sobota, 26 lutego 2011

Miss kamienicy.

Władek lat 95 jest AK-owcem od II wojny światowej i Anonimowym Kobieciarzem od lat 4, ale czasami zapomina, że jest na terapii i wtedy wpada na dziwne pomysły. Dziś zadzwonił do mnie z rana. Powiedział, że spotkał Ziutkę, a potem natknęli się jeszcze na Brydzię i wspólnie postanowili zorganizować wybory miss naszej kamienicy. Oczywiście u mnie. Spytałam, dlaczego rzucił pomysł, nie dyskutując najpierw go ze mną. Jednak gdy rozmawiamy przez telefon, Władkowi łatwiej uchylić się od pytania, udaje, że słabo słyszy i szybko rozłącza się. Tak było i tym razem.

Równo o godzinie 9 rano usłyszałam dzwonek do drzwi i gdy je uchyliłam wówczas z rozdziawioną gębą wepchnęła się do mieszkania Brydzia, za nią Ziutka, a na końcu Władek, który z radości zacierał ręce, trzymając pod pachą wiązankę kwiatów.
– Co jest grane? – spytałam.
– Nie kłopocz się, Adela – powiedziała Brydzia. – My z Ziutką wszystko zorganizujemy.
– Potrzebujemy duży stół i zielone sukno. A te drzwi od salonu trzeba rozsunąć, bo kandydatki będę szły korytarzem, na obcasie skręcą do nas, by wyprężyć się przed stołem, za którym będzie siedzieć jury, czyli my.
– A ja niby mam uczestniczyć? – prychnęłam drwiąco.
– Tylko bez głupich żartów – zakomenderowała Ziutka.
– No właśnie! – poparł ją Władek, który dodatkowo obdarzył mnie nagannym spojrzeniem. – Załatwiłem dzierlatki nie tylko z naszej klatki. Będą maksymalnie dwudziestoletnie dziewczyny z całej kamienicy.
– To pedofilia! – krzyknęłam oskarżająco.
– Szesnastolatki mogą wziąć udział tylko za pisemną zgodą opiekunów! Ja swojej wnuczce Marioli pozwoliłam – wyjaśniła Brydzia.
– A w jakich kreacjach wystąpią?
– Każda uczestniczka będzie miała trzy wejścia. Pierwsze w halce, drugie w biustonoszu, trzecie w majtkach – wyjaśnił AK-wiec.
– I myślicie, że któraś się na to zgodzi?
– Załatwiłem sponsora – wyjaśnił z dumą powstaniec lat 95. – Bazyli lat 43 da mercedesa, na masce którego urządzimy zwyciężczyni konkursu sesję fotograficzną. Zdjęcia powiesimy w gablotkach w każdej klatce naszej kamienicy i nie tylko. Już trzech cieci wyraziło wolę kolportażu w swoich blokach.
– I wy tą sodomię chcecie urządzić u mnie?!

Konkurs ma się rozpocząć w samo południe. Ja na razie zamknęłam się w toalecie, zastanawiając się czy nie zaprotestować. Chyba przedzwonię do krewniaka, może on mi pomoże.

piątek, 25 lutego 2011

O szarości.

Dziś we śnie usłyszałam najnowszy krzyk mody. W pokoju było ciemno, natomiast mi pod powiekami migały jaskrawe kolory nowoczesnych wdzianek. Ach, jak ja chciałam wskoczyć w te kiecki, żakiety i pantofelki! Szarawary, dzwony, rurki. Garsonki, kożuszki, futra. Kapelusze, berety, kamizelki. Och! Ciało same pozbyło się koszuli nocnej i obudziłam się na ranem, dygocąc z zimna.

Szczękałam zębami aż do przyjścia Władka lat 95.
– Co to za cymbałki? – spytał powstaniec wkraczając dumnym, posuwistym krokiem do kuchni.
– To ja... – odpowiedziałam. – Szczękam zębami.
– Dlaczego?
– Usłyszałam w nocy krzyk mody.
– Rozumiem cię, nowoczesnej mody można się przestraszyć.
– Właśnie, że nic nie rozumiesz!
– Mam potąd pajacyków! – Władek pokazał dokąd ma popularnego kreatora mody i było to ponad jego głową.
– On się nazywa Jacyków i wcale nie jest wysoki!
– Ja bym tę pedalską hołotę...
– To są geje! Ile razy mam ci powtarzać? I nie krzycz!
– Przecież to ty usłyszałaś krzyk mody. Po moim wrzasku nie szczękasz zębami, natomiast po wrzaskliwej modzie tak!
– Władku, dlaczego ty się ubierasz na szaro?
– Nigdy nie wiesz co cię spotka.
– Co masz na myśli?
– Może znów trzeba będzie wskoczyć do kanałów? Wtedy zmieszasz się z tłem.
– To dlatego czasem przyodziewasz brązową odzież...

W tym momencie Władek wylał na siebie kawę. Plama, która została na koszuli wcale nie zlewała się z szarym tłem. Spojrzałam wymownie na AK-owca. W duchu zaprotestowałam przeciw męskiemu oporowi przeciw najnowszym trendom w modzie. Mężczyźni to najczęściej szare pajacyki.

czwartek, 24 lutego 2011

Moje bushido.

Samurajką zostałam po obejrzeniu pilota serialu „Shogun” z przystojnym Ryśkiem Chamberlainem, który w cywilu okazał się być gejem. To jednak najmniej istotne. Po emisji drugiego odcinka wzięłam nóż do mięsa i przerobiłam go na miecz samurajski. Potem przestałam oddawać gazety na makulaturę, by zrobić przepierzenia w mieszkaniu z papieru. I właśnie w ten sposób dostałam alergii na kurz. Przez Gazetę Poznańską, Głos Wielkoposki, popołudniowy Express Poznański oraz ogólnopolską Trybunę Ludu.

Od tego czasu kicham, ale nie na kodeks honorowy, który ukształtował się nie po lekturze świętych pism bohaterów Watykanu, lecz obejrzeniu serialu o szlachetnych Aborygenach spod dzikiej wiśni. Widok zaśnieżonych wulkanów w tle krwawych samurajskich dziejów wpłynął na mnie decydująco. Chcę się podzielić kręgosłupem moralnym – może znajdą się w Polsce kobiety, które przejmą ode mnie, steranej Adeli lat 73, ową witaminę D, która utrzymuje człowieczy pion.

Bushido Adeli

1. Samurajka sama ze zapewnia raj, dlatego trzeba naraić sobie odpowiedniego Shoguna.
2. Bądź honorowa, dlatego nie bierz udziału w wojnie pozycyjnej. Nie można jeść i srać w tym samym okopie. Zdobywaj zamek w błyskawicznym natarciu. No chyba, że są to bermudy, one zamka nie posiadają.
3. Szanuj Shoguna swego, zwłaszcza podczas świąt państwowych.
4. Dbaj o ostrze. Miecz po wyjęciu z pochwy musi lśnić od pielęgnacyjnego tarcia.
5. Nie zabijaj gderaniem dla przyjemności, ale z codziennego obowiązku.
6. Nie ruszaj chłopa Shoguna bezkarnie, chyba że za miskę ryżu.
7. Nie przywłaszczaj sobie zasług, odkryj swoje walory, bądź jak naga prawda.
8. Samurajka plotkę dusi w trzewiach, przez co fałsz ma w tyle. W wyniku metabolicznego procesu w samurajce zostaje tylko prawda.
9. Nie pożądaj chłopa innej samurajki, bo chabeta oderwana od pańszczyzny tylko wierzga, przez co będziesz musiała smagać bydlę batem.
10. Żadnej rzyci, która jego jest. Bądź hetero.

środa, 23 lutego 2011

Matriarchat.

Życie ustawia nas w mroźnym słońcu albo w strugach tropikalnego deszczu. Alternatywa między cycatą naguską biegającą jedynie w biodrowej przepasce pośród równikowego buszu lub odzianą szczelnie Eskimoską myjącą w igloo włosy we własnej urynie nie pociąga mnie. Marny wybór. Taki sam, jaki mieli żołnierze taplający się w zabłoconych okopach po obu stronach frontu nad Marną. Właśnie, żołnierze. Mężczyźni. Z nimi jest podobnie, szczególnie z tymi, którzy kręcą się wokół kobiet. Albo to wspaniale zbudowany dawca nasienia, który za moment ucieknie w siną dal, albo tatusiek, który zaopiekuje się potomstwem i w swej naiwności nie przeprowadzi badań genetycznych. W złym czasie się urodziłam. Bardzo złym. Ale jeszcze można coś zmienić.

Łakomy Władek lat 95 siedział w kuchni, znów wpatrując się w tańczącą kofeinę. W swych przedwojennych palcach trzymał kubek z kawą, bo poskąpiłam mu filiżanki. Zbyt kruchą mam porcelanę, by ryzykować podawanie jej w łapska człowieka, który najsentymentalniej wspomina pobyt w kanałach. Od święta mogę zafundować sobie stres, ale nie na co dzień. To byłaby gruba przesada.
– Ten świat jest coraz bardziej zwariowany, Władku – rzuciłam do AK-owca.
– To prawda – westchnął powstaniec.
– Odkąd Mojżesz zniósł z Synaju dwie tablice kamienne świat się pokichał – zawyrokowałam sentencjonalnie.
– Co chcesz od 10 przykazań?
– Nie od wszystkich. Denerwuje mnie co najwyżej połowa.
– Niby co konkretnie?
– Nie będziesz miał innych bogiń przede mną!
– Bluźnisz, Adela! – Anonimowy Kobieciarz lat 95 chwycił się za głowę.
– Bronisz starego dekalogu, bo on pozwala ci szukać bogiń w innych kobietach!
– Bzdura! – krzyknął Władek. – Jest przecież inne przykazanie: „Nie cudzołóż”!
– Nie idzie o łóżko, lecz o ołtarz, na który wznosicie nową kochankę. Ponadto, dlaczego nie ma przykazania „Nie pożądaj męża bliźniej swojej”?
– Jakiej bliźniej? Nie stosuj słowotwórstwa w stosunku do starego języka, jakim posługiwał się Mojżesz!
– Guzik mnie obchodzi ozór uciekiniera z egipskich kurortów!
– Adela, zlituj się! Jak ja miałbym pożądać męża bliźniej swojej? Czy ja jestem pedałem?!
– Widzisz, zrównujesz kobietę z gejami, dodatkowo obrażając ich – i nas kobiety – w warstwie słownej. To jest idea dekalogu?!

Władek obraźliwie puknął się w czoło, dopił dwoma haustami kawę i wybiegł z mojego mieszkania. Dziś mu na to pozwoliłam, ale już jutro przeciw takiemu zachowaniu zaprotestuję. Nie będzie samiec pluł nam w twarz, ni kobiet nam paskudził. Od matki nasz poród, od samca głód, kurewstwu stop, samice!

wtorek, 22 lutego 2011

Moje wiano.

Nie cierpię na epilepsję, nie ma pasożytów ani łuszczycy, nie klnę ponad miarę, ale to przecież ciągle jest mało, a mimo to mężczyźni wodzą za mną wzrokiem. Dźgają mnie chutliwie rozszerzonymi źrenicami, ocierają się w zatłoczonych tramwajach, ślinią nawet wtedy, gdy przyjmą sakrament komunii świętej i wracając od ołtarza do kościelnej ławki zawieszą wzrok na mej cielesnej powłoce. Choć przyznam, że kobiety też mnie postrzegają pozytywnie.

Dziś w kolejce po świeże pieczywo zaczepiła mnie Kryśka lat 62.
– Adela, ty nie wyglądasz na swoje 73 lata.
– Och, kochana – uśmiechnęłam się wdzięcznie.
– Dziś dałabym ci 71 i pół.
– Naprawdę wyglądamy na równolatki? – odpowiedziałam zgryźliwie.
– Gdybym nałożyła tyle tynku, co ty, Adela, to bym wyglądała na 50-tkę!
– No zobacz, a mnie mróz zdążył wybudzić z głebokiego, bezstroskiego snu.
– Cicho, laski – zagrzmiał Kondek lat 69. – Przywieźli chleb.

Kondek często patrzył na mnie w sposób matrymonialny, co po każdym bezczelnym podszczypnięciu wyrażało się miłym, sympatycznym i ciepłym słówkiem. Wiadomo, że w życiu nie można kierować się usłyszanymi komplementami, lecz złośliwościami wykrzyczanymi przez osoby nam nieprzychylne. To w ich słowach kryje się ziarnko prawdy o nas samych. Zatem jeżeli naprawdę wyglądam na 71 i pół, to ludzi musi do mnie przyciągać coś innego. Nie moja skóra, nie bujna powłoka, nie skserowana na biało metryka. I dziś wpadłam na to, co to jest. Idzie o wiano.

Nie jestem zbyt posażna, mam jedynie kilka mebli w stylu biedermayer i art deco, klasyczną zastawę porcelanową z serii Saint Succi Rosenthala i kilka kiecek znanych polskich projektantów mody z lat 70., ale prowadząc blog dorobiłam się sporego wirtualnego majątku. Obszernością wpisów jeszcze nie dorównuję dziełom Lenina, długość codziennie pisanych tekstów nie przebija ilością znaków ze spacjami przemówień Jarosława Kaczyńskiego, ale wartość mojej twórczości rośnie i to tak kręci sąsiadów z Wildy. Panowie są skłonni składać propozycje matrymonialne, bylebym uwzględniła ich w testamencie, zaś panie wyrażają chęć opieki nade mną, stąd mnie postarzają, chcąc osłabić moją tężyznę fizyczną i pokierować od lekarza ogólnego do przychodni specjalistycznych.

I ja przeciw temu protestuję, bo poradzę sobie sama. A ewentualnemu wybrankowi mogłabym w wianie złożyć swoje dziewictwo, które nie ma wprawdzie charakteru somatycznego, bo jest duchowe.
Tak, właśnie tak: jestem duchową cnotką.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Bunt kobiet.

Stojąc w ogonku po świeże pieczywo opowiedziałam sąsiadkom o eskapadzie tomasz.ka 2015 oraz Jezusa z Wildy do głuszy leśnej. Babki nie mogły pogodzić się z faktem, że dwaj przyszli herosi paktować będą na pustkowiu w leśnictwie Babki pod Poznaniem, czyli w dużym oddaleniu od dzielnicy. „Adela, jak my mamy schudnąć, skoro Heniula lat 30 pościć będzie tylko z twoim tłustym krewnym?”, narzekały. „Prezydent musi mieć odpowiednią posturę!”, uciszałam je. „A dietę, Chrystek, zostawił?”, dopytywały się. „Tylko bez poufałości”, słabo protestowałam. Czułam w duchu, że dwaj bliscy memu sercu, godni i stateczni, mężowie popełnili błąd, nie uwzględniając w Najświeższym Testamencie diety dla neofitek. W końcu odczuwany na co dzień głód Boga wpływa na kobiecą linię, wcięcie w talii oraz ostrość rysów na twarzy.

Skończyłam rozmowę z sąsiadkami, kupiłam bochenek chleba powszedniego i cztery pączki, a gdy wróciłam do domu zaparzyłam kawę. Władek lat 95 był jak zwykle punktualny, wywieszając głodny jęzor na progu mego mieszkania.
– Kochasiu, przypomnij, kim byłeś w powstańczych kanałach? – spytałam przy konsumpcji drugiego pączkowego smakołyku.
– Przewodnikiem, gońcem, na końcu przywódcą małego oddziału – z dumą pochwalił się Anonimowy Kobieciarz.
– To dobrze, bardzo dobrze – ucieszyłam się.
– Ojojoj – wzurszył się powstaniec. – Do dziś potrafię przebierać nogami!
– Wspaniale, ruszysz teraz na Babki!
– Na babki? – krzyknął rozradowany AK-owiec lat 95. – Choćby za chwilę!
– Do leśnictwa Babki! – osadziłam chuć Anonimowego Kobieciarza na poziomie zamrażarki. – Przedrzesz się przez chaszcze, zaspy, potem poskaczesz po krze na Warcie, by w końcu trafić do samotni wildeckiego Chrystusa i prezydenta 2015.
– Po co? – żachnął się Władek lat 95.
– Będziesz na bieżąco przynosił gorące wersety z Najświeższego Testamentu. To zadanie dla gońca, jednak nie wyczerpuje to twojej misji.
– Taa...? – zaciekawił się głupkowato powstaniec.
– Musisz wpłynąć na natchnionych, by w Najświeższym Testamencie nasi mężowie stanu uwzględnili przynajmniej jedną dietę dla kobiet.
– W Liście do Korytan?
– Gdziekolwiek! – zdenerwowałam się. – No leć już! I załóż kalesony, Władysławie uczynny! Nie możesz przecież kichać!

No i Władek lat 95 poleciał ku Babkom. Na złamanie karku. Bałam się, że w drodze ku damskiej diecie może zboczyć z drogi, ale musiałam podjąć ryzyko. Jeżeli jednak przydarzy mu się nie trafić do wytyczonego celu, wtedy zaporstestuję tak, że przejdzie to do historii. Będę jak ta klacz z Apokalipsy!

niedziela, 20 lutego 2011

Na poznańskiej Wildzie zamieszkał Chrystus.

Wczoraj większość Polaków ekscytowała się kumulacją w Lotto wynoszącą 30 milionów polskich złotych, ale nie na poznańskiej Wildzie. Nam Chrystus powiedział, żeby nie podniecać się pierdołami, bo biedni po śmierci ujrzą prawdziwe bogactwo i to niezależnie od tego od tego, czy przeniesiemy się do Bogatyni, czy zostaniemy na Wildzie.

Zaprosiłam Jezusa do siebie, bo wypadało poznać ze sobą Odkupiciela z Prezydentem 2015. Oczywiście Władek lat 95 też uczestniczył w spotkaniu. Musiał być, bo to on zwrócił moją uwagę na młodzieńca, który dwa miesiące temu zaczął kręcić się po naszej parafii. Heniula lat 30 nosił długie włosy oraz powłóczyste szaty, przez co dzieciaki rzucały w niego kamieniami, a pijacy naciągali na dwa złote na tanie wino. A on nie ociągał się – z dobroci serca sam zacząłby ugniatać smukłymi stopami winogrono. Pieniędzy nie miał, więc nie dawał, ale wierni konsumenci bełta sprzed sklepu zauważyli, że w jego towarzystwie nigdy wina im nie braknie. Dziwne, prawda?

Przy stole usiedliśmy o godzinie 10. Każdy zajął jedną stronę stołu, siadając na krześle w stylu biedermayer.
– To może zaczniemy od pokerka? – zaproponował Władek lat 95.
– Będziemy się licytować? – spytał Heniula.
– Nie dam się wziąć na plewy, ani inne lewy – odpowiedział tomasz.ka 2015. Mój krewniak był ostrożny, bo chciał być kandydatem neutralnym światopoglądowo.
– Heniula, dlaczego zwą cię wildeckim Jezusem? – spytałam.
– Jest w tej dzielnicy sporo grzechów, które należałoby odkupić – oznajmił dzielnicowy Chrystus. – Muszę tylko napisać Najświeższy Testament. Znacie może jakiegoś biedaka biegłego w piśmie?
– Prezydent 2015 trochę popisuje – zareklamowałam huncwota.
– Popisuje się? – Jezus lat 30 wykrzywił z odrazą usta. – On prezentuje to, co cesarskie, więc nie mogę przyjąć daniny.
– Cesarskie cięcie? – spytał Władek lat 95.
– Tak – stanowczo odrzekł Heniula – Na władzę się nie zgadzę. Nigdy, przenigdy nie zostanę politycznym gadem.
– No no no! – wypowiedział groźne słowa tomasz.ka 2015 – bo nałożę na ciebie podatki.
– Pax między nawróconych! – krzyknęłam pokojowo, po czym wyszłam do kuchni, by przedzwonić do Lucjana Kutaśko, który jest mózgiem kampanii prezydenckiej huncwota 2015.

Zawarliśmy układ. Kompromis zawarło serce w osobie Chrystusa, mózg reprezentowany przez Lucjana Kutaśko oraz czyn personifikownay przez tomasz.ka 2015. W ten oto sposób na Wildzie zaczął pisać się nowy rozdział Światowej Historii. Huncwot wraz z Jezusem postanowili wyjechać na kemping, by w spokoju napisać Najświeższy Testament. Tylko przeciw tytułowi zaprotestowałam. „Mein kamp” może nie spodobać się wiernym i elektoratowi...