czwartek, 19 lutego 2015

Ćwiczenia praktyczne

Prezydent 2015 zaszczycił dziś nasz ogonek. Wszystkie czułyśmy się tym faktem wyróżnione, choć ja wiedziałam, iż to tylko trening i huncwot ma czas jedynie do przyjazdu furgonu z piekarni. Po prostu chciał się wbić między świeże pieczywo z nocnego wypieku, porozmawiać o świcie z chłodnym jeszcze elektoratem, a potem w gronie ekspertów ze sztabu wyborczego rozdzielić doświadczenie na czynniki pierwsze niczym włos na czworo.

tomasz.ka 2015 przywitał się grzecznie z kolejkowiczkami, po czym nieśmiało zagaił:
- Wczoraj zrobiłem pranie - obwieścił. - Nie wiedziałem, że tyle z tym roboty.
- Miałam kiedyś kochanka, z którego trzeba było zdzierać bieliznę, tak silnie przywarła do ciała - Kunia lat 90 zanurzyła się we wspomnieniach. - Odchodziła wraz z naskórkiem. Potem już nie gotowałam tego świństwa, tylko prałam w 40 stopniach.
- Nie lubię mężczyzn w gaciach w kolorze cielistym - Malwina lat 92 wydęła z niesmakiem usta.
- Pewnego razu zerwałam mu napletek - kontynuowała Kunia. - To był nasz ostatni raz. To było w kwietniu 1972 roku.
- Jako poważny kandydat na stolec prezydenta chciałbym obywatelkom kraju jakoś ulżyć - prezydent przejął inicjatywę, bo rozmowa schodziła na manowce. - Myślę o stworzeniu sieci suszarni. W końcu tyle się w ojczyźnie pierze, a w miastach, szczególnie tych usytuowanych nad rzekami, jeziorami i morzem jest za dużo wilgoci.
- Chciałbym pan spuścić? - spytała Elwira lat 77, jednocześnie wykonując znak krzyża na piersiach.
- Co spuścić? Się tego? - zająknął się huncwot.

W tym momencie zakodowałam sobie, że należy prezydentowi zwrócić uwagę na zwrot "się tego". Był jak ostatni skandal obyczajowy poruszony przez znany, choć nędzny tygodnik. Zdecydowanie to sformułowanie nie miało klasy.
- Wodę z akwenów?
- Nie - zaprzeczył mój krewniak. - Chcę zbudować sieć suszarni refundowanych z NFZ.
- Z kasy chorych? - zdziwiła się Pela lat 83.
- Pranie i suszenie to rodzaj profilaktyki - wyjaśnił mój faworyt do pełnienia najwyższego urzędu w państwie. - Chcę stworzyć szeroki front walki z wirusami. Bakteriami i brakiem higieny osobistej też.
- Chwali się - uznałam.
- Brawo, panie prezydencie! - żywiołowo reagowały dziewczyny.
- Suszarnie powstaną przy gabinetach stomatologicznych - prezydent in spe wyjaśniał szczegóły projektu. - Wyprane bielizna i inna odzież pachnieć mają aromatem dezynfekcji. Tak zainicjuję rewolucję goździkową.
- Przecież goździki wcale nie pachną - obruszyła się Lwinka. - Bez pachnie, ale tylko przez dwa wiosenne tygodnie.
- Ja mówię o przyprawie - tomasz.ka uciął zbędne dywagacje, po czym podniósł rękę na pożegnanie. - No to bywajcie!
- Do zobaczenia przy urnie - wyrwała się Pela.
- Do zobaczenia u dentysty - pożegnała się Lwinka.
- Niech wiecznie pachną goździki! - zawołała Kunia.

Ja zaś w duchu zaprotestowałam. Przecież na zebraniu sztabu ustaliliśmy, że tomasz.ka ma uderzyć do wyborców brudnych. Skąd pomysł, by namawiać ich do wietrzenia ubrań w goździkowym zapachu? Zaraz, a może właśnie dlatego? Przecież kwitnący bez nie zabije smrodu tak skutecznie jak aromat goździków...
Musimy to obgadać.