środa, 12 grudnia 2012

Pener.

Władek lat 96 zadzwonił do mnie z samego rana, zapowiadając, że ma dla mnie niespodziankę. Fiu fiu, gwizdnęłam pod nosem. Takie sytuacje zdarzają się niesłychanie rzadko, więc z niecierpliwością czekałam na odwiedziny powstańca.

Pojawił się równo o 12, czyli w porze, kiedy zazwyczaj siadamy do drugiego śniadania.
- Adela, zapuszczam penera! – krzyknął od progu.
- Co proszę?
- Penera!
- Jakiego penera? – zdziwiłam się.

Owszem, wiedziałam, że w gwarze poznańskiej pener oznacza pijaka i żula w jednym, ale nie miałam pojęcia, dlaczego powstaniec chce go wpuścić. I dokąd. Najpierw jednak musiałam ustalić co innego.

- Władku, odkąd posługujesz się gwarą poznańską?
- Od momentu, gdy postanowiłem zapuścić penera.
- Chyba wpuścić. Ale muszę cię uprzedzić, że ja takich typków nie wpuszczę w swoje progi.
- Czy ty mnie słuchasz? Ja zapuszczam penera.
- Chcesz się sam spenerzyć?
- Trochę tak… – ukontentowany powstaniec uśmiechnął się pod nosem.
- Przestaniesz się myć? Zaczniesz się upijać bez umiarkowania? Będziesz kląć? Zamieszkasz pod mostem?
- Nie.
- Hę?
- Adela, ty też hęchasz! – uradował się AK-owiec.
- Mieszasz mi w głowie, to potem hęchać zaczynam! Co chcesz zrobić? Wyjaśnij mi! Ale już! – wrzasnęłam.
- Zapuszczam wąsa.
- Wąsa?
- Penera.
- O kurka!
- Wraca moda na penera – wyjaśnił mój druh. – Ja lubię być na bieżąco. A teraz krzykiem elegancji jest pener.
- Jeżeli zapuścisz penera, to wstępu do mnie nie będziesz mieć. Zapamiętaj to sobie!
- Co ci się w zapuszczaniu penera nie podoba?
- Wszystko!

I po tym przemówieniu wyszłam do drugiego pomieszczenia, by nie być świadkiem, jak Władkowi pod nosem rośnie pener.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz