wtorek, 13 lipca 2010

Placki ziemniaczane.

Poznań usiany jest pięknymi parkami. Natomiast parki usiane są plackami ziemniaczanymi. To zjawisko przejściowe, spotykane podczas upałów. Poznańskie pyry rozkładają wówczas koce na ziemi i leżą plackiem. Smażą się zwykle z dwóch stron, zaś bardzo rzadko przypiekają sobie boki, jak to jeden łajdak uczynił pod Jasną Górą z imć Kmicicem, zwanym wtedy Babiniczem. Ale to było zimą. Ja zaś wrócę do upalnego lata.

Najmniej estetyczne są krowie placki. To matrony, które chcą optycznie zmniejszyć swój tłuszczyk przyciemniając go na brąz. (Ciekawe, że nikt nie wpadł, by opalać się w pionowe pasy? Gdyby zebra nie miała pasów byłaby najbardziej otyłym koniem). Krowi placek wiele zrobi dla ciemnej karnacji. Ma to jeden dobry skutek - krowi placek nieco się wysusza, wyparowując pot spod piersi.

Inaczej od bab opalą się Babinicze, zwane plackami drożdżowymi. Poznańskie placki drożdżowe opalają się w otoczeniu rzędu butelek od piwa. Dlatego rosną jak na drożdżach, szczególnie w strefie brzusznej. Placki drożdżowe trochę na słońcu się burzą, czemu sprzyja ekstrakt słoneczno-chmielowy. Gdy nie masz umiaru wtedy wychodzi zakalec. Ale nawet zakalec znajdzie wytłumaczenie, mówiąc: "chciałaś, to masz, babo, placek."

Interesujące w tym zjawisku jest to, że nie ma placków wśród dzieci, które przecież muszą się ciągle ruszać. Dlatego zjawisko plackowania przypisane jest wiekowi, a w dalszej konsekwencji - tradycji. Bo Polacy przywiązani są do ziemi i tych, których tam pochowali. Przed nimi są gotowi leżeć plackiem. Co sprytniejsi stawiają dodatkowo krzyże, by leżeć plackiem w ich cieniu. To znana polska tradycja - Placki ciernistych krzyży.

A ja protestuję. Bo co mi po krzyżu na Nowym Świecie? Krzyże w Nowym Świecie to mógł ustawiać Cortez, czy inny Kolumb. Ja myślę, że w Raju nie ma krzyży. Placków ziemniaczanych też nie ma. Są najwyżej placki niebiańskie.
Takie Niebo w gębie.
Niebo wszędzie.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Lektury obowiązkowe.

Nastało lato. To pora niezbyt miła dla kobiet. Wszystkie panie wiedzą, o czym mówię. Pot zbierający się pod biustem jest wyjątkowo nieprzyjemny. Przyznaję, że latem moje piersi to niewydarzone ślizgacze. Sklejone, przesolone, ot, ciężar dla ciała i duszy.

Oczywiście tak jest, gdy trzymam je pod tekstyliami. Niechby i zwiewnymi. Nic nie pomaga. Moje piersi pokrywają się warstwą lśniącej substancji.
Ale wczoraj postanowiłam to odmienić. Wybraliśmy się z Władkiem lat 94 nad jezioro. Władek chciał poczuć trochę mułu, który przypomniałby by chwalebne chwile z kanału, ja zaś chciałam wystawić biust na łagodny powiew wiaterka.

Wzięłam ze sobą kilka gazet, Władek przydźwigał biografię Mao Tse Tunga. I o tym właśnie chcę napisać. Zrobiliśmy to zupełnie niepotrzebnie. Żaden tygodnik, miesięcznik, czy bestseller nie przyniesie wiedzy o człowieku. Tej prawdziwej kwintesencji ludzkiego losu, esencji egzystencji, istoty ludzkiej istoty. Prawdę wyczytać można tylko z samego człowieka.

Wzięłam Władka lat 94 za rękę, przerzuciłam torbę z dokumentami i kluczami przez ramię i poprowadziłam mego przyjaciela ku lekturze obowiązkowej. Ku prawdzie o drugim człowieku. Nie musieliśmy daleko iść. Prawda zwykle leży tuż obok nas.

Pierwszy mężczyzna leżał zaledwie kilka metrów od nas. Jego tatuaż mówił o nim wszystko. Miał wytatuowaną twarz Maradony na brzuchu. Mimika Argentyńczyka zmieniała się wraz z falowaniem piwnego mięśnia. Raz wyrażała zdziwienie, innym razem oburzenia, czasem nawet się uśmiechała. Inne wrażenia mieliśmy z Władkiem lat 94, gdy obserwowaliśmy tarantulę na odsłoniętym lewym pośladku kobiety w średnim wieku. Potem natknęliśmy się na cytaty z Konfucjusza, Mahometa oraz Maniego. Zobaczyliśmy motywy wzięte z irlandzkich legend, starogermańskich baśni oraz ustnie przekazywanej historii Czejenów.

W końcu wróciliśmy z Władkiem lat 94 na własny ręcznik. Naszła nas wspólna konstatacja, jak przez całe życie nie zrobiliśmy nic, by przekazać innym naszą wiedzę. Przez tatuaż. Byliśmy jedynie marnymi golasami.

Ja protestuję przeciw niewytatuowanym golasom. Protestuję ze wstydem.