wtorek, 8 marca 2016

Wyszłam z siebie

Dziś był dzień kobiet, więc wyszłam z siebie. Robiłam tak co rok, by znalazł się ktoś, kto złożyłby mi życzenia. Kiedy wychodziłam z siebie i widziałam swoje opuszczone ciało, wówczas ogarniał mnie smutek i nostalgia. Tak się nad sobą żaliłam, że w końcu kupowałam dla siebie bukiet róż i kładłam obok swego opuszczonego fizycznego ja.

A ono tego roku ożyło. Pojawiła się niepowtarzalna okazja, by porozmawiać z samą sobą i zrozumieć własne potrzeby.
– Zimno – obwieściła ta ja, która została bez ducha. – Gdzie znajdę sens życia?
– Ciepło, ciepło – odpowiedziałam, bo ręka mojego opuszczonego ciała rozpoczęła myszkowanie wokół siebie w poszukiwaniu sensu egzystencji.

I tak działo się każdego roku. Zarówno duch, jak i ciało niezależnie szperało wokół siebie, by coś tam zrozumieć, coś wyjaśnić, coś rozjaśnić, ale 8 marca kończył się po 24 godzinach, czyli zbyt szybko. Okazało się, że podobnie miały inne dziewczyny z ogonka przed sklepem na dole.
– Mam w dupie dzień kobiet, bo to oznacza, że oprócz mnie są na tym świecie jeszcze inne baby – oznajmiła Kunia lat 90.
– Ja obchodzę tylko święta kościelne – Gertruda lat 77 również postawiła się w opozycji do dzisiejszego święta.
– Jeżeli kobieta jest puchem marnym, to czymże są minuty poświęcone czemuś tak ulotnemu? – filozofowała Malwina lat 92.
– Albo, albo – podałam zaliczkę alternatywy, którą po chwilowej pauzie rozwinęłam – Albo ja mam święto, albo wszystkie z nas i wtedy nie ma żadnego święta.
– Jeżeli każda z nas nosiłaby brylanty, wówczas rarytasem byłby kawałek koksu zawieszony na szyi na tasiemce – uznała Lwinka.
– Dlatego lubię tego dnia wychodzić z siebie.
– To może wyjdźmy wszystkie? – zaproponowała Kunia.
– Mamy tak zostawić nasze ciała na pastwę oczajduszów? – zatrwożyła się Pela lat 83. – A jeśli ktoś nas zechce obmacać przy święcie?
– Będziemy krążyć umysłami w pobliżu – uspokoiłam sąsiadkę. – W razie zagrożenia szybko wrócimy do ciał.
– Nie chcę dawać ciała na widoku publicznym – Trudzia stanęła okoniem. – To nie po bożemu.
– A idź w pyry! – wykrzyknęła Kunia.

I w tym momencie wydostałyśmy się z naszych ciał. Furgonu z piekarni, który miał przywieźć świeże pieczywo z nocnego wypieku, nadal nie było, więc mogłyśmy spokojnie obserwować przechodniów, którzy w jednej ręce dzierżyli goździka, w drugiej zaś rajstopy i podążali w kierunku swych wybranek, bogdanek i koleżanek. My natomiast miałyśmy spokój.
Jak dobrze wyjść z siebie. Szczególnie 8 marca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz