czwartek, 31 lipca 2014

Polski język obcy.

- Władku – spytałam mego 98-letniego druha – czy nie uważasz, że powinniśmy zacząć ratować polski język?
- To nie ulega frekwencji.
- Bo łykamy różne neologozimy i w gardle stają nam kwantyfikatory nieporadnej pragmatyki słowa ojczystego.
- No to chlup w ten głupi dziób – AK-owiec wygłosił popołudniowy toast, wznosząc do góry dłoń z kieliszkiem napełnionym wódką z pigwą.
- Połejtuj.
- Że co?
- Poczekaj. Alkohol wysokoprocentowy zabija komórki nerwowe i dokonuje spustoszeń w gospodarce trawiennej naszego organizmu. Ścianki gruczołu zwanego wątrobą narażone są na paraliżujący nokaut. To jak plaskacz zaserwowany kochance proboszcza przez Gołotę.
- Czuję, że to nie był eufemizm – zauważył Władek lat 98.
- Ludzie codziennie powinni używać tautologii, a nie stosować gutaperki w miejsce czułych słówek.
- No to chlup w ten głupi dziób
- Połejtuj, tak się fajnie nam tokuje.
- Jasny gwint! Chyba na starość zostanę mizoginem!
- Potokujmy o metempsychozie – poprosiłam powstańca.
- Chyba już pójdę... Załatwię prokurę – obiecał na koniec AK-owiec.

Władek wziął pod pachę butelkę i bez słowa sobie poszedł. Dał mi tym samym pretekst do protestu. Dziś wzburza mnie echolalia, która przestała być charakterystyczna tylko dla dzieci.

Czy ja żyję wśród wariatów?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz