poniedziałek, 7 października 2013

Andrea.

Konaria to porządna kobieta, a takie piją. Nie mogą znieść znoju dnia codziennego, więc zalewają swoją duszę hektolitrami alkoholu. Kąpią się w szampanie, płuczą zęby w denaturacie, nacierają trądzik młodzieńczy spirytusem salicylowym. Alkohol zapełnia ich pory na skórze, nie dając ujścia potom, a takie przecież też im się zdarzają. Ale to ciemna strona Konarii, na jasnej jest jej elokwencja, erudycja i niepospolite poczucie humoru wynikające z inteligencji.

Najpierw obgadałyśmy Marię Siczynę, która cierpi ostatnio na demencję starczą, bawiąc się w konkursy rodem z podstawówki, ciesząc się, że ktoś odgadnie, że Madryt jest stolicą Armenii. Zaraz, chyba nie Armenii. Może Azerbejdżanu?

Konaria piła, piłam i ja. Wytrąbiłyśmy po jednym piwie. Zmieniłyśmy lokal, bo muzyka z radiomagnetofonu marki Kasprzak wdzierała nam nawet do trzewików, a to przepaca antygwałtki, potem trafiłyśmy do miejsca w centrum Poznania, gdzie była jedynie barmanka, kierownik sali i właściciel. Wszyscy podejrzani i w szalikach piłkarskiej drużyny Lecha Poznań. Z trudem przełknęłyśmy kolejną porcję alkoholu, uznając, że to koniec naszej hulanki i swawoli.

Odprowadziłam Konarię do domu, ale ona uznała, że muszę spotkać się z jej aktualnym donatorem. Kupiłam w jej sklepie na dole wódeczkę z cytryneczką i wyszłyśmy ze składu. Wtedy zaczepiła nas Andrea. Nie znałyśmy baby, ale ona poprosiła nas o papierosa.
Konaria pali, zatem z radością poczęstowała Andreę, tłumacząc wylewnie, że sama często znajduje się w takiej sytuacji i wie, co to głód nikotynowy. Andrea zauroczona gestem Konarii zaprosiła nas do pobliskiego biura, które zazwyczaj otwiera po 21. Lokum znajdowało się na ulicy Łąkowej w Poznaniu i nie posiadało neonu. Andrea musiał pokonać kratę i kłódkę, po czym zaprosiła nas do wnętrza, w którym ścieżka między górą śmieci poprowadziła nas siedziska.

- Ja wymyśliłam Linuxa – przyznała się Andrea. – Wiecie, kto to Kluska?
- Miałam paskudnego męża – przyznała się Konaria. – Grabił łajdak, grabił, aż w końcu ograbił.
- Lubię lane kluski – wyznałam, pijąc z gwinta wódeczkę z cytryneczką.
- U niego pracowałam – powiedziała Andrea. – Puszczę Konarii Boney M, bo czuję, że ona to lubi.
- W jakim pierdlu siedziałaś? – zapytałam Adreę, podążając za głosem intuicji. – Rawicz? Wronki?
- Kraków.
- Co ją tak wypytujesz? Przecież to porządna kobieta!

Wzdrygnęłam ramionami, prychnęłam i wyszłam z biura w suterenie. Potem miałam wyrzuty sumienia, że Konaria została samotnie z Andreą z Gliwc, co siedziała za kratami. Zadzwoniłam do jej donatora, który po chwili oddzwonił, że Konaria wróciła.
O tej porze pewnie jeszcze chrapie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz