sobota, 16 marca 2013

Skarlała telewizja.

Niespecjalnie lubię, gdy ślinka wycieka mi kącikami ust, przestaję wtedy mówić wyraźnie, bardziej ciumkam niż ględzę, a mężczyznom znajdującym się akurat w moim towarzystwie wydaje się, że jestem podekscytowana ich obecnością. Tymczasem nie ich atrakcyjnością jestem podniecona, lecz częścią ciała, która niespodziewanie śmignie mi przed oczami i wywoła silne uczucie głodu.

Dziś Władek lat 97, ośmielony wczorajszą aurą, przyszedł, a potem rozebrał się do bokserek. Z jednej strony zdziwił mnie tym ogromnie, bo co to za pomysł, by w połowie marca ubierać krótkie spodenki, z drugiej, gdy zobaczyłam gęsią skórkę na jego udach, poczułam nagły przypływ ślinotoku.

– Władku, czy dziś wychodząc mógłbyś zostawić nogi?
– Że co?
– Jesteś monotonnym, nudnym i beznadziejnie monotematycznym interlokutorem.
– Interlokutorem?
– Rozmówcą.
– To dlaczego od razu nie mówisz, że rozmówcą, tylko używasz tych niezrozumiałych dyrdymałów?
– Zatem głowę, usta, język weź ze sobą, ręce podobnie, bo są zbyt zachłanne, tak samo z resztą twoich obwisłości. Zabierz je. Niech nie zanudzają mojej spiżarni.
– Spiżarni?
– Uważam, że w kompozycji z twoim nieciekawym marginesem łydki wydają się być mdłe, ale to tylko pozory.
– O jakiej reszcie mówisz? Co ty mnie rozmieniasz na drobne? Nie widzisz, że jestem potężnie zbudowanym mężczyzną?
– Duch ci skarlał, Władku, przez co ciało się zmarynowało. Dlatego sądzę, że twoje łydki i uda powinny pozostać w mojej spiżarni.
– Cholera, co to za durny pomysł?!
– Nie unoś się. – Przez chwilę zamyśliłam się. – A zresztą masz prawo się unieść. Skoro nogi już cię nie poniosą...
– Do jasnej ciasnej!
– Zostaw w spokoju moje przyrodzenie! – odkrzyknęłam.
– Ja z tobą zwariuję! Ja się nadaję do czubków! I to, kurde dziąsło, w wolną sobotę z rana!

Władek wzburzony wybiegł z mojego mieszkania, a ja trochę z żalu za zbiegłymi Władkowymi nogami, trochę też z niezgody na dzisiejszy dzionek – zaprotestowałam. Precz ze skarlałym duchem, co ciało doprowadza do zmarynowania. Precz z telewizyjnymi herosami, co jeno mdłość ukazują, uprzednio ducha pozostawiając w szatni. Telewizja nie może mnie doprowadzać do ślinotoku. Telewizja musi uwznioślać.
Amen.

piątek, 15 marca 2013

Nie odróżnisz chłopa od jełopa.

Za stołem w salonie siedziałyśmy we trzy: ja, czyli Adela lat 73+, Grażyna lat 49 zwana na dzielnicy Pierzynką oraz Lonia lat 52. Postanowiłyśmy zrobić quiz, który zweryfikowałby tezę, że nie odróżnisz chłopa od jełopa. Nie miałyśmy chętnych, dlatego cierpliwie czekałyśmy na przygodnego gościa. Do mnie ciągle ktoś wpada. A to listonosz, a to hydarulik, a najczęściej AK-owiec, czyli Anonimowy Kobieciarz lat 3 do 100. Zrobiłyśmy zakłady, dziewczyny postawiły na Władka, a ja na nieznajomego bruneta. W duchu liczyłam, że będzie jeszcze w stanie pokazać aktualną książeczkę studencką z poznańskiej AWF.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Ożywione spojrzałyśmy na siebie, zaciskając kciuki za moim typem, bo i Pierzynka, i Lonia nabrały apetytu na studenta, który pewnie dopiero co wyszedł z zajęć na basenie. Z nadzieją otworzyłam drzwi i nie pokazując na twarzy żadnych emocji wpuściłam do środka niespodziewanego gościa. Lucjana Kutaśko.

– Dzień dobry, pani Adelo. Przyszedłem z nowiną – wykrzyknął radośnie Kutaśko.
– Uspokój się, Lucjanie. Najpierw postawię zadanie przed tobą.

Wprowadziłam Kutaśkę do salonu, gdzie zarumienił się na widok dwóch nieznajomych kobiet, coś bąknął pod nosem na powitanie, po czym usiadł na wskazanym przeze mnie krześle, skromnie złączając kolana oraz splatając dłonie na piersi.

– Lucjanie, sprawdzamy ogólną wiedzę chłopów – wyjaśniłam na wstępie.
– No właśnie – wtrąciła się Pierzynka lat 49. – Gdzie ja mam punkt G?
– Czy to pytanie z geografii? Bo z gegry to jestem dobry tylko w ciekach wodnych.
– Eee – powiedziała z zażenowaniem Lonia lat 52. – Cóż z pana za chłop?!
– O przepraszam, po rodzicach mam pochodzenie robotnicze – zaoponował Lucek.
– Wysil się – próbowałam zdopingować Kutaśkę – potrzyj czoło, uruchom siłę mózgu, rozwiąż język. Ale już!
– Już wiem! Mam to na języku! Pani Grażynka ma punkt G na początku!

Odprowadziłam do wyjścia pierwszy obiekt naszego badania, Kutaśko zdążył mnie jeszcze poinformować, że znów wyrusza w rejs po Mazurach, po czym zrezygnowana wróciłam do salonu. Moje towarzyszki były podobnie przygnębione.

Potem wpadł Władek lat 97, który zamiast odpowiadać na pytania o dopływy Wisły, zaczął mówić o upławach, a stąd był już tylko krok do punktu G. A właściwie LPG, bo AK-owiec bez skrępowania nam wszystkim zaproponował stosunek analny, co spowodowało, że z pierwszych dwóch pięter sturłał się, zamiast dostojnie zejść. Zaskoczony hałasem na klatce schodowej odwiedził nas Witek z parteru, który na pytanie o leukocyty zakrztusił się i Pierzynka musiała ratować go metodą usta-usta. Podniecona Lonia zaproponowała przejście na bunga-bunga, ale wtedy ja zaprotestowałam. Nie będzie w moim domu Sodomy, ani burdelu, bo u mnie Ordnung musi sein!

Kiedy zostałam już sama i zaparzyłam sobie kawy, to pomyślałam, że Pierzynka i Lonia dobrze zareagowały. Chłopy to jełopy i tylko do kilku rzeczy się nadają. A ja akurat nie potrzebowałam, by wbić mi gwoździa w ścianę.

czwartek, 14 marca 2013

Szukam mistrza. Najlepiej z Poznania.

Przypatrywałam się Władkowi lat 97, podczas gdy on zajadał się drugim śniadaniem. Silne żuchwy pracowały nad skibkami chleba, które wcześniej przygotowałam. Prawa dłoń kurczowo trzymała filiżankę kawy, a reszta ciała wiła się, jakby z całych sił pracowała nad jak najszybszym przetrawieniem dostarczonej energii. Wzrok zatrzymałam na klatce piersiowej, następnie brzuchu AK-owca, a potem na jego udach. Z uznaniem gwizdnęłam pod nosem.

– A co ze stawami?
– Chcesz się wykąpać? – Z wypełnionych ust powstańca wypadły okruszki chleba. – Za zimno, Adela. Stanowczo odradzam – wybełkotał głosem nie znoszącym sprzeciwu, na koniec akcentując wypowiedź obrzydliwym beknięciem.
– Primo, nie je się z otwartymi ustami! Secundo, nie beka się w towarzystwie kobiety, tym bardziej tak kulturalnej jak ja. Tertio, pytałam o twoje osobiste stawy.
– Nie jestem obszarnikiem. Nie posiadam pałacu, stawu, ani oczka wodnego o głębokości jednej stopy. Nie jeżdżę konno od pół wieku, nie noszę sygnetu, nie gram w golfa. Jedyny staw, którym mogę się pochwalić, to łokciowy.
– Tylko mi oszczędź gestu Kozakiewicza! Powiedz lepiej coś o kolanowym.
– Niby co?
– Skoczysz z 3 metrów na stojące nogi?
– Ba!
– To dobrze, bo masz należytą powierzchnię nośną.
– Że co?
– Chcę wyjść ze społeczną inicjatywą budowy w Poznaniu skoczni narciarskiej. Po co jednak budować obiekt sportowy bez mistrza? Ty będziesz mistrzem!
– Zgadzam się. Tylko jest jeden problem: w Poznaniu nie ma odpowiedniej góry.
– W moim zamyśle, to będzie pierwsza skocznia, gdzie niesprzyjające warunki wietrzne będą zminimalizowane niemal do zera.
– Jak to?
– Pomysł ma na uwadze komfort publiczności, która dotąd podnosiła głowy, by dostrzec lecącego skoczka, przez co ludzie potem skarżyli się na ból w karku. Teraz skoczek będzie wybijać się z progu, który będzie usytuowany równo z gruntem. Zawodnik wykona skok do głębokiego dołu, a to w Poznaniu da się załatwić!
– A trybuny? Jak je umiejscowisz?
– Rzędy będą bardzo wąskie, gdyż kibic musi poczuć się niewąsko, czując, że stoi nad przepaścią. Jego udziałem stanie się adrenalina, jaką odczuwa skoczek. Prawda, że to świetny pomysł?
– O mnie zapomnij! Sam z siebie mam skakać do dołu? Ja chcę żyć!

Właśnie w taki sposób upadają najlepsze pomysły. I na nic tutaj protesty się nie zdadzą. Jak ktoś nie chce zostać mistrzem, to nie zostanie i ciurą pochowany będzie. Ale ja cały czas szukam Mistrza. Zainteresowanych zapewniam, że zdołuję was po mistrzowsku.

środa, 13 marca 2013

Wielka granda.

Właśnie naciągałam na lewe udo pończochę, uważając by szew biegł prosto, kiedy znowu jakieś ciało przeleciało za oknem. Z pewnością nie mógł to być Mirek od Nowaków, bo od kilku dni leży na podwórzu spora plama krwi, a on sam ma ponoć złamane biodro. Chyba jego ojciec nie był na tyle głupi, by samemu znów go zepchnąć z dachu? W każdym razie śniegu nie było od kilku dni, a dozorczyni powiedziała, że za żadne skarby nie posprząta tego śladu desperacji, bo boi się AIDS. „Niech Nowakowa sama sprzątnie po dzieciaku!”, krzyczała. „Myśli, że będzie suchym pyskiem pobierać odszkodowania z ubezpieczenia, sama rękawów nie wyrywając?!”

Podeszłam do okna, spoglądając na płytę podwórza, ale żadnego powyginanego od skoku ciała nie zobaczyłam, więc tylko wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki zrobić poranny makijaż. Potem włączyłam radio, przygotowałam sobie śniadanie i posłuchałam najświeższych wiadomości, włożyłam porcję brudnych ciuchów do pralki, a na końcu pomalowałam sobie paznokcie. I kiedy lakier do paznokci zaczął już wysychać pojawił się Władek lat 97.

Zastawiłam wody na kawę, wyłożyłam po pączku na deserowe talerzyki i zaprosiłam AK-owca na drugie śniadanie.
– Władku, a nie wiesz przypadkiem, kto dziś skakał?
– Piotruś od Nowaków. Biedak dostał burę od rodziców, bo skoczył, ale nic sobie nie złamał. Zapowiedzieli mu, że jak wróci ze szkoły, to musi spróbować jeszcze raz.
– To jednak wielka granda, że szkoły ubezpieczają dzieciaków – zauważyłam. – Jakby nie przeczuwali, że to łakomy kąsek dla biedaków.
– Z tymże z Piotrusiem to Nowakom nic nie wyjdzie. Chłopak po prostu ma wielki talent.
– Tak, chyba nie będą mieli z niego grosza.
– Próbował już tyle razy i nawet siniaka nie zarobił! Nici z odszkodowania.
– W sumie ci Nowakowie to szlachetni ludzie. Wolą, by dzieci się połamały niż cierpiały z głodu. Zaraz... – zastanowiłam się.
– Tak? – powstaniec spojrzał na mnie z ciekawością.
– Przecież Nowakowie mogą inaczej zarobić na Piotrusiu!
– Na sprzedaż organów ze zdrowego ciała na pewno nie pójdą.
– Gadasz głupoty! Piotruś to cyrkowiec. Jego rodzice mogą sprzedawać bilety na jego skoki! Zobaczysz, będzie sławniejszy niż Małysz!

Wysłałam od razu Władka do Nowaków, by zaniósł im pociechę i otworzył życiową perspektywę przed utalentowanym synkiem. Sama zaś zaczęłam zastanawiać się, jak zaprotestować przeciw szkolnym ubezpieczeniom przed życiem, które tak naprawdę tego życia uczą. To przecież wielka granda. No i masz, Adelo, placek.

wtorek, 12 marca 2013

Czy bezwstydne cywilizacje upadają?

Zaprawdę, powiadam wam, nikomu nie będzie lekko. Wprawdzie nowe przyrządy łazienkowe będą o większej nośności, lecz nasza lekkość bytu przybierze na wadze zwłaszcza przez chipsy, kurczaki z rożna, hot-dogi, nic nie warte bułki z papierowym mięsem oraz inne śmieci w kolorowych opakowaniach. Ale to nie z tego powodu będziemy odczuwali wstyd. W końcu wśród grubasek kobieta z nadwagą to zgrabny chudzielec. Zatem z powodu tuszy nadal może być nam lekko, natomiast wstydzić nas będą sprawy intymne. Tak było, jest i będzie.

Jestem kobietą odważną, która tematy przez innych omijane szerokim łukiem podejmuje w sposób bezpośredni, szczery i bezkompromisowy. Z tej przyczyny Władek lat 97 poplamił przedwczoraj kawą nie tylko swoją koszulę, ale i mój rzutnik w salonie, który kupiłam niemal trzydzieści lat temu w Cepelii przy Starym Rynku w Poznaniu. Wszystko przez to, że kawę w niedziele i święta podaję gościom w salonie. A stało się to tak:

– Władku – znienacka zaczepiłam AK-owca – młodzi ludzie w okresie dojrzewania bardzo interesują się swoją seksualnością.
– I to im nie przechodzi aż do emerytury, a niektórym nawet do śmierci – zauważył powstaniec.
– W naszym wieku powinniśmy raczej teoretyzować – powiedziałam z wyrzutem.
– Adela, ty się nie odcinaj od korzeni!
– Że niby co?
– Noc Kupały, prasłowiańskie podmacywanki, dziuple bartników...
– O! Właśnie o tym chciałam porozmawiać. Dziewczęta i chłopcy w różny sposób eksplorują swoją seksualność. Rzekłabym, że młodzieńcy czynią to ekstensywnie, a rozkwitające polne kwiatuszki intensywnie.
– Nie rozumiem.
– Wy bardziej na zewnątrz, a my do środka. Władku, nigdy nie bawiłeś się w hot-doga?

Właśnie w tym momencie nastąpiła wspomniana wcześniej katastrofa. Cieszyłam się, że AK-owiec nie pluł w stronę dywana. Poklepałam druha po plecach, on jeszcze trochę pochrząkał, dopił resztkę kawy, wstał i obwieścił z emfazą.

– Adela, bezwstydne cywilizacje zawsze upadają.
– Może weźmiesz ze sobą dwa pączki?
Władek stanął niezdecydowany, po czym przyjął ode mnie poczęstunek. Trzymając je w dłoniach przez chwilę się zastanowił.
– A wiesz, Adela, że te pączki dobrze leżą w rękach?

Zamknęłam drzwi za AK-owcem, w duchu protestując przeciw Władkowej hipokryzji. Przecież to nie brak wstydu zabija cywilizacje, ale zwiędłe libido. Nieprawdaż?

poniedziałek, 11 marca 2013

O plemniku.

– Jak to z czego składa się plemnik? – zdziwił się Władek.
– Och, głuptasku. Osoby duchowne skupiają się na pierwszej sylabie i plecą te swoje ple ple, przy okazji plując na wiernych trzema literkami. Natomiast fantaści są skłonni w plemniku zobaczyć Lema, buchalterzy NIK ,czyli Naczelną Izbę Kontroli, pijacy klina, wielbiciele „W pustyni i w puszczy” Nel od Stasia Tarkowskiego, zaś koneserzy blondynek len, bo kojarzy im się z kolorem włosów cycatej wybranki..
– Dlaczego cycatej?
– Bo brak biustu nawet tlenionej blacharze nie pomoże – wyjaśniłam.
– Jasne! Wie o tym nawet Ken od Barbie.
– Czujesz cza-czę, Władku – pochwaliłam swojego 97-letniego druha.
– Nieprawdopodobne, że to wszystko można wziąć z plemnika.
– Nie wszystko. Plemnik jest pojęciem o wiele szerszym, niż myślisz. Ma także aspekt międzynarodowy. Na przykład tacy Koreańczycy są skłonni zobaczyć tam Kima.
– Kim Ir Sena czy Kim Dzong Ila?
– Obaj mile podchodzili do plemnika jako leku.
– Zaraz – zastanowił się AK-owiec – Czy plemnik nie jest też swoistym akumulatorem, bo chyba jest spokrewniony i blisko mu do klem?
– Najlepiej wiedzą o tym w Pile!
– Jednak dla wielu historia plemnika stanowi plamki na honorze – powątpiewał powstaniec.
– Tylko u tych, co używają deklinacji. Nie martw się o nich, bo ponadto poszli na lep ortodoksyjnych postaw sprawiedliwych w ich mniemaniu ojców.
– To znaczy, że im nie staje plemnika tylko kapie?
– Z lima też im kapie.
– Lima? Wmieszłaś w to nawet Peruwiańczyków ze stolicy?
– Plemnik nie zna granic.
– Nie no, dość tych lip! – żachnął się Władek. – Nie wierzę, że plemnik ukryty w cieczy podobnej do mleka może być czymś tak ogromnym jak Droga Mleczna!
– Zdziwiłbyś się, kochasiu.

I zostawiłam Władka sam na sam z jądrem problemu. Sama zaś poszłam umyć filiżanki po wypitej kawie. I kiedy tak stałam nad zlewem, to pomyślałam, że co za plemnik dotarł do macicy mojej mamusi, że ja jak ten Kali stoję niewolniczo nad garami i je zmywam! Zatem zaprotestowałam i zmyłam głowę AK-owcowi.

niedziela, 10 marca 2013

Strzeżcie się obywateli, którym gatki wpijają się w pupę!

Zbliżają się moje urodziny, które przypadają na pierwszy dzień wiosny. Mojej świętej pamięci mamusia Józefina powtarzała mi: „Adela, marcowa dziewuszko, zmień pieluchy braciszkom, a potem opatul ich szczelnie, bo to zimowe chłopaki i lubią ciepło.” Niestety, zarówno Eugeniusz, jak i Benio nie przeżyli mroźnej zimy w 1944 roku, umierając na gruźlicę i dyfteryt.

Wczoraj spotkałam Rafaella Santi. To chłopak nie z naszej dzielnicy, który lubi obłapiać Madonny. Trzeba mu przyznać, że panienki, które głaszcze, są jak malowane, ale ze mną pogrywał inaczej.

– Adela, zagrajmy w tenisa.
– Chłopczyku, z chęcią. Uważam, że ktoś powinien ci złoić pupę – odpowiedziałam.
I wtedy spojrzałam na zad niedzielnego sportsmena. No, nie widzieliście jeszcze takich pokładów nie przetrawionych batonów i czekoladek!
– Grubasku – zaryzykowałam – nie ugrasz ze mną nawet jednego gema. Ale lubię cię, dlatego przyjmiesz po meczu moją radę.
– Tak, proszę cioci?

To na co dzień jest grzeczny maminsynek lat około 40, więc zastanowiłam się, co wzbudza w nim taką żądzę czynu. I wtedy przypomniałam sobie, że w Polsce najbardziej aktywni są mężczyźni, którym gatki wpijają się w pupę.
– Będę grała w antygwałtkach – zarzekłam się na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiadomo, co siedzi w głowach graczy.

Do tematu wróciłam dziś, gdy odwiedził mnie mój druh, czyli Anonimowy Kobieciarz lat 97, znaczy AK-owiec o imieniu Władek.
– Druhu mój kochany – zaczęłam uroczyście. – Czy tobie gatki też wpijają się w pupę?
– Adela, wiesz doskonale, że na czworakach pełzałem w warszawskich kanałach. Sierpień 1944 roku był przesrany.
– Fakt. Hitler miał zbyt przylegające do jego tyłu slipki, a Stalin, który chodził w bokserkach, ubierał modele o rozmiarze S – oznajmiłam. – Za ciasne gatki robią z mężczyn potworów.
– Nie możemy przecież biegać nago – zauważył Władek. – Fujara by nam się zbyt na boki rozbiegała.
– Masz rację, nie mówmy o zbokach. Pogadajmy o tenisie.
– Że co?

Do dzisiejszego protestu przyłączył się mój druh, który razem ze mną sprzeciwił się bezmajtkowemu rozpasaniu Polaków. Jednocześnie położyliśmy wspólnie akcent na gumkę w gaciach, która wpijając się, szczególnie w polityczny zad Polaków, sprawia, że powstają różne ustawowe potworki.

Aha, teraz kilka słów do moich znajomych Madonn. Jeżeli chcecie zobaczyć, jak będę łoić tyłek Rafaella Santi, to lobbujcie za mną we wtorek. Kara smecza dla chłopaczka będzie surowa. Władek lat 97 już dziś wie, ża ma on prze...
Ech, nie używajmy koszarowego języka.