niedziela, 28 stycznia 2018

Postanowienia noworoczne

Zanim przystąpię do tego czy owego, muszę wykorzystać ostatnią chwilę na podsumowanie tego co było, a nie będzie. Koniec stycznia zamyka zeszłoroczne rozrachunki ze sobą. Zatem szlus:

Już nigdy więcej żadnego oro et laboro! Albo albo. Akurat ja mam dość modlenia się, bo jeszcze nic sobie nie wymodliłam. Więcej, spłaszczyłam kolana i bezsensownie napracowałam się: zapalałam świeczki na osobistym poliptyku, nabijałam guzy w ukłonach, raz nieomal udusiłam się różańcem. Co mogłam robić zamiast? Ano wziąć się do roboty. Już dawno byłyby za mną dwa bestsellery, a nie tylko jeden rozgrzebany. I kilka innych rzeczy też. Do bani takie zaniedbania.

Ponadto nie mam zamiaru wylizywać się! Że niby rany? Pokapie krew z nosa? Pokapie, ale potem zrobi się strupek i sam odpadnie. Skapną łezki? Niech skapną! Nie wyliżę ich już – mam dość soli w organizmie. Trzeba też pamiętać o toksynach. Wszędzie, gdzie dotknę jęzorem mogą być osobiste odpady trujące. Zatem nie ma o tym mowy w 2018 roku.

Dość łętów w moim życiu! Jako urodziwa pyra, nie mogę dopuścić, by przyssały się do mnie pasożytnicze łęty, wypijały ze mnie soki, a ja potem na koniec roku wyglądam nie tyko jak pomarszczona bulwa, ale też jak łajza cierpiąca na awitaminozę i syndrom własnej nieatrakcyjności. Nigdy więcej!

A co będę robić?

Będę nadal upajać się słowami i frazami. Tworzyć w wyobraźni sytuacje niezwyczajne, a dla siebie astronomiczne szanse. Nie żebym chciała wyskoczyć ze swojej orbity. Wokół pewnej gwiazdy moja piędź ziemi pyrlandzkiej nadal krążyć będzie – nie zamierzam burzyć misternego planu kosmicznego. Będę też czytać, czytać i smakować. Prawda, że smaczne menu? A jaka puenta?


Do roboty, Adela! Dam Wam przykład, me pociotki, jak zwyciężać mamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz