niedziela, 8 lutego 2015

Gałgan w sutannie

Umówiłam się z Władkiem lat 98. Przyszedł do mnie elegancki i pachnący. Na nogach miał sztuczkowe spodnie, zaś pod marynarką błyszczała szara koszula, która zbyt często była traktowana za bardzo rozgrzanym żelazkiem. Pod szyją miał zawiązaną muchę w zielone grochy, na stopach zaś wypastowane buty zimowe. Widok uzupełniało lekko sfatygowane palto, jedwabny szal oraz czapka z norek. Tak odziany AK-owiec podał mi ramię i razem udaliśmy się do kościoła na poranną mszę świętą. Mamy zwyczaj oddawać Bogu, co boskie, co usprawiedliwia nas w tym, że nie rzucamy na tacę. Mamona należy do tego, co cesarskie i nie mamy zamiaru dawać łupić się podwójnie. Wystarczy nam chciwy fiskus. Od Wszechmogącego oczekujemy zaś wyrozumiałości.

Wikary z parafii pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie - w odróżnieniu od swego Mocodawcy - nie jest jednak wyrozumiały. O jego parszywym charakterze wiedzieliśmy od dawna, jednak ostatnio wydawał się być uspokojony. Dawno niczym nam nie podpadł, dlatego dziś jego fanaberia nas zaskoczyła. Jak się okazało nie podobał mu się nasz kandydat na prezydenta. Owszem, tomasz.ka 2015 za nic miał blubry artykułowane z ambony, ale w końcu nadal pozostawał bliźnim duchownego.

Wikary pokazał swoje wredne oblicze podczas kazania.
- Polityk jest dobry dla swych wyborców tylko wtedy, gdy ma dar boży - palnął w pewnej chwili ksiądz.
- Jasny gwint - wyszeptał powstaniec lat 98.
- Dar boży posiada zaś ten, kto ma dwie oblubienice - ciągnął wikary.
- Kurdemol -skwitował Władek. Zrobił to ciut za głośno, bo siedząca przed nami Elwira lat 77 obejrzała się z wyrzutem wymalowanym na twarzy.
- Pierwszą oblubienicą jest kościół. - kontynuował duchowny.
- Łe tam - zareagował zawiedziony AK-owiec.
- Kościół, czyli nasza wspólnota. Bo co to za przedstawiciel narodu, który gdzieś ma nas? Właściwie gdzie?
- W dupie - mój druh odpowiedział po żołniersku.
Tym razem kilka kobiet się obejrzało.
- Druga zaś oblubienica, która dzieli w sposób prawy łoże z politykiem, musi być oblubienicą pierwszej oblubienicy.
- Psiakrew, zaczynam się gubić - pożalił się Władek.
- Czyli oblubienica druga musi oddać pokłon pierwszej oblubienicy. O tak!
Wikary pokazał fotografię, na której oblubienica składa hołd.
- Są jednak tacy politycy, co uciekają przed obiema oblubienicami! Jeden taki nawet należy do naszej parafii!
Przez główną nawę przeszła gwałtowna fala szczerego oburzenia.
- A to gałgan!- oburzyłam się. - On mówi o naszym huncwocie.
- Wpierdolić mu? - Władek zawsze palił się do czynu.
- Wikary przestanie lubić poniedziałki - przepowiedziałam złowróżbnie.

Potem wstałam i ostentacyjnie opuściłam kościół. Powstaniec również się podniósł, lecz wyszedł chyłkiem, przeciskając się przez tłum stojący w lewej nawie.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz