niedziela, 28 lutego 2016

Msza w mojej intencji

Dziewczęta były słodkie. Myślały o mnie i czuwały nad dalszymi krokami. Teraz nawet zadbały o wstawiennictwo SiłyWyższej, bym nie poplątała własnej ścieżki życiowej i doszła w końcu do upragnionego celu, jakim jest własny grób. Bo co to niby za egzystencja, kiedy kończy się nie na swoim cmentarzu? W ciasnych żołądkach wychudzonych tubylców, jak to miało miejsce w przeszłości z wieloma podróżnikami? W lazaretach na drugim końcu świata? W bieliźnie własnej żony lub męża? Fuj! Każdy powinien znać miejsce swojego przeznaczenia. Na poznańskiej Wildzie nie było cmentarza. Był na sąsiednim Dębcu, ale tam mi nigdy się nie podobało.

Kiedy dowiedziały się, że wykupiłam kwaterę na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie, wówczas wpadły w osłupienie. „Jak to, ty z poznańskiej Wildy chcesz się położyć na jakimś zadupiu?”, dziwiły się. „Jest tam zupełnie porządne towarzystwo, na przykład leży Leszek Szuman”, odpowiadałam. Oczywiście nie wiedziały, kim był pan Leszek, nie rozumiały też mojej motywacji, że najważniejsze jest towarzystwo, w którym człowiek chciałby się położyć. Pewnie dlatego zafundowały mszę świętą w mojej intencji.
Przed mszą świętą wziął mnie na bok proboszcz parafii pw. Zmartwychwstania Pańskiego z poznańskiej Wildy.

– Adelo, naprawdę chcesz mi to zrobić? – spytał, trzymając kurczowo mój łokieć.
– Niby co?
– Córko, przecież wiesz, że utrzymujemy się przede wszystkim z pogrzebów. Młodzi rzadko biorą śluby, coraz rzadziej chrzczą dzieci, za to nie wypada im odmówić pochowania rodzica w poświęconej ziemi.
– Ale ja nie mam dzieci!
– Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga.
– Bóg nie mógłby być taki przyziemny...

Ksiądz proboszcz poczuł się urażony, wzruszył ramionami i uciekł do zakrystii, by przygotować się do mszy świętej. Do mnie natomiast przystąpiły sąsiadki i przyjaciółki.
– Nie mam z tym nic wspólnego – zarzekła się Kunia lat 90, która od zawsze deklarowała ateizm.
– Nie opuszczaj nas – poprosiła Gertruda lat 77 – zapomnijmy to, co dzieliło nas. Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas.
– Przecież tu idzie o moje osobiste zdołowanie! – obruszyłam się. – Jak już przeprowadzę się do Szczecina, to przecież możemy rozmawiać przez Skype.
– Czyli msza w twojej intencji jest bezcelowa? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– A nie mówiłam? – ucieszyła się Kunia.
– Poklęczeć możemy – odezwałam się. – Czemu nie zrobić przyjemności mężczyznom? Choćby nawet nosili sutannę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz