czwartek, 25 sierpnia 2011

Mężczyźni lubieżni.

Wczesnym rankiem obudziły mnie grzmoty, pioruny i błyskawice. Szczęśliwie burza szybko przeszła i mogłam bez parasola zejść do sklepu na dole. Jak zwykle chciałam kupić jedynie świeże pieczywo i wymienić najnowsze plotki z sąsiadkami.

W ogonku oczekującym na przyjazd dostawczaka z piekarni stała już Maryla lat 66, Wiesia lat 70 i Kunia lat 88.
– Cześć, dziewczyny – przywitałam się promiennie. – Ale parno!
– Właśnie tego się obawiamy – odpowiedziała Kunia, na moje przywitanie odpowiadając skinieniem głowy.
– Dlaczego?
– Mężczyźni w parną pogodę stają się lubieżni – wyjaśniła Wiesia.
– Co ty nie powiesz – zdziwiłam się. – Żyję na świecie już ponad 74 lata i dotychczas wydawało mi się, że mężczyźni są lubieżni naokrągło.
– Cicho – szepnęła Maryla. – Wikary idzie do szpitala.
Wikary przechodzący po drugiej stronie ulicy przywitał nas służbiście swoim „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. „Niech będzie”, odpowiedziałyśmy karnie. Poczekałyśmy aż zniknie za rogiem i wróciłyśmy do tematu.
– Mężczyźni w parną pogodę stają się lubieżni do kwadratu – kontynuowała Kunia. – A jeszcze częściej do trójkąta.
– Mój Zygmunt lat 69 – wtrąciła się Maryla – wczoraj położył się do łóżka w piżamie, a gdy rano otworzyłam oczy, to...
Maryla zawiesiła głos, ze wstydem opuszczając spojrzenie. Jej dusza i serce też przesunęły się, lądując w okolicy kostek, powodując opuchliznę i tak zwaną słoniowatość nóg.
– Dobra, nie musisz kończyć – ulitowałam się nad biedactwem.
– Wcale nie! – oburzyła się Kunia. – Dokończ!
– Nie męcz Maryli – oburzyła się Wiesia. – Wszyscy wiemy, jak czerstwy jest Zygmunt.
– Skąd wiesz, że mój mąż jest czerstwy? – spytała czujnie Maryla.

Niezręczna cisza owiała nas chłodem, który paradoksalnie była w parną pogodę przyjemna. Tymczasem przed sklep zajechał samochód z piekarni. Wysiadł z niego kierowca, który miał niezapięty rozporek. Ze skalpu wyszedł właściciel w rozpiętym kitlu i znajdującej się pod nim rozchełstanej koszuli. Falujące włosy na piersiach Barabasza lat 49 zwiastowały rychłą wizytę Sanepidu w sklepie.

– Dziewczyny – odezwałam się. – Chyba zdecyduję się na kupno chleba z wczoraj.
Sąsiadki podjęły tę samą decyzję. Jednocześnie zrozumiałyśmy, że w parną pogodę wszyscy mężczyźni są lubieżni. Może oprócz mężów, którzy są czerstwi nawet dla sąsiadek. Ja natomiast postanowiłam poczekać na powrót wikarego. Chciałam się przekonać, w którym miejscu on jest lubieżny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz