środa, 22 lipca 2015

C jak Cimoszewicz ALFABET CIOCI ADELI - Cycuś glancuś

Z Władkiem lat 98 postanowiliśmy wybrać się na spacer. Najbliżej nas znajduje się park im. Jana Pawła II, w którym największą atrakcją jest pomnik Poznańskiej Pyry. Pokierowaliśmy się na ziemniaka, sprawdzić, czy po burzy nie przybyło kartoflowi łętów.

Podwójny AK-owiec, czyli weteran Armii Krajowej oraz Anonimowy Kobieciarz w jednym podał szarmancko mi ramię, przeprowadził na zielonym świetle przez ruchliwą ulicę Dolna Wilda, a potem pokierował nas w kierunku placu zabaw.
- Dlaczego tak często lubisz przechodzić obok rozkrzyczanych szkrabów? Czyżbyś na dwa lata przed setką dostał ciągot pedofilskich?
- Jak możesz! - obruszył się. - Liczę jedynie, że będą karmiące matki. Lubię jak z cycka kapie siara.
- A ja nie znoszę jak z pyska leci ci piana pożądania. Ślinisz się, stary capie!
- Czy to nie jest Kunia?

Powstaniec miał sokoli wzrok. Ponadto był ginolem, więc ogląd świata miał jak z gniazda bocianiego. Uwierzyłam mu, że spostrzegł naszą przyjaciółkę. Ja widziałam jedynie daleki kształt ławki i jakąś siedzącą na niej nieforemną postać. Krok po kroku zbliżaliśmy się. W końcu coś zaczęło wyraźniej się majaczyć. I to w kształtach zupełnie nieoczekiwanych. Zwiększyliśmy podświadomie tempo marszu i już po chwili stanęliśmy obok kobiety.
- Kunia, ty karmisz? - zdziwił się Władek, ale potem szybko zareagował w swoim stylu. - Jeszcze nie widziałem twojego cyca. Pokażesz drugi?
- Co to za lala? - zapytałam. - Czyś ty na starość zupełnie zgłupiała?
- Ten cycuś to glancuś - odrzekła Kunia, nie przestając karmić plastikowej kukły.
- Kunia, odezwij się! - próbowałam podniesionym głosem wstrząsnąć przyjaciółką.
- Magic people, woo doo people.
- Kunia, opamiętaj się!
- Daj jej karmić - powstrzymywał mnie AK-owiec. - Zaraz skończy jej się mleko w lewym cycu i zacznie karmić prawym. Chcę to zobaczyć!
- Mój akt to głos wołającego na puszczy - Kunia odezwała się nieco przytomniej.
- Niby dlaczego? - dociekałam.
- Kogo to dziecię ci przypomina?

Zrobiłam głupią minę. Cała sytuacja była dziwna, tym bardziej, że Kunia nie sprawiała wrażenia otępiałej. Tylko te piersi na wierzchu nieco mnie niepokoiły. No i ta lalka. Całe szczęście, że nie Barbie - to był chyba jedyny plus w tej sytuacji...
- No? - ponaglała Kunia. Spotkała się jednak z murem niezrozumienia. - Ten cycuś glancuś jest z puszczy.
- Czyli to chłopiec? - skojarzył powstaniec. - To musi mieć apetyt. Nie chcesz zapodać mu drugiego baniaka?
- Ta lala to Cimoszewicz.
- Po co go karmisz? - zainteresowałam się.
- Bo zawsze był oschły. Nie wyciągnę go z puszczy, jeśli nie zapodam mu siary. Inaczej jego powrót do aktualnej polityki nie miałby sensu.

Dopiero teraz zrozumiałam. Kiwnęłam Kuni z uznaniem głową i poszłam przez pomnik Poznańskiej Pyry przemyśleć jej inicjatywę. Władek natomiast został. Podobno doczekał się momentu, w którym Kunia przystawiła Cimoszewicza do prawej piersi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz