niedziela, 3 sierpnia 2014

Gzyms.

Znacie głupkowatą zabawę w pomidora? Dziś spotkało mnie coś podobnego w towarzystwie druha lat 98.

Z Władkiem byłam umówiona, że wpadnie do mnie przed pójściem na mszę. Zawsze razem chodzimy na niedzielną sumę, więc to nie było nic odmiennego. Przyszykowałam się starannie, wypastowałam buty, zrobiłam fryzurę i makijaż, polałam się pachnącymi wodami i czekałam cierpliwie na przybycie powstańca.

AK-owiec zjawił punktualnie.
- Jesteś punktualny – pochwaliłam przyjaciela. – Starasz się, więc powoli nabierasz poznańskich cech.
- Gzyms!
- Mógłbyś powtórzyć?
- Gzyms!

Zdziwiona spojrzałam w oczy Władka. Nie były przekrwione, więc wczoraj nie zapił. Wobec tego starałam się dotrzeć do dna jego oka, by sprawdzić jakie ciśnienie przywołuje mu gzyms na ślinę.
- Gdzie się urodziłeś? – zaskoczyłam go pytaniem.
- Gzyms.
Zrozumiałam, że innej odpowiedzi dziś nie otrzymam, więc nastawiłam się na ładunek emocji. Przy zapytaniu o miejsce urodzenia nic nie poczułam.
- Nadal masz słabość do kobiet?
- Gzyms.

Dostrzegłam u Władka rozszerzone źrenice, a na lico przedostała się przez twardą skórę bizona błogość niewypowiedziana.
- Szorujesz pięty?
- Gzyms.
Na twarz powstańca powróciła obojętność.
- Kochasiu, a dawno byłeś w górach?
- Gzzzymmms – zasyczał AK-owiec.

Poczułam, że jestem na dobrym tropie.
- Władku, czy ty aby nie idziesz po cienkiej górskiej grani i widzisz przepaść pod nogami?
- Oj, Adelo! – zaszlochał Anonimowy Kobieciarz. – Gzyms! Jak cholera, gzyms!
Nie było rady: przytuliłam go do piersi, a potem poprowadziłam wprost do konfesjonału. Powstaniec niemało musiał mieć na sumieniu, bo spędził na kolanach całą sumę.

Czasem także literalnie ma się z mężczyznami krzyż. Tfu, gzyms.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz