czwartek, 27 kwietnia 2017

Wilda leży na obrzeżku

Posterunkowy Marcin Maciuś patrolował dziś ulice w towarzystwie Marleny Picuś lat 36. Zobaczyłyśmy ich z daleka, jak schodzili z nocnej służby, kierując się do komisariatu na ulicy Chłapowskiego w Poznaniu. Stałyśmy akurat w ogonku przed sklepem spożywczym, oczekując na przyjazd furgonu z piekarni ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku, gdy para przystojnych młodych ludzi w mundurach przechodziła mimo nas.
– Dlaczego te cholery tak się drapią? – zdziwiła się Kunia lat 90.
– Chodzą też jakoś pokracznie – dodała Malwina lat 92.
– Synku, podejdź do nas! – zażądałam.

Krawężnicy przystanęli na moment, kierując na nas swoje spojrzenia.
– Lepiej nie, bo mamy pluskwy – odparł Marcin Maciuś.
– Kogo tej nocy podsłuchiwaliście? – zaciekawiła się Dziunia lat 59.
– Takie pluskwy to mają kryminalni – odrzekła, drapiąc się zawzięcie na szyi, Marlena Picuś. – My możemy co najwyżej liczyć na te prawdziwe.
– To nie podchodźcie – zgodziłam się z posterunkowym.
– Myślałam, że tylko w dzień chodzicie na patrole… – spostrzegła Pela lat 83.
– Połowę naszych zaczęło swędzieć, więc zrobili nam dezynfekcję nie tylko w komisariacie – wyjaśniał krawężnik – ale też w wozach patrolowych, a nawet w osobistych mieszkaniach. Co mieliśmy robić? Gdzie mieliśmy się tułać? Okazało się, że komendant to gość o złotym sercu, który zgodził się na nadgodziny.
– Ale pluskwy najczęściej spotkasz w siennikach – zastanawiała się Kunia. – Macie na komendzie jakieś materace? Łóżka? Baldachimy?
– Nie.
– Jesteście pewni, że to pluskwy was zaatakowały?
– Nasza dochodzeniówka znana jest ze skuteczności w całym kraju – pochwaliła się Picuś, czochrając tym razem włosy łonowe. – Oni uznali, że to pluskwy. My im wierzymy.
W tym momencie przeleciała nad patrolem parka gołębi, pstrząc mundur Marcina Maciusia. I właśnie w tym momencie coś mi zaświtało.
– Zagraj po służby w totolotka, he he he – zaśmiały się dziewczęta.
– A macie na strychu gołębie? – spytałam. – Te latające obsrajmury są groźne.
– Groźne? – prychnął Marcin Maciuś, drapiąc się pod pachą. – Józek, ten co na dołek zaprasza, lubi wyjść na górę i wtedy dokarmia je.
– Znaczy Wilda leży na obrzeżku – zdiagnozowałam sytuację.
– Jak to?

I zaczęłam gorączkowo wyjaśniać policjantom, gdzie leży obrzeżek pogrzebany, jednocześnie w pośpiechu szukając w portmonetce drobnych, bo zza zakrętu wyłonił się dostawczak z piekarni i trzeba było uszykować bejmy na zakup chleba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz