sobota, 22 września 2012

Biomucha.

Nie znoszę bzyczenia. Gdy od strony podwórza, gdzie jest ustawiony śmietnik, wleci do mieszkania mucha, to biegam za nią z packą dopóty, dopóki jej nie unicestwię. Podobnie jest z ludźmi, gdy zajdą mi za skórę. Powinnam napisać: „z mężczyznami”, ale nie chcę wyjść na seksistowską ciotkę, choć szczerze powiedziawszy, to byłaby prawda.

Holenderscy genetycy wypuścili na rynek biomuchy. To stworzenia, które mają skrzydła i nawet latają, ale nisko i na niewielkie odległości. Przeważnie trzymają się w cieniu, a jak już biegają, to po gównie w oborze, chlewiku czy stajni. I składają larwy, które atakują i unicestwiają potomstwo normalnych much. Po prostu mucha nie siada! Na ludzi i na zwierzęta też nie siada!

Skoro istnieje biomucha, to może niedługo powstanie w holenderskich laboratoriach biofacet? W końcu mężczyźni to plaga. Ale nie wszyscy. Podobno są wyjątki. Tylko jak ich wyróżnić genetycznie, by stali się nieapetyczni dla biofaceta?
Ten naukowy dylemat starałyśmy się rozwiązać, stojąc w ogonku, gdzie czekałyśmy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku. Jak zwykle dostawczak z piekarni spóźniał się, więc spokojnie mogłyśmy rozprawiać o stworzeniu groźnego, lecz bezpiecznego w użyciu biofaceta.

– Biofacet musi mieć niskie loty – zauważyła Kunia lat 90.
– I babrać się w kupie – dodała Malwina lat 90.
– Musimy zastosować inną metodę – ukierunkowałam dyskusję. – Przecież biofacet sam z siebie nie wyda na świat larwy.
– Biofacet powinien być hermafrodytą – zaproponowała Elwira lat 77. – Ale co zrobić, żeby biofacet nie zaatakował księdza proboszcza? Wikarego też bym oszczędziła. To dobry chłopiec, choć nie tak święty jak ksiądz proboszcz.
– Biofacet musi być obrzezany ze skrzydeł. Wtedy nie dosięgnie aniołów oraz poetów, którzy stąpają po nieboskłonie – rzekła metaforycznie Elwira.
– Przede wszystkim biofacet powinien mieć zaprogramowaną genetycznie krótką metrykę – oświadczyła Kunia. – Krótkotrwałą agresję skieruje wtedy na egzemplarze w zasięgu jego niewielkich możliwości.
– Zostawimy dla siebie jedynie geniuszy! – ucieszyła się Malwina.
– A jeżeli zostaną tylko naukowcy z holenderskiego archiwum? – zatrwożyłam się. – To mogłoby nas wpędzić w depresję. W końcu oni często działają poniżej poziomu morza.
– Powinnyśmy z wysokości naszych umysłów kontrolować ich eksperymenty – zaproponowała Kunia. – Elwira, chciałabyś wybrać się do Holandii?
– W żadnym wypadku! Tam mieszkają sami ateiści!
– Ja z chęcią się wybiorę – Malwina wysunęła swoją kandydaturę.

Spojrzałyśmy na nią z niepokojem. Malwina to była palaczka opium, a i od marihuany nigdy nie stroniła. Musimy się jeszcze nad tym głęboko zastanowić.

piątek, 21 września 2012

Światowy dzień suchej karmy.

Stałyśmy w ogonku przed sklepem na dole, gdzie oczekiwałyśmy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku. Furgon jak zwykle się spóźniał, więc my zabijałyśmy czas, dzieląc się różnymi pomysłami, doświadczeniami i przemyśleniami.

– Czy jest taki dzień w roku, kiedy nikt nie ma imienin? – spytała Kunia lat 90.
– Sylwester? – palnęła Elwira lat 77.
– Sylwester nie – odpowiedziała Malwina lat 92. – Akurat w ten dzień imieniny obchodzi Sylwester.
– Może 29 lutego? – przypuściłam.
– Też nie – odpowiedziała Kunia. – 29 lutego imieniny obchodzi Dobroniega, Dobrosiodł, Roman, Lutosław i Teofil. Moje pytanie było retoryczne. Chciałam jedynie naprowadzić was na temat.
– Niby jaki?
– Każdy dzień w roku jest również świętem. Dzień dziecka, dzień matki czy dzień długiego stosunku to najbardziej znane przykłady.
– Dzień długiego stosunku? – zdziwiła się Elwira. – A co to jest?
– Idzie mi o to, byśmy same ustanowiły taki dzień i obwieściły to światu.
– Kunia, zawsze doceniałam twoją ambicję i szerokie horyzonty myślowe – powiedziałam z podziwem. – Masz klasę światową!
– Jestem najstarsza, więc pierwsza rzucę propozycję – oświadczyła Malwina. – Światowy dzień suchej karmy! To jest mój pomysł.
– Suchej karmy? A ja karmię kota księdza proboszcza akurat mokrą karmą – oburzyła się Elwira.
– Proboszcz ma kota? – zdziwiłam się.
– Ludzie w ogóle nie są karmiczni – wyjaśniała Malwina. – W piątki myślą tylko o popołudniowym chlaniu. Idzie o to, by przeżyli ten dzień o suchym pysku. Dlatego uważam, że karma w ten dzień tygodnia powinna być sucha.
– Światowy dzień suchej karmy? – zastanawiałam się.
– Czyli w sobotę byłby Światowy dzień mokrej karmy? – dociekała Kunia.
– Niby dlaczego?
– Ludzie przecież jakoś muszą odreagować...

I tak na jednym ogniu upiekłyśmy dwie pieczenie. Teraz musimy tylko ogłosić to światu. Postaramy się zdążyć do południa, bo potem może być za późno. Mało czasu, kruca bomba.

czwartek, 20 września 2012

Kocenie diakona.

Jeśli idzie o fluktuację naszego parafialnego personelu to jest ona na bardzo słabym poziomie. Proboszcza mamy tego samego od 8 lat, wikarego od lat 4, a kościelny zbierający pieniążki na tacę, to jest u nas całe wieki. Ucieszyłyśmy się zatem, gdy w parafii pojawił się diakon, który jeszcze do końca nie przegryzł pępowiny łączącej go z seminarium. Dlatego za przyzwoleniem księdza proboszcza zwabiłyśmy diakona do parku przed kościołem pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie.

Pogoda już pachniała jesienią, ale temperatury jeszcze były znośne, więc bez wyrzutów sumienia mogłyśmy obnażyć diakona. Trochę było szamotaniny, bo biedak protestował, nawet dość głośno, więc musiałyśmy go zakneblować. Diakon pod sutanną nosił slipki, ale tych mu nie zdjęłyśmy. W końcu niedługo będzie naszym spowiednikiem. Ponadto tak jak kiedyś byłyśmy przeciwne fali w wojsku, tak teraz też nie chciałyśmy powielać podobnych zachowań. W końcu to było tylko kocenie diakona, a ono wymagało od nas dużo więcej subtelności.

– Mam plaster do depilacji – poinformowała Kunia lat 90. – Gdzie przykleić? Proponuję lewe udo.
– Na klatę! – zaproponowała Malwina lat 92. – Duchowny nie powinien mieć włosów na piersiach. Włochaty ksiądz przypomina szatana!
– Kocenie diakona to jedyna chwila, gdzie można wobec księdza użyć liścia – oznajmiłam. – Chciałabym byśmy obrzuciły go stertą suchych liści, które dopiero co opadły z drzew.
– A potem podpalimy? – Kuni zaświeciły się oczy.
– To nie ma być palenie na stosie czarownic! – sprzeciwiła się Elwira lat 77. – Możemy liście wpleść we włosy diakona.
– Diakon powinien miauczeć – zatroskała się Malwina. – Co to za kocenie, gdy diakon nie miaucze, bo ma zakneblowane usta?
– Zrobiłam się głodna – obwieściłam. – Na szczęście właśnie kupiłam pasztetową. Posmaruję nią plecy diakona. Proszę, częstujcie się dziewczyny – zachęciłam.
W tej chwili pojawił się przy naszej ławce ksiądz proboszcz, który postanowił sprawdzić, jak przebiega kocenie diakona..
– Wielebny – zwróciła się do niego Elwira – ma ksiądz ochotę na wątrobiankę? Adela twierdzi, że jest świeża.
– Bóg zapłać – ucieszył się ksiądz proboszcz.

I szczerze powiedziawszy, kocenie diakona skończyło się wylizaniem go. Diakon lśnił, a my dostałyśmy zastrzyk energii dzięki wysoko kalorycznej pasztetowej. Jaka to szkoda, że na tak niskim poziomie jest fluktuacja w naszej parafii...

środa, 19 września 2012

Wskaźnik makroekonomiczny.

Po co słuchać przemówień ministra finansów, tyrad liderów opozycyjnych partii politycznych czy nawet wyważonych słów przedstawicieli Episkopatu? Jedynym sensownym wyznacznikiem zamożności bądź biedy obywateli są wyniki ekonomiczne Totalizatora Sportowego. Ostatnio pochwalili się sporymi przychodami, co oznacza, że biedniejemy. Ale nie na tyle, by nie było nas stać na wysłanie kuponu w kolejnej kumulacji.

– Zawsze stawiam na te same numerki – powiedziała Kunia lat 90. – Mam spore szanse na główną stawkę, bo jeszcze nigdy nie wygrałam. To musi w końcu się zmienić.
– W zeszłym roku z wygranej chciałam kupić stadninę koni – wyznała Malwina lat 92. – ale dziś zatrudniłabym przystojnego kierowcę w białych rękawiczkach. A może dwóch? Tak, do każdego samochodu miałabym innego kierowcę.
– Przed wysłaniem kuponu modlę się – Elwira lat 77 złożyła ręce do modlitwy. – Kiedy osiągam odpowiedni stopień żarliwości, wtedy przed oczami pokazują mi się cyferki. Dwa razy w ten sposób trafiłam czwórkę.
– Cholera – zaklęła Kunia – chyba za mało się modlę.
– Wiecie jak powstało Sierra Leone? – spytałam.
Dziewczyny spojrzały na mnie pytająco.
– Na przełomie XVIII i XIX wieku Brytyjskie Towarzystwo Antyniewolnicze wykupiło z niewoli wielu londyńskich Murzynów, założyli im miasto Freetown i odesłali do Afryki. Chciałabym zrobić to samo.
– To w Londynie Murzyni nadal są w niewoli? – zdziwiła się Elwira. – Sprzeniewierzyli się Watykanowi, antychrysty jedne, i ludzi zniewalają!
– Myślałam o polskich recydywistach. Wygraną przeznaczę na wykupienie więzienia w Rawiczu oraz we Wronkach. Myślę, że pieniędzy powinno wystarczyć jeszcze na zakup jakiejś atrakcyjnej działki.
– Każdy więzień dostanie działkę? – Malwina przeszła do konkretów.
– Chciałabym zapewnić im jak największy komfort, więc myślałam o czarnoziemach – odkrywałam kolejne karty świetnego pomysłu. – Mój typ padł na Dzikie Pola. Mam na oku pewien atrakcyjny teren pod Dniepropietrowskiem.
– A co oni będą tam robić? – zaciekawiła się Kunia.
– Och, jakąś rolę na tych czarnoziemach im się wymyśli. Idzie jedynie o to, by nie było w pobliżu żadnej kolektury Lotto. Wtedy będą bogaci.
– To szczytny cel – pochwaliła mnie Elwira. – Wymodlę ci kilka cyfr.
– Bóg zapłać, kochana.

Czekając na przyjazd furgonu ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku, skupiłyśmy się na odkryciu przyszłościowych numerków. Niewiele czasu nam pozostało. W końcu już jutro jest losowanie.

wtorek, 18 września 2012

Tramwaj zwany posprzątaniem.

Biskup pomocniczy z Gniezna Edmund Wojtuś przeszedł na emeryturę. Wstrząsnęło to mną.
– Ja też muszę posprzątać! – warknęłam.
– I ja! – zawarczała za mną Kunegunda.
Uderz w stół, a Kunia lat 90 się odezwie. Stałyśmy w ogonku oczekującym na dostawę świeżego oleju z pierwszego tłoczenia oraz pieczywa z nocnego wypieku, a furgon z piekarni nadal się nie pojawiał.
– Masz śmieci? – spytała niewinna Elwira lat 77, której jedynym grzeszkiem było trzymanie się sutanny księdza proboszcza.
– Nie lubię wysypisk śmieci – oznajmiła Malwina lat 92. – Wszystkich swoich byłych mężów pochowałam na cmentarzu. Nawet mężczyznom należy się szczątka szacunku po śmierci.
– Po śmierci: tak – Elwira przyznała rację Malwinie.
– Jeżeli byłabym arcybiskupem – oznajmiłam – to mogłabym kształtować swoją świtę. Musiałabym z niej wyrzucić darmozjadów.
– Darmozjadów? – dopytywała sie Kunia. – Ale na żarcie zapraszasz jedynie Władka lat 96. Nie postawisz mu więcej drugiego śniadania?
– Edmund Wojtuś nie był darmozjadem – zaoponowała Elwira.
– A ty, Kunia?
– Trwają zmasowane kontrole moich byłych kochanków.
– Co proszę?
– Napuściłam na nich Sanepid.
– Ja napisałam anonimy do kontrolerów BHP – pochwaliła się Malwina. – Moi kochankowie byli niebezpieczni, więc zależy mi, by ktoś popracował nad bezpieczeństwem ich poczynań.
– Sprzątanie w życiu porządnych kobiet jest bardzo ważne – zgodziłam się. – Ale ja czasem lubię mieć śmiecia koło siebie.
– Nawet jak śmierdzi? – dociekała Kunia.
– Bardzo interesuje mnie utylizacja byłych kochanków. Staram się żyć ekologicznie – przyznałam się do dziwactwa.
– Jak już pochowałam kochanka, to potem musiałam udeptać grób – przypomniała sobie Malwina. – Nie lubię spulchnionych śladów mojej namiętności.
– W każym razie po kochankach trzeba sprzątać – osądziłam.
– Trzeba – dziewczyny wyraziły zgodę chórem.

Wtedy podjechał furgon ze świeżym pieczywem. Wysiadł z niego kierowca. Ksawery lat 31. Żadna z nas go nie miała, ale każda chciała uczynić z niego śmiecia.

Ja uśmiechnęłam się do niego zniewalająco.

poniedziałek, 17 września 2012

Trudno dogadać się.

– Od wczoraj trapi mnie jeden problem – Kunia lat 90 zagadała nas w ogonku, gdzie oczekiwałyśmy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku – mianowicie zastanawiam się, jak bym dogadała się z Eskimosem.
– Wybierasz się na Grenlandię? – spytałam zaintrygowana.
– Ja bym na takim mrozie nie otwierała ust – stwierdziła Elwira lat 77. – A w ogóle, czy oni są katolikami?
– Właściwie pytam się hipotetycznie. Myślę o nauce języka obcego. Który język jest teraz na topie?
– 2 lata temu zarejestrowałam się na szwajcarskim portalu randkowym – wyznała Malwina lat 92. – To zmusiło mnie do nauki. Sformułowania „Panu już dziękuję” nauczyłam się po niemiecku, francusku i włosku. Nawet w retroromańskim potrafię to powiedzieć. Utrwaliło mi się, bo miałam spore wzięcie.
– Ksiądz proboszcz nie pochwala tych portali randkowych – stwierdziła z przekąsem Elwira. – Mówi, że tam tylko ruja i chuć. I nie mówił tego bez pokrycia!
– Pokrycia? – Kunia otworzyła szeroko oczy.
– Myślę, że kto jak kto, ale Eskimos potrafi rozgrzać – powiedziałam, patrząc na Kunię z podziwem. – Świetny wybór. Eskimosi mają najdłuższą grę wstępną. Zanim zrzucą łachy, to pół nocy może minąć.
– Oj, ja tylko zastanawiam się teoretycznie – zaoponowała Kunia. – Chciałabym się wziąć za naukę języka obcego.
– Nie mydl nam oczu – Elwira pogroziła palcem. – Nieraz poczułam, jak szatan wyłazi ci spod kiecki!
– A może Malwina cię poduczy? – zaproponowałam.
– Kunia, najpierw musisz znaleźć lodowaty portal randkowy – doradziła Malwina. – Potem wyszukamy najprzystojniejszego Eskimosa.
– Lodowaty? – zdziwiła się Kunia.
– Przez całe życie narzekałam na swojego starego – przypomniała sobie Malwina – ale dopiero, gdy stał się zimny, wtedy poczułam do niego żar miłości.
– Z chłopem nie dogadasz się nawet po francusku! – orzekła Elwira. – Oni nas nie słuchają. Po co uczyć się języków?
– Może powinnam powiedzieć, że chciałabym pogadać z Eskimoską? – zastanawiała się Kunia.
– Masz pociąg do dziewczyn?
– Postanowiłam się nie uczyć. Po co mam przyswajać język obcy, skoro nie potrafię porozumieć się po polsku?
– Jak to? – zaciekawiła się Elwira.

Pytanie jednak pozostało bez odpowiedzi i rozmowa się urwała. Na szczęście dojechał furgon z pieczywem, więc zrobiłyśmy zakupy, a potem wróciłyśmy do domów.

niedziela, 16 września 2012

Katachreza.

Kobieta musi posiadać magiczne słowo. Całkowicie prywatne, używane w sytuacjach, gdy krążący na naszej orbicie samiec zaczyna stroszyć piórka. Rozkładać pawi ogon, gruchać po gołębiemu i zalotnie dziobać. Ja mam takie zaklęcie dopiero od 35 lat, bo wcześniej nie postrzegałam mężczyzn jako sępów czy innych kondorów. Nasza kobiecość zasłania nam prostą prawdę, że samcy traktują nas jak padlinę. Dlatego posiadanie osobistego magicznego słowa jest konieczne. Zdarza się, że jestem co jakiś czas zmuszona go użyć. Bo magii nie można pożytkować codziennie. Traci wtedy swój czarodziejski atrybut i staje się zwykłym gadaniem. A gadaniem nic nie zdziałasz. Magii należy używać niespodziankowo i w sytuacjach ekstremalnie nieodzownych.

Władek lat 96 wpadł do mnie na drugie śniadanie i już od progu próbował zauroczyć mnie swoimi niecodziennymi skojarzeniami.
– Adela, jak ty zdrowo wyglądasz. Jesteś niczym główka czosnku, którego nie zżarł ząbek czasu.
– Ząbek czasu?
– Ze znanych mi kobiet tylko ty otwierasz jednocześnie piekarnik oraz zamrażarkę. Lubię wtedy stać pośrodku.
– Władku, może chcesz przez chwilę odpocząć?
– Zmrożonego kurczaka nadziewasz na rożen, a ja już czuję, że pocę się razem z drobiem. Tymczasem tafla okiennego szkła odbija się w twoich oczach ferią barw kolorowych dachówek oraz barwnymi reklamówkami, w których ludzie wynoszą na śmietnik odpady.

Nietrudno się domyślić, że właśnie w takich sytuacjach przygotowuję się do zastosowania magii.
– Adela, gdy twoje radosne paluszki sypią kawę do filiżanki, to czuję, że za chwilę i mnie zaleje wrzątek twojej namiętności.

I to jest ten moment!
– Katachreza!
– Że co?
– Katachreza!
– Bruderszaft naszych emocji przekracza urzędy celne w...
– Katachreza!

Trzeba dobić ostatnie podrygi zanęcania kobiety przez samca, by odzyskać kontrolę nad sytuacją. W moim przypadku Władek wówczas posłusznie siada przy kuchennym stole i wraca do poznańskiego „Ordnung muss sein”. Ja zaś mogę wrócić do rozdawania kart i układania życiowego pasjansa. Bo przeciw samczej fantazji zaprotestować trzeba szybko i stanowczo. Inaczej kobieta może stracić głowę i stać się padliną. Dlatego zachęcam te panie, które jeszcze nie mają magicznego słowa, do jak najszybszego wypełnienia braku.