piątek, 4 marca 2016

Nic bez pokrycia

– Wszystko, co jest bez pokrycia, jest do dupy – uznała sentencjonalnie Kunia lat 90.
– Słowa bez pokrycia takie są – podzieliła się banałem Malwina lat 92.
– Miłość bez pokrycia jest zaś uczuciem platońskim – wymądrzała się zausznica proboszcza parafii pw. Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie Gertruda lat 77, co natychmiast skontrowała nastawiona antyklerykalnie Kunia:
– Platon krył swoich uczniów! – wypaliła. – Kto wie, czy święty Tomasz z Akwinu, formułując swoje myśli na podstawie starożytnych pism, nie podejrzewał, że jego mistrz Arystoteles niejednokrotnie nie poczuł dogłębnie platońskiej idei?
Czekałyśmy jak zwykle w ogonku przed sklepem na dole, wypatrując dostawczaka z piekarni, który przywoził świeże pieczywo z nocnego wypieku. Czas oczekiwania na jego przyjazd umilałyśmy sobie ważkimi dyskusjami.
– Dach bez pokrycia przecieka – stwierdziłam, starając zmienić wątek, by nie dopuścić do scysji Kuni z Trudzią.
– Czekiem bez pokrycia nie załatwisz transakcji – podała nowe uzasadnienie Pela lat 83.
– Adela, a jak z twoim wyjazdem do Szczecina? – spytała Lwinka. – Czy ten zamiar jest z pokryciem?
– Trudno wszystko przewidzieć – odpowiedziałam uczciwie. – Zamierzam zdzierać obcasy na szczecińskim bruku. Przeszkodzić mi mogłyby jedynie bardzo ważne okoliczności, ale nie chcę o nich myśleć, bo są zbyt straszne.
– Nie, teraz się nie wykpisz. Mów otwarcie – zażądała Kunia.
– Dawaj, Adela – zachęcały do wynurzeń inne dziewczęta.
Spojrzałam na nie z zadumą, po czym podzieliłam się niedobrymi wariantami, jakie mogłaby przynieść przyszłość.
– Na szczecińskich rondach nie chciałabym naokrągło widzieć np. pana Kaczyńskiego.
– To niezrozumiałe – zdziwiła się Trudzia. – Przecież pana Jarka chwali ojciec Tadeusz. A to wyjątkowy człowiek, z którego słowami należy się liczyć.
Postanowiłam nie reagować na tę uwagę. Tym bardziej, że nadjechał furgon z piekarni. Kierowca zaczął wyładowywać pieczywo, sąsiadki zaś przygotowywały drobne na zakupy, a ja cieszyłam się, że nie muszę dzielić się innymi zagrożeniami dotyczącymi moich przenosin. Za bardzo chciałam znaleźć się w porcie nad Odrą, by niepotrzebnie nie przyciągać do siebie niedobrych scenariuszy.

wtorek, 1 marca 2016

Wasza Miłość

– Znacie Ksawerego Myszkina? – zadałam pytanie dziewczynom.
Stałyśmy w ogonku przed sklepem na dole, oczekując na przyjazd furgonu z piekarni, który codziennie dowoził świeże pieczywo z nocnego wypieku.
– Tego idiotę? – zareagowała Kunia lat 90. – Twierdzi, że pochodzi z krółewskiego rodu.
– Phi, żaden z niego książę – prychnęła z niesmakiem Malwina lat 92. – To ślusarz. Kiedyś naprawił mi zamek u drzwi.
– On pierwszy spowodował, że zaczęłam zastanawiać się nad przenosinami do Szczecina.
– Jak to? – zdziwiła się Gertruda lat 77.
Dziewczyny utkwiły we mnie wzrok, chcąc poznać prawdziwy powód podjętej przeze mnie decyzji.
– Ksawery żądał bym zwracała się do niego w specyficzny sposób.
– Jak? – ponaglała Pela lat 83.
– Zmuszał cię do mówienia świństw? – dociekała Balbina lat 61.
– Chciał, abym zwracała się do niego per Wasza Miłość.
– Tupeciarz – orzekła Dziunia lat 59.
– Gnojek – uznała Kunia. – Naprawdę chciał żebyś mówiła do niego miłośnie? To prawda, że jest samotny, ale żeby prosić tak obcesowo?
– Nikomu nie powiem, że miłość jest jego – stwierdziłam. – Miłość jest moja i basta. Żaden Myszkin nie będzie mi odbierać miłości.
– I dlatego szukasz nowego ogonka w Szczecinie?
– Liczę, że trafię tam na bardzo świeże pieczywo. Ksawery uświadomił mi, że utraciłam chrupkość. Chcę spędzić resztę życia, dzierżąc dumnie w dłoniach apetyczne buły z Pomorza Zachodniego.
– Ksawery to idiota – powtórzyła się Kunia.
– W Szczecinie jest Zamek Książąt Pomorskich – wymądrzała się Pela. – Możesz się tam natknąć na wielu innych Myszkinów.
– Zostań z nami – poprosiła Lwinka.
– Gdzie będziesz miała lepiej jak na poznańskiej Wildzie? – zapytała retorycznie Kunia.
– Muszę zmienić piekarnię – upierałam się.
– Zostawisz nas z naszą miłością?
– Z Waszą Miłością – skorygowałam sąsiadkę.
I w tym momencie rozmowa się urwała, bo zza zakrętu wyłonił się dostawczak z piekarni i zaczęłyśmy sięgać po drobne na zakup świeżego pieczywa z nocnego wypieku.

niedziela, 28 lutego 2016

Msza w mojej intencji

Dziewczęta były słodkie. Myślały o mnie i czuwały nad dalszymi krokami. Teraz nawet zadbały o wstawiennictwo SiłyWyższej, bym nie poplątała własnej ścieżki życiowej i doszła w końcu do upragnionego celu, jakim jest własny grób. Bo co to niby za egzystencja, kiedy kończy się nie na swoim cmentarzu? W ciasnych żołądkach wychudzonych tubylców, jak to miało miejsce w przeszłości z wieloma podróżnikami? W lazaretach na drugim końcu świata? W bieliźnie własnej żony lub męża? Fuj! Każdy powinien znać miejsce swojego przeznaczenia. Na poznańskiej Wildzie nie było cmentarza. Był na sąsiednim Dębcu, ale tam mi nigdy się nie podobało.

Kiedy dowiedziały się, że wykupiłam kwaterę na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie, wówczas wpadły w osłupienie. „Jak to, ty z poznańskiej Wildy chcesz się położyć na jakimś zadupiu?”, dziwiły się. „Jest tam zupełnie porządne towarzystwo, na przykład leży Leszek Szuman”, odpowiadałam. Oczywiście nie wiedziały, kim był pan Leszek, nie rozumiały też mojej motywacji, że najważniejsze jest towarzystwo, w którym człowiek chciałby się położyć. Pewnie dlatego zafundowały mszę świętą w mojej intencji.
Przed mszą świętą wziął mnie na bok proboszcz parafii pw. Zmartwychwstania Pańskiego z poznańskiej Wildy.

– Adelo, naprawdę chcesz mi to zrobić? – spytał, trzymając kurczowo mój łokieć.
– Niby co?
– Córko, przecież wiesz, że utrzymujemy się przede wszystkim z pogrzebów. Młodzi rzadko biorą śluby, coraz rzadziej chrzczą dzieci, za to nie wypada im odmówić pochowania rodzica w poświęconej ziemi.
– Ale ja nie mam dzieci!
– Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga.
– Bóg nie mógłby być taki przyziemny...

Ksiądz proboszcz poczuł się urażony, wzruszył ramionami i uciekł do zakrystii, by przygotować się do mszy świętej. Do mnie natomiast przystąpiły sąsiadki i przyjaciółki.
– Nie mam z tym nic wspólnego – zarzekła się Kunia lat 90, która od zawsze deklarowała ateizm.
– Nie opuszczaj nas – poprosiła Gertruda lat 77 – zapomnijmy to, co dzieliło nas. Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas.
– Przecież tu idzie o moje osobiste zdołowanie! – obruszyłam się. – Jak już przeprowadzę się do Szczecina, to przecież możemy rozmawiać przez Skype.
– Czyli msza w twojej intencji jest bezcelowa? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– A nie mówiłam? – ucieszyła się Kunia.
– Poklęczeć możemy – odezwałam się. – Czemu nie zrobić przyjemności mężczyznom? Choćby nawet nosili sutannę?