sobota, 18 grudnia 2010

Niech to diabli!

Znajoma lat 58 z sąsiedniej ulicy ostatnio stwierdziła, że jest zmęczona jak diabli. Zapracowana i bez sił. Pocieszyłam ją, wyjęłam z siatki setkę wiśniówki i wsunęłam butelkę do kieszeni jej palta. Uśmiechnęła się z wdzięczności, a ja zaczęłam rozmyślać nad problemem. Tym bardziej palącym, że w mieszkaniu czekał na mnie Władek lat 94 ubrany w ażurowy podkoszulek oraz bawełniane gacie z dziurami wyżartymi przez mole.

- Jestem, odbierz ode mnie siatki! - krzyknęłam z progu.
- Nie mogę, czytam gazetę.
Czy zdajecie sobie sprawę, jakie emocje mną targnęły? Chyba nie. Otóż żadne. Włączyła się za to bezlitosna analiza, czy użyć noża do masła, by odcinanie palców od dłoni trwało dłużej, czy może odwlec wyrok i przeprowadzić kolejną uświadamiającą rozmowę. Pójść na całość czy nadal trzymać się zasad resocjalizacji.

Rozebrałam się, zaniosłam siatki do kuchni, wyłożyłam zakupy, wkładając je do szafek i lodówki, zastawiłam wodę w czajniku, zaparzyłam kawę, postanawiając jednak porozmawiać.
- Władku, jestem bardziej aniołem czy diablicą?
Władek lat 94 spojrzał na mnie czujnie, odrywając wzrok od wiadomości zawartych na kolumnie sportowej. Poczuł, że coś się święci, więc postanowił zastosować podstęp. Wydawało mu się, że skuteczny, ale tak myśli każdy samiec przed ostatecznym spantofleniem. AK-owiec mimo 94 wiosen nie był jeszcze do końca spantoflony.
- Adelo, ty jesteś wiedźmą. Masz szatańskie pomysły w łóżku - przymilał się ohydnie. - Wnosisz dużo ognia piekielnego. Wspaniała czarcia dusza z ciebie! Tak, ta twoja dusza - rozmarzył się na koniec w stylu brazylijsko-meksykańskim.
- A ty? Czy ty też jesteś potworem z rogami z cuchnącym oddechem i nieumytymi kopytami?
- Adelo, przecież wiesz, że dla chcę być aniołem.
No więc zdzieliłam go szmatą. Tak na początek.

Potraktowany kawałkiem zwilżonego jedwabiu (żeby bolało, a nie głaskało) AK-owiec siedział zdezorientowany na fotelu. Taka postawa przyjmowana jest przeze mnie jako pierwsza psychoterapeutyczna faza i oznacza przygotowanie delikwenta do wykładu. Władek wydawał się być przygotowanym.

- Pamiętaj, aniele - prychnęłam. - Jesteśmy zapracowani jak diabli. Zmęczeni jak diabli. Wściekli zatem jak diabli! A dlaczego? Bo anioły pierdzą w stołek i nic nie robią! Zatem kim chcesz być?! - krzyknęłam groźnie.
- Szatanem.
- No to się uwijaj, bączku! Bo gdy znów zaprotestuję przeciw twojej anielskiej bezczynności, to wezmę do ręki nóż do masła. Zrozumiałeś?

Władek lat 94 zrozumiał. Zrobił mi smaczne śniadanie. Kanapki z mozarellą, pomidorem, bazylią, polane octem winnym. Dlatego jeśli chcecie dobrze zjeść, to krzyczcie razem ze mną: "Niech to diabli!"

piątek, 17 grudnia 2010

Kobieta nie może już liczyć na wsparcie mężczyzny.

Wsparcia od mężczyzny możesz oczekiwać tylko wtedy, gdy go zdeptasz. Samiec staje się podnóżkiem i nareszcie może być wykorzystany zgodnie ze swoim talentem, a raczej jego brakiem. Szczególnie dobrze go wykorzystać podczas siarczystego mrozu, gdy trzeba wyjść ze sklepu, a jakiś dureń-projektant-mężczyzna wymyślił, by stopnie były pokryte gładkimi, a przez to śliskimi płytkami ceramicznymi. Wtedy stawiasz pantofelek czy inną walonkę na miękką powłokę brzuszną zdeptanego samca i możesz bezpiecznie dotrzeć do domu z zakupami. To jedyne wsparcie od mężczyzny, bo przecież do głowy mu nie przyjdzie, by wziąć twoje siatki i zatachać je przed mieszkanie.

Wsparcie – jak sama nazwa wskazuje – ostatni raz miało miejsce w Sparcie. Wtedy mężczyzna był jeszcze mężczyzną, prezentując okazałą pierś waleczną oraz sznur mięśni na brzuchu i nogach. Łatwo wówczas było kobiecie odnaleźć męskie wsparcie, choć z czasem zaczął szerzyć się homoseksualizm i kobiety po raz pierwszy w historii świata pojawiły się na agorach z siatkami pełnymi przedświątecznych zakupów. A świąt wówczas było sporo, bo i bogów było więcej i co chwila było inne boże narodzenie.

Przyszedł do mnie Władek lat 94, rozsiadł się wygodnie na fotelu, spojrzał rozmarzonym wzrokiem na okno i zanurzył się w swoje codzienne nic-nie-robienienie.
– Władku, dlaczego ty mnie nie wspierasz?
– Spieram? Mam robić ci przepierkę? – ożywił się AK-owiec, bo jako 94-letni fetyszysta zawsze lubił kręcić się koło moich majtek i staników. Raz go nakryłam, gdy otwierał szuflady mojej komody, wąchając moją bieliznę. Okropne!
– Zostaw moje ciuchy! Raz ci pozwoliłam i wyprałeś białe z kolorowymi. Musiałam wyrzucić trzy szare koronkowe biustonosze!
– One były popielate – bronił się Władek.
– Nie wiesz, że to synonim?! – krzyknęłam. – Nie mam żadnego wsparcia od ciebie, tylko same kłopoty.
Usiadłam na tapczanie i zaszlochałam.
– Znowu marzy ci się Spartanin?
– Mógłby być nawet jakiś ronin – właśnie uroniłam kilka ostatnich łez. – Albo Apacz. A w tobie nie ma ani wsparcia, ani dzikości!
– Jezu – oburzył się Władek. – Nie dość, że mróz trzaska, to jeszcze ty trzaskasz mnie po ryju!
– Znowu się wyrażasz!
– Chciałaś dzikości? To nie dziw się, że gębę nazywam mordą, czy inną sznupą.

Władek nic nie rozumie. Nawet mój protest zlekceważył. Żadnego wsparcia od AK-owca. Tacy są mężczyźni! Szuje i krzywe ryje! Ajaj, teraz ja zaklęłam...

czwartek, 16 grudnia 2010

Jak dbać o pupę.

Szczególnie w okresie świąt dobrze mieć dziadka do orzechów. U mnie tę rolę spełniał Władek lat 94. Siadał na taborecie i rozłupywał leżące tam włoskie orzechy. Ale kilka lat temu wymizerniał, pupa mu zwiędła i sama musiałam pójść tropami Sienkiewiczowskiej Jagienki. Jednak żeby być laską lat 73 rozłupującą orzechy laskowe to trzeba najpierw wykonać kilka ćwiczeń. Nie chciałam jednak wyważać otwartych drzwi, więc spytałam AK-owca, jak on doszedł do swojej twardości.

– Miałem to w dupie.
– Przecież prosiłam cię, żebyś się nie wyrażał!
– Dupa czy pupa, ten sam zad.
– Nie wymądrzaj się, tylko powiedz, jak rozłupywałeś orzechy.
– U mnie liczyła się technika.
– To znaczy?
– Przede wszystkim musisz uważać, by nie siąść na orzecha centralnie. Mi się raz zdarzyło i dopiero grochówka mi pomogła, ale orzech wyleciał z takim impetem, że wpadł na choinkę i stłukł kilka bombek. Pamiętasz? – Władek zawiesił głos, po czym dodał z wyrzutem: – Wyzwałaś mnie od czubków!
– Bo stłukłeś czubek, a nie kilka bombek!
– Zatem do orzecha musisz podejść krzywo. Dupa najtwardsza jest z boku.
– Gdzie tam: „z boku” – prychnęłam.
Władek przekazał mi jeszcze kilka zupełnie bezużytecznych rad, więc musiałam sama popracować nad sposobami osiągnięcia twardej i jędrnej pupy. I tu zaczną się wskazówki dla was, moje drogie czytelniczki.

Większość z was pracuje przed komputerem. Nie bawcie się swoją myszką, lecz podnoście się i opuszczajcie na pośladkach. Niech wasze siedzisko nieustannie pracuje, śledząc przesuwający się tekst. Podobnie przy czytaniu gazet i książek. Wzrok trzymajcie nieruchomo, a do kolejnych wersów niech was prowadzą pośladki. Natomiast przy muzyce poskromcie nogi, które same rwą się do tańca. Zamiast uruchamiać kończyny dolne zacznijcie rytmicznie poruszać się na pupie. Pomoże wam w tym perskusista, który zaakcentuje mocniejsze wybicia. No i odstawcie kremy. Unikniecie w ten sposób poślizgu i upadku z krzesła.

Ćwiczyć można na okrągło. Najważniejsze, by nie zapominać, że na siedząco też posiadamy pupę. Nie można spłaszczać problemu! Trzeba gimnastykować pupę, jedynie wtedy można osiągnąć wolność osobistą. Bo z prężną pupą możecie zaprotestować przeciw dziadom, którzy przestaną być twardym orzeszkiem do zgryzienia.

środa, 15 grudnia 2010

Jak zachować jędrność biustu.

W mroźną pogodę coraz częściej się tulę. Prawą rękę staram się przybliżyć do lewej łopatki, natomiast lewą dłoń kładę z drugiej strony pleców. Usilnie staram się złączyć ręce, niestety, mam je nieco za krótkie. Ale nie o to idzie, by się przywitać za własnymi plecami. Gdyby o to mi chodziło, to mogłabym potrząsnąć dłońmi na własnych oczach. Po prostu układam ręce pod biutem i naprężając górne kończyny podnoszę swój biust. Uściśnięcie rąk za plecami w pływa na jędrność moich piersi.
Zatem zgoda (przez podanie rąk) buduje biust, niezgoda zaś go rujnuje.

Oczywiście wszystkie wiemy, że biust wpada w oko mężczyznom. Ale czemu tego nie odwrócić? Tu wyjawię sekret psychosomatycznego treningu na jędrność naszych mlecznych magazynów. Ja robię to w ten sposób, że celuję sutkami w oczy rozmówcy o płci gorszej. Nawiązanie relacji sutek-oko objawia się błyskiem w oku samczego interlokutora, a moja pierś w świadomości tego kontaktu prężnieje, utrzymując sutek w twardej gotowości do komunikacji niewerbalnej.
Wiadomo, że żyjemy jeszcze w gorsecie obyczajów XIX-wiecznych, dlatego można wykonywać ćwiczenia w biustonoszu, ale przy tym ćwiczeniu efekt ujędrnienia piersi nieodzianych w stanik jest trzykrotnie szybsza.

Władek lat 94 znowu namówił mnie do wyjścia na działkę. Niby pod pozorem usunięcia śniegu z dachu altanki, ale wiem, że to nie jest prawda. Władek po prostu ma ochotę na podziwianie jędrności mego biustu. Bo w nieogrzewanej altance rozdziewam się do pasa i sprzątam letni domek. A Władek obserwuje mnie z wywieszonym jęzorem. Pozwalam mu na to, bo w niskiej temperaturze Władek nie działa, mimo że jest AK-owcem, czyli Anonimowym Kobieciarzem. A biedak ma lat 94 i ma prawo do przeżyć estetycznych i podziwiania mych atutów.
I nie mieli przy tym głupio jęzorem, bo wywieszony płat jego pożądania szybko przymarza mu do dolnej wargi. Ale to jedyny koszt tego wydarzenia, jaki płaci Władek. A ja na koniec myję się pod pachami w świeżo opadłym śniegu, przez co biust jeszcze bardziej mi się pręży, a potem to już wracamy do domu na herbatkę z konfiturką z wisienek. Trochę się zdrobnieniowo rozczuliłam, ale to bardzo ciepły koniec mojej klatko-piersiowej gimnastyki.

I do wszystkich moich koleżanek: gimnastykujcie się! Zaprotestujcie przeciw obwisłym piersiom. Narzekać to można na opady śniegu, ale nie na opadłe piersi. Bo to tylko wynik naszego zaniedbania!

wtorek, 14 grudnia 2010

Mój krewniak przystępuje do akcji!

tomasz.ka 2015, czyli pierwszy i najpoważniejszy kandydat na Prezydenta RP w następnej kadencji wydał książkę! Mówiłam mu od zawsze: spisuj swoje zażalenia, pielęgnuj skargi, a może kiedyś będzie z tego interesująca makulatura. Bo makulatura zazwyczaj nie jest interesująca, ale tylko dla tych, którzy ją oddają. Dla skupujących jest wręcz odwrotnie. Ale im zależy przede wszystkim na wadze, natomiast wielu bezdomnych bibliofili doktoryzowało się na makulaturze. Makulatura to skarb, bo w naszym kraju nie ma poszanowania dla ochrony danych osobowych. Dlatego najwięcej byłych bezdomnych pracuje w IPN.
Dobrze znaleźć dach nad głową.

Był u mnie Władek lat 94, który kucał (nie wiem, dlaczego), ja siedziałam na fotelu, zaś na stoliku dymiła czarna kawa, a przez aromatyczny obłok starała się przebić mało interesująca twarz przyszłego ojca narodu.
– Po co płodzisz książkę? – spytał się AK-owiec. – Nie lepiej spłodzić syna? To wzbudza większe poważanie u elektoratu.
– No właśnie – wtrąciłam się. – Nadal nie znalazłeś Pierwszej Damy?
– Nie pracuję w IPN – odpowiedział Prezydent 2015. – Nie kręcę się po wysypiskach śmieci, gdzie można znaleźć wszystko i szybko, ale nie jest to najlepszej jakości.
– A gdzie chcesz ją znaleźć? – zdziwiłam się. – Na saloonach?
– Mało kobiet wychodzi do saloonów w samo południe. Ja chciałbym Brazylijkę, ale nikt nie klaszcze dla tej idei.
– Rio brawo? – wtrącił się Władek.
– W Rio są same podejrzane kobiety ze slumsów. Ja chciałbym mieć babę z dżungli – rozmarzył się tomasz.ka 2015.
– Ma mieć busz? – dopytałam się.
– Wiem, że to nie jest modne – odrzekł zafrasowany huncwot. – Nie chciałbym, by Pierwsza Dama była wygolona. Byłoby mi łyso.
– Ja kucam, a to też nie jest modne – podsumował AK-owiec, czyli Anonimowy Kobieciarz lat 94.
– Władek, ty nie zawracaj głowy swoją pozycją. Nie bawmy się w konia Przewalskiego. tomasz.ka wygra wybory bez przewał. Bez kucania.

Rozmowa toczyła się powoli, ale z pewnością, co do wygrania wyborów przez krewniaka. Najważniejsze, że Prezydent 2015 coś wydał. Człowiek, który raz coś wyda, potem nie kieruje się przesądami. Po prostu przestaje mu się wydawać. A ja protestuję przeciw tym, którym wydaje się za wiele. Popadają potem w paranoję. A ja nie chcę, by tomasz.ka 2015 był prezesem. On ma być prezydentem.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Gdzie jest patriota?

29 lat temu byłam Adelą lat 44, która akurat nie oglądała Teleranka. Na dworze było zimno, ale ja leżałam pod ciepłą pierzyną w towarzystwie Józwy. Mąż chrapał, a ja chwilę po przebudzeniu wstałam, by zrobić jajecznicę. Gaz był, prądu też nie wyłączyli, a cebula już skwierczała na patelni. Zaczynał się mroźny poranek, a ja myślałam tylko o tym, by nafaszerować Józwę porcją jajek i wykorzystać jego niedzielną potencję.
Potem w sposób mało bohatersko spędziliśmy poranek 13 grudnia 1981 roku.

Od tamtego momentu męczy mnie pytanie, kto zasłużył sobie wówczas na miano bohatera. Ci czy tamci. A że akurat nawinął się Władek lat 94, który ostatnio często do mnie zachodzi, to wzięłam go na spytki.
– Władku, kto według ciebie jest patriotą?
– Ci, których zawłaszczyło lotnictwo.
– Kto?
– Chopin, Wałęsa, Messerschmitt.
– Chopin?
– Nigdy nie byłaś na lotnisku imienia Fryderyka Chopina? A na lotnisku imienia Lecha Wałęsy? Nie leciałaś nigdy Messerschmittem?
– Mieszasz lotnictwo wojskowe z cywilnym.
– Pytałaś o patriotów.
– A statki? Porty?
– Masz rację, Batory mi umknął i pewnie mija równik. Ale trzeba jeszcze dodać pociągi.
– Czyli patriota to ten, co ciągle jest w ruchu?
– Tak jakby.
– To co zrobić z księdzem Popiełuszko?
– On nie był patriotą, bo pokonał tylko jedną drogę: na ołtarz. I tam tkwi nieruchomo.
– Tak, to męczennik, a nie patriota. A gdzie jest generał?
– Generał się zatrzymał i stoi nad grobem.
– To po co był stan wojenny?
– By gołąbki pokoju wypuszczane podczas pochodów pierwszomajowych nadal srały na wszystkich, którzy chcieli się łączyć w internacjonalistycznym uścisku.

Kochani, ja mieszkam na Wildzie. Jest tu mnóstwo gołębi i całe podwórko mam zasrane. Trzepak jest zasrany, parapety są zasrane, każdy kto stoi w bezruchu ma przesrane. I ja przeciw bezruchowi protestuję. I to moje stanowisko wobec stojącym nieruchomo pomnikom patriotów.

niedziela, 12 grudnia 2010

O chwiejności.

Każdy kieł kiedyś zacznie się chwiać. Zresztą trzonowy też. Wprawdzie mam dwie szufladki, ale przypominam sobie stres, jaki przeżywałam z każdą stratą ukorzenionego zęba. Wszystkie wypadły mi ukradkiem. Mała dziurka zmieniała się w dużą, potem było ćmienie, a następnie hurtowe połykanie tabletek od bólu. Wiertaki z wolnymi obrotami, dentyści bez empatii i amalgamat, który był trwały, ale ponoć do de. Gehenna.

Miałam taki sen. Nie, nie chciałam być berlińczykiem. Przyśniły mi się za to wszystkie młode ząbki. Szczerbaci Polacy rocznie wypluwają tony mleczaków. Trafiają one do szkatułek, skarbonek, a na koniec lądują na śmietniku. I ja w moim śnie wymyśliłam, że można mleczakami wybrukować spacerowe alejki. Najlepiej wokół parlamentu.

– Ty to masz głupie sny, Adela – powiedział Władek lat 94, gdy opowiedziałam mu o pomyśle.
– Mleczak to utracona niewinność.
– Cnotę straciłaś wraz z mleczakami? Adela, ty już..., no wiesz, w przedszkolu?
– Oj, ty głupi AK-owcu!
– Odpowiedz! Nie wymiguj się!
– Nic nie rozumiesz, gupolu. – Nie wiem, dlaczego ale do Władka lat 94 pasuje gupol bez „eł”. – Wyobraź sobie posłów, którzy dreptają po mleczakach dorastającego elektoratu. Ślizgają się, bo szkliwo byłoby wyczyszczone pastą przeciwpróchniczą.
– Ślizgają się po straconym uśmiechu dziecka?
– No właśnie!
– To chyba niedobrze.
– Dlaczego?
– Bo nigdy by nie debatowali nad emeryturami. Tylko nad nauczaniem szkolnym i przedszkolnym, profilaktyką i higieną jamy ustnej. Nie, to zły pomysł.
– Jak sądzisz, czy na mleczakowej alejce ktoś by się przewrócił?
– Oczywiście. Nawet samochody wpadałyby w poślizg.
– I o to chodzi. Poseł musi czuć chwiejność swojej misji. Inaczej będzie kręcił i kombinował w nadziei, że nigdy nie upadnie.
– No nie wiem, nie wiem...

To cały Władek – zawsze taki niezdecydowany. A ja protestuję przeciw takiej postawie, bo brak stanowczej postawy wpływa na chwiejność posłów. Oni nie czują bata i przez to dawno zapomnieli o mleczakach. O niewinności.
A ja pamiętam. Kto nie ma szufladek, ten nie zrozumie.