– Najlepiej określa mnie słowo: niezbywalna – podzieliła się głębokim przemyśleniem
dostatecznie dobra Kunia. – W moim wieku jestem już taka niezbyt w sensie
estetycznym, ale też zbyt wartościowym okazem, by sprzedać się za byle grosz.
Tak, ja jestem niezbywalna. W kolekcji moich przyjaciółek jestem
najwartościowsza.
Trudno z Kunią było dyskutować o rzeczach
oczywistych.
– Ja natomiast jestem rzęsista – stwierdziła Gertruda, która była zausznicą tutejszego proboszcza.
– Byście mnie zrozumiały, gdybyście zobaczyły jak zanoszę się płaczem.
– Fajnie, że nie szlochasz krwią – zakpiła Kunia.
– Tej, ty się odpier papier od moich rzęs – słabo odcięła
się Trudzia.
Stałyśmy w ogonku przed sklepem na dole, oczekując
na przyjazd furgonu z piekarni, który zjawiał się ze świeżym pieczywem z
nocnego wypieku. Dziś, stojąc w wybitnie uformowanej kolejce, postanowiłyśmy
poszukać wyzwisk dla samych siebie, wychodząc z założenia, że bliźni zrobi to
gorzej i nas urazi, a my same najlepiej wiedziałyśmy, co powinno nas określać.
– Panie i panny, wdówki i rozwódki, dziewczęta
niewinne i rozpasane kurewki – zwróciła się do nas Lwinka – przed wami stoi krocząca Malwina. Bez herbu, ale do
usług. Z uśmiechem półgębkiem, szorstkimi dłońmi i cyckami do przodu.
– Ale dlaczego krocząca? – zdziwiłam się.
– Kobieta nigdy nie może zapomnieć o swoim kroku.
Mam niemal 100 lat i muszę świecić przykładem.
– Chcesz świecić pizdą? – zapytała brutalna jak zwykle
Kunia.
– Ludziom podoba się, kiedy bije ode mnie blask.
– Mnie określa fruwający
absurd – przyznałam się.
– Epitet to jedno słowo – upomniała mnie Trudzia.
– O to przepraszam. W takim razie jestem miętośna.
– Co takiego? – dociekała Lwinka.
– Hę? – zahęchała Kunia.
– Dlaczego? – dopytywała się Trudzia.
– To nic nadzwyczajnego. Po prostu życie mnie
miętosi…
Dziewczyny zrozumiały, że na to nie ma rady. Ja
natomiast miałam sobie za złe, że tak otwarcie się przyznałam, bo dziewczyny
zamknęły się w sobie, bijąc się z osobistymi przemyśleniami. Nawet przyjazd
dostawczaka z piekarni nie zaburzył tej nagłej melancholii.
Dajesz, dajesz!!!
OdpowiedzUsuń