poniedziałek, 3 grudnia 2012

Di-gej

– Już nie ma dansingów, już nie ma orkiestr złożonych z muzykantów ubranych w białe garnitury – biadoliła Malwina lat 93. – Już nie ma dzikich plaż oraz parkietów, na których mogłabym pozbyć się ciuszków.
– Wszystko załatwi ci teraz di-gej – zgodnie kiwnęła głową Kunia lat 90.

Stałyśmy w ogonku, oczekując na przyjazd furgonu z piekarni, który codziennie dostarczał do naszego sklepu na dole świeże pieczywo z nocnego wypieku.

– To nieprawda, w kościele wystarczał i nadal dobrze sobie radzi tylko jeden organista – stwierdziła Elwira lat 77.
– Nasz organista to też de-gej? – zdziwiłam się.
– Zawsze myślałam o naszym organiście, że to dupa z uszami – Kunia lubiła oceniać bliźnich w sposób szczególnie jaskrawy. – Nie wiedziałam jednak, że to dupa gejowska.
– Co wy sugerujecie? – spytała czujnie Elwira.
– Przysuńcie się do mnie – zażądałam, a kiedy dziewczyny zbliżyły się do mnie, kontynuowałam szeptem. – Czy wy zwróciłyście uwagę na muzykę, która sączy się w sklepie? Uważam, że Mietek lat 54, który jest szefem, zażądał od dziewczyn puszczania...
– Puszczania się? – podobnie cicho wtrąciła się Kunia, jednocześnie otwierając ze zdziwienia buzię oraz łapiąc się za głowę.
– Puszczania pościelowej muzyki. Myślę, że Mietek to też de-gej
– Di-gej – poprawiła mnie Elwira.
– A nie de-gej, znaczy gej od dupy? – dociekała Kunia.
– Do dupy – Lwinka poprawiła Kunię.
– Ksiądz proboszcz mówił o gejowskich diasporach, stąd są di-geje – wyjaśniła Elwira. – Muszę szepnąć wielebnemu, że organista może być z gejowskiej piątej kolumny. Zmartwi się nasz pasterz – zasmuciła się. – Przecież i tak wiele krzyży dźwiga na swoim świętym grzbiecie.
– Co wy się tak przytulacie? Zimno wam? – spytał przechodzący mimo nas nieznany przechodzień. Pewnie pracownik niedalekiego urzędu skarbowego.
– Dygej stąd! – warknęła Kunia.
– Chyba dygaj? – dopytywał się młody mężczyzna w wieku lat ok. 50.
– Mam ochotę kopnąć geja w dupę! – wycharczała rozwścieczona Malwina.
– W takim razie zapraszam do biura. – Przechodzień zareagował przytomnie. – Zapoznam panie z moim kierownikiem.
– Pod gejem pracujesz?! – zapiałam, po czym zamachnęłam się pustą, szmacianą siatką.

I właśnie wtedy nadjechał dostawczak z piekarni. W światłach reflektorów półciężarowego auta można było zobaczyć jak di-gej z pobliskiego urzędu dygał przed nami. Uważam, że także skarbówce trzeba od czasu do czasu popędzić kota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz