czwartek, 26 września 2013

Dziary Mickiewicza.

Alojzy lat 55 nie przyznawał się do swego znanego przodka. Twierdził, że pochodzi z innej linii. „Choć też noszę imię na duże A, to ani ballady, ani romanse, ani Świtezianki nie są dla mnie”, mawiał. I my mu wierzyłyśmy. Potrafił wedrzeć się na dno naszego oka niczym kobra lub – co niebezpieczniejsze – jak wieszcz, który wtrynił Telimenę na mrowisko, kierując ją na manowce wrażliwości młodocianego Tadeusza.

Alojzy z początku, gdy wprowadził się na poznańską Wildę, wydawał się siaki. Nawet nie taki, lecz siaki. Płytki i bezbarwny. Jesienią ubierający szare palto i popielate skarpetki. Latem zawsze z równo zaczesanym przedziałkiem i z koszulą, gdzie guzik zapięty jest pod szyją. Zimą epatujący czerwonym pomponikiem i plastrami przyklejonymi pod podeszwę buta. Nigdy nie lubił seksu oralnego w bramach ani udziału w czynach społecznych. Przeciwnik stonki zrzucanej przez zachodnich imperialistów, zwolennik dorocznych dożynek i rubryki Rzeczy znalezionych w Trybunie Ludu. Trochę malkontent, kręcinos i bucistuk. Ale w duszy człek dobry. Zażywny kompan, do-duszy-przytul-bratek oraz wędkarz, któremu udawało się wyławiać najmniej podtrute okazy rybne z nieopodal wijącej się Warty.

Alojzy wiódł nieciekawy żywot, aż do momentu, gdy wypełzła z niego romantyczność. Zbiegła się ona z krzykiem na jego ustach. Wstąpił bowiem do najlepszego na poznańskiej Wildzie salonu tatuażu artystycznego i wrzeszczał z bólu pod nakłuciami igłą. Po zabiegu nie przyznawał się do słabości, przykrywając ją uśmiechem wyrażającym zadowolenie i dumę z nowego wizerunku, który chował jeszcze pod koszulą. Długo jednak nie wytrzymał.

Dziś podszedł do nas stojących w kolejce oczekującej na dostawę świeżego pieczywa i niczym Rejtan rozdarł na sobie odzienie.
- Kurka wodna! – krzyknęła z podziwem Kunia lat 90. – Co za faktura! To okleina czy prawdziwy dąb?
- To drzwi do mojej duszy – wyznał Alojzy. – Widzicie zawiasy? Ten wyższy jest tu – pochwalił się, podnosząc lewą rękę. Rzeczywiście, spod włosów pod pachą widać było kawał solidnego zawiasu.
- A gdzie drugi? – spytała Malwina lat 92.
- Pod pachwiną.
- Po co ci okno na klatce piersiowej? – kręciła nosem Elwira lat 77. – To są drzwi do kibla?

Zobaczyłam dezaprobatę na twarzy Alojzego, więc zadałam inne, okazało się, że również nierozsądne pytanie:
- A klamka? – zainteresowałam się. – Gdzie jest klamka do twojej duszy, Alojzy?
- Nie!!! – krzyknęłyśmy chórem, gdy Alojzy zaczął rozpinać rozporek.

Mickiewicz jednak szedł w zaparte. Uciekłyśmy do najbliższej bramy. Tam zdyszane zabarykadowałyśmy wrota, uniemożliwiając Alojzemu ich sforsowanie. Potem usłyszałyśmy, jak chwyta za klamkę, by uchylić drzwi do swojej duszy.
Zgrzyt zawiasów drzwi Alojzego nas przeraził. 55 lat to chyba nie jest najlepszy wiek na duszny ekshibicjonizm...

2 komentarze:

  1. Teraz to mnie przeraziłaś... Czy w wieku 55 lat już nie powinno się obnażać..? To już tylko bambosze i termofor? Oj, zabolało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Helenko, pisałam o brzydkiej płci. My pozostaniemy piękne do samego końca. :)

      Usuń