wtorek, 19 marca 2013

Rajmund lat 40 ma stulejkę.

Czarne chmury zawisły nad poznańską Wildą. Dziwnym trafem nadciągnęły one nad naszą dzielnicę, gdy pod jedenastkę wprowadziła się Donata lat 30. Ustały wesołe śpiewy tubylczych pijaków oraz szczebiotanie ptaków, choć gołębie nadal srały luźną laksą. Kunia lat 90 zaprzestała nucić „bella bella donna”, a Ksawery lat 77 przy goleniu nie wydzierał się już swoim wytrenowanym tenorem, nucąc „la donna mobile”. Natomiast Donata początkowo grzecznie przedstawiła się, prosząc byśmy mówili do niej per Donia. Niestety, nie zrewanżowała się i odmówiła nazywać mnie la donna Adele, twierdząc, że w moim wieku jestem już bardziej donica niż donna, po czym wymownie zawiesiła wzrok na moim biuście.

Sprawę zbagatelizowałam, bo przecież wiadomo jak bardzo rozkapryszone są dzieci koło trzydziestki. Pierwszym niepokojącym przypadkiem był casus Hieronima lat 52. Stałyśmy w porannej kolejce, oczekując na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, gdy on pojawił się przed sklepem.

– Nie podam ręki – powiedział. – Mam herpes virus varicella.
– HHiero, biedaku – użaliła się Kunia – złapałeś półpaśca?

Hiero był naszym dzielnicowym hiroł, czyli bohaterem, który ostatnio zasłynął wyłowieniem ze stawu o półmetrowej głębokości zachlanego Marysia. Wyręczył w tym drugiego naszego bezdomnego, mówiąc mu, by nie odgrywał gieroja.

– Zakaziły mi się zwoje czuciowe – poskarżył się Hiero. – Nie potrzebnie wziąłem się za leczenie immunosupresyjne.

Hiero był ciekawą odmianą bohatera, zwaną przez nas hipochondryczną.
Włosy na głowie stanęły nam dopiero, gdy przed sklepową kolejką pojawił się Rajmund lat 40. Rajski Mundzio znany był jako jebaka, na co – nie wiedzieć czemu – najbardziej skarżyła się Kunia. I oto z przeraźliwie smutną miną i żałośnie zwieszoną głową wyznał przed babami stojącymi przed sklepem w liczbie trzynastu:

– Mam stulejkę.
– Nawet podczas erekcji? – rezolutnie spytała Kunia.
– Dopadł mnie „φῑμός”.
– Nie udawaj Greka – powiedziałam. – Jak to mogło się przydarzyć takiemu jebace?
– Zaproponowałem wczoraj Donii randkę. Jeszcze wówczas miałem erekcję w kieszeni od spodni. Ale ona spojrzała na mnie tak zimno, że spuściłem oczy i wróciłem do domu. Tam już miałem stulejkę.

Zamilkłyśmy ze współczuciem. I zrobiło nam się żal jebaki, który choć bywał uciążliwymi z tymi swoimi nachalnymi propozycjami, to jednak symbolizował pierwiastek męski w dzielnicy.
Powoli w naszych kobiecych piersiach i słodkich głowach dojrzewał pomysł na protest przeciw tej smarkuli. Donia musi uszanować wildecki porządek, inaczej wypatroszymy ją z tej jej nowoczesności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz