piątek, 16 października 2015

S jak Sikorski ALFABET CIOCI ADELI - Smacznego!

Wstałam dziś o pięć minut później niż zwykle, więc spóźniłam się do kolejki stojącej przed sklepem na dole o całe pół godziny. Dziewczyny już były zaniepokojone. Bały się, że miałam nawrót choroby, ale to chyba był efekt tej przeklętej pory roku, gdzie spać się chce dłużej i smaczniej, a ręce nie garną się do nakładania makijażu.

– Cześć, Adela – przywitały się niemal jednym głosem.
– Dzień dobry – wyróżniła się Kunia lat 90.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – Gertruda lat 77, czyli zausznica proboszcza parafii pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego, też mnie swym powitaniem nie zaskoczyła.
– Smacznego – odpowiedziałam.
Sąsiadki zrobiły głupie miny, bowiem nigdy dotąd tak się z nimi nie witałam. Po twarzach rozpoznałam, że nie wierzą w moje wyzdrowienie.
– Kiedy ostatni raz mierzyłaś temperaturę? – spytała z troską Malwina lat 92.
– Czy pamiętacie może ministra, a potem marszałka Sikorskiego?
– Ba!
– To mężczyzna z dużym apetytem na życie. W ogóle lubię samców zdrowych, co mają duży spust. Tylko tacy przekazują zdrowe geny.
– Słyszałam, że jego plemniki ostatnio znalazły się na ostrym zakręcie – plotko2wała Dziunia lat 60. – Ponoć przez to ostro wyhamowały.
– Guzik obchodzi mnie grzesznik, co Żydówę pojął za żonę – skwitowała po katolicku Trudzia.
– Tej, odczep się od spraw rasowych – upomniała Wacia lat 81.
– Pax, dziewczęta! – zażądałam. – Postanowiłam od dziś witać się smacznego, bo mam ku temu poważny powód.
– Jaki?
– Co to znaczy dzień dobry? Nic nie znaczy! Dzień musi być smaczny. Niby po co marzniemy w ogonku, czekając na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku?
– Po co? – głupio zareagowała Pela lat 82.
– Żeby zjeść na śniadanie chrupiące bułki – wyjaśniła bezbłędnie Lwinka.
– Nie – zaprzeczyłam stanowczo. – Stoimy tutaj, by rozpocząć dzień od smacznej pogawędki. Potem wszystko leci z górki.
– I jest smacznie przez cały dzień – Kunia jako pierwsza łapała w lot moje myśli.
– Ale co ma z tym wspólnego Sikorski? – Pela kiwała głową z dezaprobatą.
– Każdy ma prawo do smacznego dnia.
– Ja za niego na pewno się nie pomodlę – obwieściła Trudzia.

W tym momencie zza zakrętu wyłonił się furgon z piekarni. Kierowca wyhamował dostawczaka z piskiem opon. Otworzył drzwi od kabiny i zgrabnie wyskoczył na jezdnię.
– Dzień dobry – przywitała się Trudzia.
Reszta dziewcząt też ukłoniła się podobnie. Ja nie dawałam za wygraną.
– Smacznego – zwróciłam się do kierowcy.
On tylko przełknął ślinę i wytarł rękawem tłuste usta. Jednocześnie coś wepchnął do przepastnej kieszeni roboczego kitla. Tymczasem Kunia chwyciła mnie za łokieć i odprowadziła kilka kroków w bok.
– Adela, tu na Wildzie to się nie przyjmie. Wróć lepiej do dzień dobry.
– Nie przyjmie się? To ja się wyprowadzam – rzekłam butnie. – Choćby do Szczecina.
– Dlaczego do Szczecina?
– Bo może być tam smaczniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz