niedziela, 12 czerwca 2011

Wildecka parada równości.

Zdzicho lat 48 oraz Maryś lat 53 znowu zapragnęli zorganizować imprezę na działkach przy ulicy Dolna Wilda w Poznaniu. Zaprosili z dzielnicy kogo się dało na start parady równości. Najpierw się oburzyłam, że niby z homoseksualistami mam się spoufalać, ale w sklepie na dole mi wyjaśniono, że idzie o bratanie się z bezdomnymi. Bo co to za parada równości, kiedy wszyscy mają gdzie mieszkać? Co z tego, że założysz różową koszulkę, kiedy drugiemu śmierdzi podkoszulek, bo nie ma gdzie go wyprać? Nie ma w tym logiki, lecz dopiero głos bezdomnych nam to uświadomił.

Bezdomni mieli jednak problem z autem. Bo niby jak miałaby udać się parada bez samochodu z odkrytym dachem? W tym celu udałam się do komisariatu przy ulicy Chłapowskiego, by z posterunkowym Marcinem Maciusiem oraz jego przełożonymi załatwić godziwy transport. Przełożeni drapali się w głowę, ale w końcu przeznaczyli do akcji starą więźniarkę, której tutejsi wandale zerwali dach. Już wcześniej sfotografowany i poddany szczegółowym badaniom kryminalistycznym dach miał być cichym prezentem od komendy dla bezdomnych. Policjanci krat w oknach samochodu jednak nie pozwolili ruszyć. Zdzicho i Maryś byli szczęśliwy, bo dach ważył sporo i spokojnie można było go przeliczać nba butelki taniego wina.

Rajd ruszył o nieszczęśliwej godzinie: znowu w trakcie sumy. Proboszcz tylko chwycił się za głowę, wygłaszając kazanie tylko dla kościelnego z pustą z tacą. Reszta wiernych próbowała załądować się do więźniarki. Z głośników furgonu płynęły dźwięki nieznanej mi melogii. Prosiłam by był to Fogg, ale puścili coś mniej mamutowego, jakiś Noze, czy coś w tym stylu.

Przejazd był bardzo udany. Bezdomni pokazali swoją opaleniznę, a ludzie z mieszkaniami obnażyli swoją bladość. Nastąpiła fraternizacja, bo kibice piłkarscy też przyłączyli się do kibicowania bezdomnym. Prawicowcy krzyczeli, że to inicjatywa prawa, a lewacy nie wysuwali oskarżeń, że akcja jest lewa. Zwolennicy centrum chwalili, że koła w furgonie są wycentrowane, a bachory nadal dłubały w nosie, rozdziawiając młode buzie.
Ja zaś dostałam zawrotów głowy. Ten pęd powietrza, niespodzianki spod pachy Marysia i Zdzicha, tumult i gwar – to wszystko mnie zmęczyło niemożebnie. Dlatego kończę już ten krótki opis, zaoszczędzając wam protestu. Bo to w końcu niedziela, czyli dzień Pański. I nie ma sensu wywijać szmatą czy inną szabelką.

Nieprawdaż?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz