sobota, 29 stycznia 2011

Nie mówi się "siurać" w obecności kulturalnej kobiety!

We śnie zaatakowały mnie erynie, więc noc miałam niespokojną, żeby nie rzec, że krwawą. Obudziłam się jednak zaskakująco rześka, mimo to postanowiłam się odświeżyć. Wzięłam wannę i w tym momencie przyszedł do mnie Władek lat 95. Kilka dni temu dałam mu klucze, bo nigdy nie wiadomo, kiedy złapie cię jakaś cholera i lepiej byłoby nie wyłamywać drzwi, spiesząc mi na pomoc. Niestety, od momentu przekazania kluczy Władek bezczelnie sam sobie otwiera drzwi i żadne łajania nie pomagają.

Dziś, pluszcząc się w wodzie z pianą, nie usłyszałam jak Anonimowy Kobieciarz przekręcił zamek w drzwiach i dostał się do środka. Omal zawału serca nie dostałam, gdy nagle drzwi do łazienki otworzyły się szeroko.
– Adela, muszę się wysiurać.
– Jakie „wysiurać”, bezczelny łajdaku?! Wynocha, ordynusie!
– To nie są żarty – Władek przekroczył próg łazienki i zamknął za sobą drzwi. – Mnie ciśnie!
– Co mnie to obchodzi?
Sytuacja była bardzo krępująca. Leżałam w pianie po szyję i nie mogłam interweniować, zarazem nie pokazując staremu druhowi swojej jędrnej 73-letniej golizny. Z drugiej strony nie zamierzałam uczestniczyć w oddawaniu Władkowego moczu.
– Idź do pokoju – powiedziałam, patrząc na nerwowy grymas na Włądka twarzy. – Na stole jest wazon. Wyrzuć kwiaty, są już zwiędłe.
– Nie ględź, Adela. Ja się zaraz zesiuram w gacie!
– Idź do pokoju i wysiusiaj się w wazon.
– Zwariowałaś?! Nie włożę swojego wacka do niczego ze szkła! Zresztą mogę nie wyjąć. Tam jest za wąska szyjka jak na mojego wacusia!
– Wacusia? Jakiego wacka, Władku?
– A czym ja niby siuram? – AK-owiec sięgnął ręką do rozporka.
Sytuacja była krytyczna. Zdążyłam tylko zakrzyknąć:
– No dobrze, ale wysiusiaj się na siedząco!

Co było potem nie opowiem, bo Władek lat 95 przekroczył wszelkie granice przyzwoitości, zmuszając mnie do użycia strumienia lodowatej wody. Gdy w końcu uciekł z łazienki, wytarłam się do sucha i szybko ubrałam. Władka znalazłam w kuchni. Zdążył zaparzyć sobie kawę, lecz ciśnienie podniosłam mu ja. Trzymając ścierę w ręku dobitnie zaprotestowałam przeciw używaniu słowa „siurać” w towarzystwie kulturalnej kobiety.

piątek, 28 stycznia 2011

Muzyka gra!

Antenaci i inne erectusy najpierw wydawali z siebie dźwięki fizjologiczne. Bekali, pierdzieli, chrapali, czkali – wszystko na sporych decybelach. Potem nauczyli się krzyczeć i szeptać. Wreszcie zeszli z drzewa, przestając podpatrywać jedynie ptaki, węże oraz małpy. Wytężyli słuch i doszły do nich dźwięki natury, które czasem układały się w miłe melodie. Tak powstały bodźce, które wykształciły mózg, jaki ludzie obecnie posiadają.

Dziś na drugie śniadanie postawiłam kawę i pączki. Władek lat 95 łakomie je pałaszował, a ja zastanawiałam się, na jakim etapie rozwoju jest mój stary druh.
– tomasz.ka musi kampanię prowadzić śpiewająco – powiedziałam do wiekowego przyjaciela.- Poprzez odpowiednią pieśń dotrze do obywateli!
– Jako to? Ma śpiewać? – zdziwił się AK-owiec.
– Ludzie są wyczuleni, czy polityk fałszuje.
– Eee...
– Żadne „eee”! Prezydent musi mieć serce jak dzwon, a głos jak serce dzwonu!
– Nie wierzę, by obywatele mieli serce do oddania głosu na takiego dzwońca. Ja najchętniej zagłosowałbym na milczka.
– Ty oddasz głos na tomasz.ka 2015! – zeźliłam się na głupie gadanie Władka.

Wstałam od stołu, włączyłam radio i z głośników zaczęła płynąć skoczna cygańska muzyka. Nogi same rwały się do tańca. Pokręciłam rytmicznie pupą i podrygując poszłam do drugiego pokoju po telefon komórkowy. Trzymając aparat w ręku myślałam, jak bardzo muzyka wpływa na nasze decyzje, postępowanie i wybory. W hipermarketach skłania nas do zakupów, w kościele podnosi ducha i prowadzi myśli ku niebiosom, natomiast marsz (jak to marsz) Mendelsona zapowiada wprowadzenie dyscpliny do naszego życia. Taa, Prezydent 2015 będzie musiał śpiewać.

Wybrałam numer do krewniaka i wyłuszczyłam sprawę. Spytałam, co chciałby zaśpiewać.
– Light my fire, ciociu – odpowiedział huncwot.
– Że co?
– The Doors.
– Co to takiego?
– Drzwi, Adelo. Wrota prowadzące do nowej percepcji.

tomasz.ka 2015 znów stanął na wyskości zadania. Jestem pewna, że rozpali patriotyczny ogień w sercach Polaków. Wróciłam do kuchni i zobaczyłam, jak Władek kończy połykać mojego pączka. Wzięłam do rąk ścierę i zaprotestowałam. Władek tylko pisnął, choć mógłby uniknąć kary, gdyby tylko coś zaśpiewał...

czwartek, 27 stycznia 2011

Premierze, ja mam Pana w hemoroidach!

– Nie uważasz, Adelo, że dowalanie rządzącym jest najłatwiejsze? – zapytał tomasz.ka 2015. – Wszyscy ich biją!
– Ja nie atakuję. Ja jedynie stymuluję!
– Naprawdę mam zawieźć list do Warszawy?
– Musisz poznać gmachy najważniejszych instytucji w kraju. Zaczniesz od kancelarii premiera.
Huncwot wsiadł w sanie zaprzężone przez parę rumaków. Pijany woźnica smagnął batem końskie zady i ruszyli. Prezydent 2015 nie miał listu żelaznego, ale list od cioci, dlatego liczył, że na trasie mogą go witać tłumy.
Tymczasem ja sięgnęłam do kopii listu, który napisałam do Tuska...

Szanowny Panie Donaldzie,
myślę, że mój list nie trafi na Pana biurko, ale czasem zrządzenia boskie dotknąć mogą też kobiety po 70-tce. Liczę, że któryś z urzędników pokieruje się odwagą cywilną i wykaże empatię dla starej kobiety, oddając pismo wprost do Pana rąk.
Drogi Pierwszy Ministrze,
uwierzyłam w cuda, a order Słońca Peru moją opinię podtrzymał. Radowałam się, gdy przez największych świata został Pan przyjęty jako swojak, a na naszym podwórku Zbycha i Mira przepędził. Potem po chrześcijańsku Grzecha odpuścił, wielkodusznie marszałkiem Sejmu go czyniąc. Ale cuda są jeszcze piękniejsze. Na nie czekałam.
Stara kobieta ze mnie. Do lekarza chodzić muszę. Rodzinny przyjmie, da skierowanie, lecz potem do specjalisty też trzeba czekać. A niemałe są kolejki. Gdybym stała, dostałabym żylaków na nogach. Tymczasem lubię do wysokich obcasów włożyć pończochy ze szwem, więc ta opcja odpadała. Na szczęście, grzecznie ustępowano mi miejsca, więc cupnęłam w jednej kolejce, usiadłam w kolejnej. U wielu specjalistów siedziałam i w końcu zaczęło mnie swędzieć. W rowku, proszę Pana Premiera!
Cudotwórco kochany,
nie zostawiaj mnie samej z hemoroidami. Zrób Pan choć jeden cud! Ten ze zdrowiem. Zejdź z sejmowej mównicy, weź się do krwawicy! Nabądź geriatrycznego sznytu, gdyż mi krwawi z odbytu! Przepraszam za te rymy, ale wyszły mi podobnie niespodziewanie, jak flaki z pupy. Już przestałam nosić stringi. Nawet figi musiałam zastąpić barchanowymi reformami!
Panie Premierze,
proszę nie doprowadzić, by jedynymi reformami były te na moim kształtnym tyle. Tak przecież nie wypada...
Z nadzieją na interwencję,
Adela lat 73 z Poznania (ulicę i nr lokalu zostawiłam w Biurze Podawczym Pana Kancelarii)."

środa, 26 stycznia 2011

A na dzielnicy...

A na dzielnicy jest wszystko normalnie. Ludzie nadal oglądają teleturnieje, pożyczają grosza na tanie wino oraz łakną chwil uniesień, by za kilka godzin obudzić się z moralnym kacem. Mieszkańcy poznańskiej Wildy nie zauważają globalnego ocieplenia, nie docierają tutaj informacje o wyprzedażach w hipermarketach, a z okolicznych sklepów w największych ilościach znika szary papier toaletowy. Oczywiście, nie licząc alkoholu.

– Władku, odkąd przeniosłeś się z warszawskiego kanału na poznańską Wildę, to coś cię zaskoczyło?
Władek lat 95 podniósł głowę znad gazety. Był nieco zaskoczony moim pytaniem. Pozioma zmarszczka zadumy przecięła mu czoło.
– Przecież wiesz, że kilka razy udało mi się zaskoczyć. Lubię duży cyc, ale o tym wiesz.
– Co proszę?
– Jak to co? Pytasz, to odpowiadam. Tryby mi zaskakują tylko na widok odsłoniętego ciałka – wyjaśnił AK-owiec, czyli Anonimowy Kobieciarz lat 95.
– Kiedy ostatni raz robiliśmy terapię?
– Adela, ja przychodzę tylko do ciebie! – wyjaśnił pojednawczo Władek. – Zrobisz mały striptiz?
– Ty świntuchu!

Wyszłam na spacer i w parku spotkałam Brygidkę lat 70. Dawno się nie widziałyśmy, ale rozmowa i tak przeszła na sprawy aktualne. Okazało się, że Brydzia nadal ma ponętne uda i łydki, ale żyje w katolickim gorsecie, który ogranicza wdowę jedynie do ciepłych wspomnień, nie dopuszczając rozgrzanych męskich rąk do myszkowania po zaniedbanym ciele. Pożaliła się za to na psie kupy, na których bardzo łatwo się poślizgnąć, a potem opowiedziała, że ktoś ukradł dwie gromnice z kościoła. „Mówię ci, Adela, zwinął je ten nienormalny Bronek! Ma już 62 lata, od dłuższego czasu kuleje i pewnie z żadnym penerem od dawna się nie seksił. Chyba wiesz, do czego potrzebne mu gromnice?”, dodała konfidencjonalnym szeptem.

Potem wróciłam i zaczęłam gotować kapuśniak. Uchyliłam lufcik w kuchni i usłyszałam, jak Luda drze się na swój drobiazg. Docierał też do mnie przeciągły spazm rozkoszy, ale nie odgadłam, która z sąsiadek dochodzi. Za to w momencie kulminacyjnego krzyku stanęła mi przed oczami twarz Kaczyńskiego. A potem Tuska. Później pokazał się Napieralski, Pawlak i reszta politycznej czeredy.
W geście protestu szybko obmyłam twarz lodowatą wodą. Omamy prysły. Znowu wróciły dźwięki z podwórka. Poczułam się normalnie. U siebie, gdzie dzieją się rzeczy bliskie i znajome. Na dzielnicy...

wtorek, 25 stycznia 2011

Strumień świadomości.

– Ciociu, musimy wykorzystać twoje umiejętności!
tomasz.ka 2015 stał nade mną, obok z rozpalonymi policzkami przyglądał mi się Lucjan Kutaśko, trzymając w ręku jakąś skomplikowaną aparaturę.
– Zostaw Adelę – zagrzmiał Władek lat 95. – Wiem, czym może grozić takie doświadczenie!
– Skąd wiesz?!
– Adela kiedyś weszła w mój strumień świadomości...
– O Boże! – jęknął Kutaśko.

Nie chwaliłam się dotąd moimi wszystkimi paranormalnymi zdolnościami. Wiedział o nich tylko Władek i krewniak. Teraz, gdy w posiadanie sekretu wszedł Lucjan, myślę, że i wy możecie posiąść tę wiedzę. Tylko pamiętajcie: tajemnica musi pozostać w magazynie waszej dyskrecji.
Owszem, widzę duchy, czasem lewituję, potrafię też hipnotyzować, ale to normalka. Zresztą pisałam o tym. Nie podzieliłam się jednak jedną wielką siłą, w jakiej jestem władaniu. Otóż potrafię wejść w cudze myśli, rejestrując wszystkie pokręcone meandry mózgu inwigilowanego delikwenta. Nie, nie potrafię wpływać na tok myślenia drugiego człowieka i całe szczęście, bo by mnie wykorzystały służby specjalne. A ja już jestem za stara na wykorzystanie przez agenta. Choćby najbardziej przystojnego.

Spojrzałam pytająco na huncwota, bo poddanie się doświadczeniu uzależniałam od osoby, którą miałam podejrzeć od środka. Prezydent schylił się do mojego ucha i wyszeptał znane nazwisko. Potem włączył telewizor, a Kutaśko zaczął krępować mnie zwojami swojej dziwacznej aparatury.
– Nigdy nie próbowałam przez telewizor – powiedziałam z obawą.
– O! – krzyknął Kutaśko. – Wszedł na wizję! Ale na razie milczy. Mówi tylko ten blady.
– Tym lepiej – orzekłam, wchodząc w połączenia nerwowe obiektu.
Zaczęłam relacjonować:
„Ten rząd jest najgorszy od 20 lat! Achim ma zgrabne łydki, ale powinien poćwiczyć dupkę, natomiast ja wyślę Antka na konferencję, bo jest najlepszy na głupich młokosów. Jakich dziennikarzy wysyła się dziś do Sejmu, to woła o pomstę do piernika z Torunia. A Toni nigdy nie dyskutuje i ma siłę w obłędnym wzroku. Donald już jest ograny, za chwilę spadnie z ekstraklasy. Czy ten goryl nie zapomniał dać kotu karmy?Muszę umyć ręce, bo mama znowu będzie sprawdzać czystość dłoni. Zaraz, o czym miałem mówić? ...”

To był początek połączenia, ale ja w tym momencie protestuję przeciw waszej bezczelności. Chcecie czytać bez wykupienia „pay per view”? Za darmo nigdy nie dostaniecie numeru PIN do karty bankowej obiektu. Oczywiście nie gwarantuję, że on kiedykolwiek o nim pomyśli, ale trzeba mieć nadzieję.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Lustracja gabinetu cieni.

– Ciociu, przejdziesz się ze mną do Bodzia? – zadzwonił tomasz.ka, nasz prezydent od 2015 roku.
– Bodzia? Już wyszedł z więzienia?
– Mówię o sklepie meblowym. Jest u Ciebie Władek? Może by nam towarzyszył?

Władek lat 95 jak zwykle rano siedział u mnie, czytając gazetę i zajadając się drożdżówką z serem. Kawę już wcześniej wyżłopał, więc już nie raził mnie odgłos siorbania. Przedstawiłam mu propozycję huncwota. Zgodził się nam towarzyszyć. Krewniaka spotkaliśmy tuż przed sklepem meblowym. Przyszedł razem z Lucjanem Kutaśko.

– Ja chcę do działu sypialnianego! – zażądał rozkapryszony berbeć lat 95.
– Miło cię widzieć, Władku. Ciociu – grzecznie przywitał się Prezydent 2015, kiwając głową. Podobnie elegancko zachował się Kutaśko, z szacunkiem całując mnie w dłoń, a Władkowi energicznie potrząsając rękę. – Mamy tu jeden cel i nie jest nim prezydencka sypialnia.
– Cholera! – zaklął zawiedziony AK-owiec.
– Musimy znaleźć pokaźne tremo – zarządził tomasz.ka i natychmiast ruszyliśmy na poszukiwanie lustra.

Bodzio nastawiał się na tekstylną zamożność rodaków, produkując szafy o różnych wymiarach, na bibelowatość tuziemców, klecąc półki i półeczki oraz na nocne harce Polaków, komponując zestawy sypialniane. Luster początkowo nie zauważyliśmy – widocznie jeszcze żaden prezydent nie miał okazji odwiedzić tego sklepu. W końcu udało nam się znaleźć dużą, lustrzaną taflę od której odbicie ładnie do nas wracało. Lucjan z Władkiem przynieśli po 2 krzesła, usiedliśmy na nie, wpatrując się w brutalny wizerunek, jaki odsłonił się przed naszymi oczami.

– To był pomysł Lucjana – powiedział prezydent. – Myślałem jednak, że lustrowanie jest mniej okrutne.
– Teraz widać nad czym musimy popracować – zauważył skrzywiony Kutaśko.
– Tak, nie możemy nikomu przed wyborami pokazywać Lucjana i Władka – zawyrokowałam. – Są zbyt szakradni.
– Stworzycie gabinet cieni – polecił tomasz.ka. – Pamiętajcie, niejeden brzydki lider zaczynał w cieniu!

I to był słuszny krok. Takich przełomów dokonuje się tylko w sklepach meblowych. Lustracja pośród kufrów, barków i dwunastu krzeseł. Wśród zawiasów najłatwiej ferować wyroki. Szczególnie, gdy ktoś jest brzydki!

niedziela, 23 stycznia 2011

O klapie.

– Władek, świntuchu, znowu nie zamknąłeś sedesu!
– Dlaczego przejmujesz się kiblem? Nie masz innych zmartwień na głowie?!
– I obserwuj, czy strumień wody wszystko spłucze! Dziś ci się udało, ale nie zawsze masz takie szczęście!
– Jak mężczyzna klapnie na kiblu i ma wszystko w tyle, to nie po to, by potem patrzeć wstecz.
– Nie szukaj głupich wymówek.
– Ja tak czuję. Mam 95 lat i zawsze spoglądam do przodu.
– Już wszyscy zaproszeni goście potwierdzili udział w uroczystości urodzinowej na twoje stulecie. Masz 5 lat, by impreza nie skończyła się to klapą.
– Widzisz, przyznałaś mi rację. Od niczego nie można odcinać się klapą.
– Władku, nie uda ci się wykpić. Jeżeli wymyślono klapę, to po to, by jej używać. Klapa ma za zadanie przysłonić kupę.
– To dlatego politycy paradują w garniturach! – Władka olśniło.
– Nie rozumiem.
– Marynarki mają klapy. Polityk, czując smród swego zajęcia, odcina się od społeczeństwa dwoma klapami.
– No chyba nie tylko politycy tak mają – nieśmiało zaoponowałam. – Pan Młody na ślubie też jest oklapły.
– To z kolei jest intuicja – zauważył błyskotliwie AK-owiec. – Młodożeniec wyczuwa podświadomie, jakie mogą być konsekwencje jego kroku. Zresztą od momentu tej jednej plagi egipskiej wiadomo, do czego zlatują się muchy. Znana, stara prawda, choć rodzaj ludzki zawsze postara się o świeże gówno. Dlatego muszka na szyi mężczyzn świeżo poślubionych z kobietą lub polityką jest tak wymowna.
– Mącisz mi w głowie! Najpierw głupkowato uzasadniasz nie zamykanie klapy, a potem pokrętnie tłumaczysz fakt, że chodzisz w dresie. Bądź elegancki. W słowie, czynie i odzieniu!
– Oj, Adela, jak ty nie znasz się na polityce!

Zmęczona głupią rozmową klapnęłam na sofie. Popatrzyłam z dezaprobatą na Władka, któremu wydawało się, że pod dresem skrywa złoto. Tymczasem prawdziwy kruszec tkwi tylko w ludziach skruszonych. A do krnąbnych bęcwałów nic nie dociera.
– Jak myślisz – odezwał się triumfująco Władek. – Dlaczego Mucha poleciała na Wojewódzkiego?
Cisnęłam groźnie wzrokiem, protestując przeciw pokrętnej logice. Tymczasem zadowolony z siebie AK-wiec uśmiechnął się pod nosem i po chwili zapadł w drzemkę.