wtorek, 14 stycznia 2014

Kochasiu, popieść mój dżender!

Jak zwykle ustawiłyśmy się o świcie w ogonku przed jednym ze sklepów na poznańskiej Wildzie. Oczekiwałyśmy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, umilając czas do przyjazdu furgonu z piekarni plotkami na tematy wszelakie.
W ostatnim czasie wszyscy mówią tylko o jednym. Dyskutują osoby duchowne, ateiści i agnostycy, fryzjerki, kosmetyczki i węglarze, sztangistki, ornitolodzy i filateliści, wyznawczynie pleonazmów i czciciele oksymoronów. Szepczą, gardłują, tokują. Gestykulują, robią miny, a nierzadko wykonują nieprzyzwoite gesty. Kobiety z naszego fyrtla starają się nie pozostawać w tyle za trendami mody. Też podnosimy głos, szturchamy się łokciami, wygrażamy laskami. Jesteśmy na czasie. Nie wypadamy z obiegu. Ludzie liczą się z nami.

– Wikary przygotowuje się do niedzielnego kazania o dżender – obwieściła Gertruda lat 77, która często orbitowała wokół plebani kościoła pw. Zmartwychwstania Pańskiego. – Po ostatnim spotkaniu stwierdził, że jestem normalna – dodała z dumą.
– Nie ma normalności – zaoponowała Malwina lat 92. – Normalnie bilety na tramwaj i autobus były na moją kieszeń, ale dziś nie, wędlin już nie kupuję: taka drożyzna, a mój śp. Bogumił choć w dzień był nudny, to w nocy dostawał fioła. – Lwinka otarła łezkę kręcącą się w oku. – Nienormalny był... Żal mi pyrojada...
– Co ci ten klecha kazał zrobić? – Kunia lat 88 zwróciła się bezpośrednio do Trudzi.
– Boguś za dnia też bywał szalony... – przypomniała sobie Elwira lat 69.
– Że jak?! – zapiała Lwinka.
– Najpierw miałam wyrecytować z pamięci wybrany wiersz Charlesa Bukowskiego, ale żadnego nie znałam – relacjonowała Trudzia. – Kim niby był jakiś Henry Chinaski? O dziwo, wikary za tę niewiedzę nie zganił mnie!
– Dziwak – prychnęłam. – Nie mógłby w wolnym czasie pooglądać filmów akcji?
– Potem miałam zaśpiewać coś z repertuaru Sznura i zespołu Leningrad. Zdziwiłam się: „Jaki sznur? Od snopowiązałki?” – relacjonowała Gertruda.
– Kościół poszedł w kombajny? Dotąd sądziłam, że sukienkowi z Poznania wolą przejmować szkoły – zdziwiła się Kunia. – Widocznie mają w planach wszystko zaorać – orzekła nasza kolejkowa ateistka.
– Elwira, czy ty wiesz coś o Bogusiu, o czym ja nie wiem? – dociekała Lwinka.
– Odpowiedziałam, że jakiś czas temu włodarze miasta Leningrad przywrócili dawną nazwę Petersburg i wikary znów się uśmiechnął. Dodał mi tym na tyle odwagi, że na żądanie, które trafnie odczytałam w jego spojrzeniu, rozebrałam się do połowy.
– Ja! – krzyknęła Elwira. – Ja też bywałam goła, ale nie przed wikarym się obnażałam.
– Ksiądz ucieszył się, że nie mam sylikonów. Szepnął, że „natura nie lubi dżender”, a potem poświęcił srebrny krzyżyk, który dyndał mi między piersiami. Wierzę wikaremu. W końcu komuś trzeba wierzyć.
– Przed kim zrzucałaś łachy, El Zdziro? – Lwinka zaczęła podwijać rękawy w swym palcie i groźnie spozierać na Elwirę.
– Kiedy wreszcie przyjedzie dostawczak z piekarni?! – zmieniłam temat, starając się skierować myśli sąsiadek na sprawy bardziej pokojowe, a równie istotne. – Czy nie wydaje wam się, że chłopcy z piekarni są gorący? – A potem zanuciłam – Yhm, yhm, gorący!”

Byłam podniecona opowiadaniem Gertrudy. Czułam, że po jej relacji ogień upojnego dżender wypełnia moje ciało. A może to ciepło myliłam z płomieniem natury? Nie, to chyba nie było możliwe, bo nie po to wieści wyciekły z plebani, bym musiała potem wyspowiadać się z nich. Na szczęście te rozważania przerwał widok furgonu, który wyłonił się zza zakrętu.
Samochodem kierował Eugeniusz lat 54. Chłopiec przystojny i grzeczny. Dlatego, gdy zahamował z piskiem, a następnie wyszedł z kabiny i znalazł się przed drzwiami od paki, to zaczepiłam go.

– Kochasiu, popieść mój dżender – poprosiłam.
Dziewczyny głupio zachichotały, Geniu zaś spojrzał na mnie, zapłonił się, a następnie utopił dłonie w gorących bułkach tkwiących w kaście i zaczął nierozumnie je miętosić.

Kiedy odjechał, rzuciłyśmy się do sklepu. Wszystkie sąsiadki chciały nabyć bułki ugniecione przez Eugeniusza. Nadawały się świetnie do mielonych. A przecież żadna z nas jeszcze czegoś takiego nie smażyła.
Klops z dżender musiał być smakowity.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz