środa, 17 maja 2017

Szajka flegmatyczek

Zawsze miałam się za osobę energiczną, działającą spontanicznie, gwałtownicę i choleryczkę. Ale życie uczy pokory. To z kolei spowalnia ruchy, zmusza do refleksji, skłania do przyjęcia strategii długoletniej na niekorzyść blitzkriegu.
– Ziiiiiiieeeeeew – ziewnęła Kunia lat 90.
Wyczekiwałyśmy na przyjazd furgonu z piekarni, który dowoził codziennie do sklepu spożywczego świeże pieczywo z nocnego wypieku. Niby zapowiadał się słoneczny i ciepły dzień, ale jakoś nie mogłyśmy do końca wyrwać się z objęć Morfeusza. Dlatego też Kunia nie była pierwszą dziewczyną, która rozwarła szeroko buzię, wydając nieartykułowany dźwięk gębowy.

– Mam powyżej 73 lat i już… – też ziewnęłam, ale zasłoniłam grzecznie ręką usta – już nie muszę się spieszyć – oznajmiłam.
– Dawno temu, znaczy przed wojną, słynna była szkoła lwowska – przypomniała sobie Malwina lat 92.
– Mówisz o matematykach? – spytałam.
– Ich nie brałam pod uwagę. Mnie zauroczyli kieszonkowcy.
– Jak to? – przeżegnała się Gertruda lat 77.
– Chciałam ich przebić. Oni byli świetni technicznie i organizacyjnie. Wiecie, te manekiny z dzwonkami, na których ćwiczyli swoje nietuzinkowe numery, potem zorganizowanie ekipy, które rozprowadzały portfel daleko od okradzionego delikwenta. Te rzeczy. Ja opracowałam metodę psychologiczną.
– O! – zaciekawiła się Dziunia lat 59, ziewając bezwstydnie.
– Swoje ofiary brałam na flegmę.
– Plułaś na nich? – zdziwiła się Trudzia.
– Przed wojną takie numery nie przechodziły. Brałam ich na powolność.
– Powolność? – tym razem zdziwiła się Kunia. – Kładłaś się po nimi?
– Nie – zaprzeczyła Lwinka. – Miałam tylko powolne ruchy. Zachowywałam się leniwie, a oni przyzwyczajali się do mojej obecności. Tracili czujność. A kiedy przymykali oczy, odwracali głowy, obcierali chusteczką czoło, to ja szybko cap za portfel i było po sprawie.
– Nie miałaś z tego żadnej sprawy? – zatroszczyłam się.
– Wybuchła wojna i wszystko poszło w niepamięć. Po wojnie wszyscy byli biedni i nie było Lwowa w granicach, więc sobie tę działalnośc odpuściłam.
– Lwów nie jest polski, ale my możemy założyć szajkę flegmatyczek – wycedziłam z namysłem.
– Że niby co? Że mamy okradać? – oburzyła się Trudzia. – Ministrantów? Księży? Naszego proboszcza?
– Pieniędzy już nie potrzebujemy. Musimy kraść uczucia.
– Flegmatycznie? – Dziunia znów ziewnęła.
– Tylko tak miłość trwać będzie dłużej.

Dziewczyny rozdziawiły buzie, ale już po chwili te kulturalniejsze zasłoniły je, by ukryć kolejne ziewnięcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz