracy, który jednych rozleniwi, innych ogłupi, a pozostałych zawstydzi.

1 komentarz: