poniedziałek, 17 stycznia 2011

W kolejce.

W poniedziałki rano wychodzę po sprawunki, bo lubię dostać chrupkie, świeże pieczywo. Tak zrobiłam i dzisiaj. Przed składem jednak zaklęłam pod nosem, że nie wyjrzałam wcześniej przez okno, bo samochód z piekarni jeszcze nie dojechał i ustawiła się długa kolejka. Niby stały same znajome, ale o czym gadać z rana, gdy człowiek nie rozbuja myślenia poranną kawą. I tu się pomyliłam.

– Baby nie powinny pracować – rozpoczęła rozmowę krzywa Lonia lat 52. – Weźmy moją byłą synową. Ledwo poszła do roboty, to zaczęła kurwić się i mój Grześ się rozpił. Nawet na rozprawę rozwodową nie poszedł, bo nie mógł ustać na nogach. Tak cierpiał, biedaczyna! Dziś chciałam mu kupić dwa rogale, ale on zażądał cytrynówki.
– Mas rację, mój sef tez bzytko się zachowywał – potaknęła bezzębna Grażyna zwana w okolicy Pierzynką lat 49. – Podscypywał, podscypywał, az musiałam zucić robotę. Psesłam na chałupnictwo – mrugnęła filuternie.
Pierzynka była prostytutką jeszcze na chodzie. To znaczy musiała długo się nachodzić, by znaleźć klienta. Dlatego przesadziła, nazywając swoją robotę chałupnictwem.
– A ja uważam, że dobrze, jak kobieta pracuje – wtrąciłam się. – Spotka innych dziadów, co zawsze wpływa na urodę, pokaże się w nowej kiecce, przewietrzy myśli po dusznym weekendzie spędzonym ze swoim starym.
– Tak się może zaczyna, ale zawsze kończy się na kurewstwie – nie dała się przekonać krzywa Lonia.
– Ja zaś lubię szydełkować – powiedziała Violetta lat 61. – Choć pracuję jako parkingowa, to ze swetrów zrobionych na drutach wyciągam drugie tyle.
– Mój sef tez wyciągał druta – zasepleniła Pierzynka lat 49. – To był syf z takim sefem!
– Lonia, nie usprawiedliwiaj Grzecha – odezwała się milcząca dotąd Balbina. – On był ochlejem jeszcze przed małżeństwem. Na miejscu twojej synowej też bym się puściła!
– Kurwa! – odgryzła się Lonia lat 52.
– Zamknij japę, stara szmato! – odkrzyknęła Balbina.
– Na chleb powsedni cekamy, ni wysyfajmy się od kurewek – wkroczyła mediacyjnie Pierzynka.

I w tym momencie podjechał dostawczak z piekarni. Zaskoczone obserwowałyśmy nieznaną nam osobę, która zaczęła wyładowywać skrzynki z pieczywem. Za oknem szoferki wyraźnie rzucała się nam w oczy tablica z imieniem: ZDZISIA. Zdzisia narzuciła sobie kilka skrzynek z chlebem na pokaźny biust i przekroczyła próg sklepu.
Krzywa Lonia chciała powtórzyć, jak kończą pracujące kobiety. Zdążyłam jednak zaprotestować, zasłaniając jej usta. Zdzisia wyglądała na kobietę jeżdżącą na hamulcu. W końcu niby skąd się wzięło jej spóźnienie? Lonii też poradziłam, by wrzuciła w wsteczny.

3 komentarze:

  1. Świetne,dosadny ,brutalny język , w istocie mnóstwo humoru.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Pani/Pan jest może krytykiem literackim? Bo szukam wsparcia.
    A za komplement serdecznie dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Adelo, nie jestem krytykiem literackim ale się wpisuję jednocześnie wspierając ale tylko mentalnie. Kasy niet :(
    Środowisko naturalne masz mało maturalne ale za to barwne :). Baby górą i noszeniem ciężarów, niestety.
    pozdrawiam Irena

    OdpowiedzUsuń