wtorek, 14 listopada 2017

Już nie wrócę do Ciechocinka

– Pani jest taka urocza, taka wspaniała, taka pełna – komplementował mnie Zyga lat 89. – Nie można od pani oczu odwrócić.
– Pełna? – zatkało mnie dokumentnie.
– Pełna optymizmu. Pełna smakołyków. Pełna, że hej! – skończył swoje farmazony w sposób pompatyczny.
– Pełna smakołyków?
– Och, oczy mgłą mi zachodzą…
– Że niby co?
– I migotanie przedsionków serca prawie mam.
– Że niby dupę mam zbyt dużą?! – wydarłam się.

Znajdowałam na się na ulicy święty Marcin podczas corocznej parady z okazji święta Niepodległości oraz urodzin patrona ulicy. Było tłoczno, a w takich warunkach zawsze trafisz na jakiś margines błędu w ewolucji. Zyga lat 77 był ewidentną pomyłką ewolucjonizmu. Dobrze, że Karolek Darwin nie żył, bo z Zygą pod powiekami długo by nie zasnął, a naukowiec niewyspany dojść może najwyżej do psychiatryka.

– Nie wiem, kto mocniej kocha: ten, który wie, że kocha czy też może ta, która jeszcze szuka owego, którego można pokochać – odpowiedziałam spontanicznie, choć nigdy nad tą kwestią się nie zastanawiałam. Wyszło mi to jakoś machinalnie.
– Halo. Co ty pierdolisz? – zareagował pospolicie Zyga.
– Czekają mnie wielkie zmiany w życiu – obwieściłam. – Odzwyczaiłam się od odpowiedzialności, dbałości o materialne bzdety, o romantyczność. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam czuła. A winna byłam tego uczucia przyjaciołom.
– Miałem rację: jest pani pełna.
– Optymizm wylewa się niezależnie od pory roku – stwierdziłam. – Potrzeba jedynie wiary w siłę słowa oraz osobiste uczucie. Takie prawdziwe, które bagatelizują nerwowość, fiu bździu i stereotypy. Ciężka sprawa. Niejeden raz byłam w Ciechocinku, więc wiem, o czym mówię.
– Adelo – rozpoczął Zyga – może da się pani namówić na wspólne kąpiele błotne?
– Niech mnie Zyga nie kusi – odrzekłam. – Ja nie w Ciechocinku zamierzam spędzić swe piękne ostatnie dni.

Zyga był zawiedziony, ale ja wiedziałam, o czym mówię.