niedziela, 27 kwietnia 2014

Warto w niedzielę uszczęśliwić się masowaniem małżowinek usznych.

Jednego dziś musiałam się wystrzegać – otóż ruch mógł mnie podstępnie sprowadzić do bezczynności. To było realne zagrożenie. Maratończyk na mecie pada i jedyne, czym myśli, to bezruch. Leżenie i dyszenie. Podobnie jest ze spełnionym seksualnie samcem. Podobnie mogło stać się ze mną...

Co zatem robić, jakie ćwiczenia wykonać? – myślałam. I nagle mnie olśniło. Przecież kobieta w słusznym wieku nie może tylko mówić i wytyczać nowe ścieżki życiowe, ona musi też umieć słuchać! Należy zatem wyćwiczyć ucho. Usprawnić wyłapywanie przez nie dźwięku, co rozumiałam jako wachlowanie małżowin w celu sprowadzania ku sobie fal akustycznych. W końcu ten, kto więcej słyszy, ten ma dostęp do całego spektrum informacji.

Znów leżałam na sofie. Tym razem podłożyłam sobie pod głowę poduszeczkę. Nogi wypoczywały po wyczerpujących przysiadach, lecz musiałam zaangażować jeszcze bardziej zmęczone bicepsy. Zgięłam ręce, by dłońmi dotknąć uszu. Małżowiny przyjęły delikatność opuszków palców z wdzięcznością. Dłonie myszkowały, szukając receptorów, które znajdowały się na moich uszach. Jak masowałam jedno miejsce na małżowinach, to czułam ciepło w pęcherzu moczowym, gdy palce ciut się przemieściły, wtedy zaczynała uśmiechać się trzustka. Zadowoliłam też śledzionę, płuca oraz układ limfatyczny. Wzmocniłam też kondycję cewki moczowej oraz wyrównałam poziom hormonów. Niepozornym krążeniem paluszków po uszach doprowadziłam ciało zdrowia. Zrozumiałam przy tym, dlaczego troskliwi rodzice ciągną swoje dzieci po uszach. Oni po prostu dbają o nich. Naszła mnie ochota, by jak najwięcej osób natrzeć po uszach. Wytarmoszony minister finansów uzdrowiłby momentalnie gospodarkę, pociągnięty za ucho prymas rozprawiłby się z pedofilią i pederastią w kościele, natarte uszy dziennikarzy ułatwiłyby im słuchanie ludzi ze zrozumieniem. Tak, teraz należało zająć się wyłapywaniem fal akustycznych.

Trochę inaczej ujęłam swoje uszy. Nastawiałam je w tym samym kierunku, uruchamiając kowadełko i trąbkę Eustachiusza. Od razu dotarł do mnie dźwięk. Był to zegar ścienny. Tik tak, tik tak, tik tak. Pomyślałam o upływającym czasie. Zaraz potem doszedł do mnie głos Boga. Zbiegło się to z wybiciem pełnej godziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz