Wybrałam się na Stary Rynek w Poznaniu, bo ostatnio w mieście sporo się dzieje. Dużo śpiewaków wyszlo na ulice i zaczęło swoje bezczelne, bo niekompatybilne do słuchu trele. Deptak usiany był młodocianymi wyjcami oraz cygańskimi dziećmi niemiłosiernie piłującymi na harmoszkach. Pijacy zaczepiali z próśbą o datek na piwo, a bardziej wyrafinowani żebracy układali na trotuarze swe powłoki w towarzystwie swych psów. Ci z kolei prosili o karmę dla zwierzaków.
Już to widzę.
Dotarłam na płytę rynku i ze zdziwieniem spostrzegłam, ile próżniaków pije w samo południe piwo. Nie wyglądali na emerytów – ich cery były świeże i opalone, a z większości szyi zwisały złote łańcuchy. Grube paluchy przyzodobione sygnetami trzymały szklanice złocistego płynu. Nie wabiło mnie takie towarzystwo, więc usiadłam na ławeczce z boku Odwachu. Obok siedziały miejscowe kobiety i obamawiały znajome im towarzystwo, na dalszych ławkach przycupnęły Rosjanki, które z radością odnalazły miejsce, gdzie nikt nie przybiegnie z pytaniem o składane zamówienie.
Naprzeciw mnie znajdował się Pałac Działyńskich, przy którym rozgościli się dwaj młodzieńcy. Jeden z nich miał na głowie irokeza, a drugi kapelusz. Od razu zrozumiałam, że był to duet: artysta z kasjerem. I rzeczywiście, po krótkiej chwili artysta rozpoczął próby wydobycia z siebie męskiego głosu, a jego kompan mężnie postanowił łapać kapeluszem powietrze. Nie wiedzieli, że poznaniak nie myśli o lokacie z kapelusza, lecz oszczędności trzyma w skarpecie.
Tymczasem do ławek zbliżył się mężczyzna zmarnowany przez los, brak higieny i alkohol. Początkowo znalazł sobie miejsce na ostatniej pustej ławce zatopionej w słońcu, ale właśnie te bezczelne w swej natarczywości promienie wypędziły go do zacienionego kąta. Przykucnął sobie tuż koło mojej ławki i rozpoczął biadolenie:
„Ile jeszcze muszę wypić, żeby się zachlać? Ale mnie łeb napierdala! Co to za młody grandziarz? Śpiewać nie umie, a w dodatku siedzi na moim miejscu! A przecież mógłby się otrzeć o sztukę. Masz ćmika pożyczyć? Nie? Pójdę do niego i każę mu wypierdalać. Nie, jednak nie pójdę...”
Już chciałam zaprotestować, ale przecież Dostosjewski pisał, że pijacy są najbliżej Boga. Dlatego swój niechętny wzrok rzuciłam ku śpiewakom!
Pani Adelo, aż trudno uwierzyć :) świetnie pani pisze! W słusznym wieku:) przeważnie słychać "zbolałe panie". Ma pani poczucie humoru i wspaniały zmysł obserwacyjny. Życzę duuużo zdrówka i proszę pisać :)Samych radosnych dni pani życzę :)Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję bardzo. :)
Usuń