niedziela, 26 lutego 2017

Pod bryłą dobrego ego

– Jak, to, Adela? To się godzi?
– Nie wydolę – wystękałam.
– To niepojęte! – zagrzmiała Gertruda lat 77 i rozłączyła się.
Po chwili znów rozległ się dźwięk telefonu. Z wielkim trudem sięgnęłam po aparat, który przed chwilą odrzuciłam od siebie.
– Halo? – wyszeptałam słabym głosem.
– Niedzielna msza święta to obowiązek każdej katoliczki z poznańskiej Wildy – nudziła Trudzia.
– Każdej chrześcijanki – zgodziłam się przytomnie mimo że ledwie sylabizowałam słowa.
– Oddaję do telefonu Kunię.

Ucieszyłam się. Kunia lat 90 to moja najlepsza przyjaciółka, która dodatkowo nie grzeszy świętoszkowatymi pozami. Mogłam przypuszczać, że nie będzie dramatyzować, lecz za to pocieszy lub doradzi coś stosownego.

– Co z tobą? – spytała rzeczowo.
– Rozmowę powinnaś zacząć od „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Inaczej niczego w życiu nie osiągniesz – usłyszałam w tle głos Trudzi.
– Nie przepraszaj za tę małpę proboszcza – poprosiłam cicho.
– Masz to jak w banku – zapewniła Kunia.
– Bóg zapłać.
– Bóg zapłać?
– Przepraszam, wyrwało mi się.
– Co się stało?
– Przywaliło mnie dobre samopoczucie – wycharczałam boleśnie. – Prawie nie mogę się ruszyć.
– Twoje dobre nastroje zwykle cię unosiły.
– Ale moje własne. W nocy spadła na mnie bryła polskiego dobrego ego.
– Jeden kamlot czy cała lawina?
– Trudno mi się rozeznać. Czuję ciężar na klatce piersiowej. Nie mogę się podnieść. Rozmowa przez telefon to dziś dla mnie medal z brązu w skokach narciarskich. Nie cieszy jak złoto, za to jego ciężar koślawi kark i łamię łabędzią linię szyi.
– Przekaż jej, że się za nią pomodlimy – usłyszałam znów Trudzię.
– Przekaż jej, żeby się pomodliła za ofiary suszy w Sudanie – poprosiłam.
– Jeśli spod bryły dobrego polskiego ego nie wygrzebiesz się, to gdzie cię pogrzebać?
– Zostawcie mnie w łóżku. W końcu mam już pomnik. Tylko jakiś napis wygrawerujcie dla mnie na tej bryle.

I tak zakończyłam połączenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz