poniedziałek, 9 lutego 2015

Poddusiłam go koloratką

Mężczyzna jest sfrustrowany, gdy pozostaje niewyżyty seksualnie. Dotyczy to wszystkich samców: i tych nagusów, i tych w sukienkach, i tych, co na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie normalnych.

Wredota wikarego musiała mieć podłoże również w braku zaspokojenia płciowego. Stąd jego ataki na myślących inaczej i natrętne myśli o oblubienicach. Doszłyśmy do tego wniosku wspólnie z Kunią lat 90 oraz Malwiną lat 92. Nie wtajemniczałam tym razem w swoje sprawy wszystkich dziewczyn, a w szczególności Elwirę lat 77, gdyż ona za bardzo dbała o poprawne stosunki z lokalnymi placówkami Watykanu.

- Nie jest to do końca w zgodzie z prawem, ale muszę to zrobić - wyznałam.
- Jeszcze żaden chłop nie poskarżył się na moje molestowanie - stwierdziła Kunia.
- Trzeba znienacka zadrzeć sutannę na głowę - planowała Lwinka. - Zróbmy go metodą na strusia.
- Jesteśmy zbyt wyrafinowane - zaoponowałam. - Doły zostawmy dołom społecznym, my skupmy się na szyi.
- Zawsze zastanawiałam się jak koloratka może być biała, a nie kolorowa - zamyśliła się Lwinka.
- Wikary koloratkę ma zwykle szarą, a od wewnętrznej strony jeszcze bardziej popielatą - zauważyła Kunia.
- Chciałabym poprosić was, byście gałgana zagadały - wyraziłam życzenie. - Ja zajdę go od tyłu.

Poszłyśmy do zakrystii kościoła pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie. Tuż przed drzwiami przepuściłam dziewczyny, sama chowając się za barczystą Lwinką. Potem w odpowiednim momencie skryłam się w cieniu holu.
Po chwili usłyszałam głos wikarego.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - przywitał się.
- Niech będzie - odpowiedziała Kunia.
- Czy możemy wszyscy razem klęknąc na klęczniku? - zaproponowała Malwina.
Wikarego to zaskoczyło, ale nie zaprotestował. Tym bardziej, że dziewczny już padły na kolana, zostawiając dla niego miejsce pośrodku. W końcu i on klapnął na klęcznik.

- Ładna figurka - Kunia podniosła oczy na rzeźbę znajdującą się ponad linią ich wzroku. - Mam dwóch podobnych czarnych laufrów. Ustawiam ich na szachownicy - pochwaliła się.
- To nie goniec - odparł dumnie wikary. - To Chrystus frasobliwy.
Chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale ja już zdążyłam capnąć jego koloratkę, zaciskając ją na szyi księdza.
Chwila bezdechu wystarczyła, by dostał erekcji. Wówczas trochę poluźniłam, odczekałam dwie sekundy i znów zacisnęłam. Powtórzyłam tę czynność kilkanaście razy przy wtórze modlitw dziewczyn.
W końcu wikary trysnął...

Zostawiłyśmy wikarego z jego szczęściem i wstydem zarazem. Chrystus frasobliwy pozostał nieprzenikniony. My natomiast wracałayśmy do swych domów z przekonaniem, że zniwelowałyśmy napięcie wikarego i w naszych stosunkach może być już tylko lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz