poniedziałek, 3 grudnia 2018

Leży chłop pijany, leży pod dzwonnicą, wychodzi mu fiutek prawą nogawicą


– Dlaczego prawą? – zdziwiłam się. – To się chyba w naszych czasach nie godzi, by prawą – kręciłam głową z niedowierzaniem. – Co na to wikary? Co na to proboszcz? Co na to prezes wszystkich prezesów?
Wyszłyśmy z niedzielnej mszy świętej dla dzieci wypełnione otuchą, Słowem Bożym i motywacyjnymi zabiegami księdza proboszcza skłaniającymi nas do cichszych datków na parafialną tacę. Byłam ja, czyli Adela lat 73+, Kunia lat 90, Malwina lat 92, a towarzyszył nam męski rodzynek, czyli Władek lat, że ho ho. No i wtedy natknęłyśmy się na to pijane dziecię boże, które leżało skulone na zmarzniętej ziemi i smacznie chrapało. Ów syn człowieczy, z gabarytu dryblas, jakże bliski nam córkom ludzkim, rzęził sobie beztrosko, a ubrany był w kożuszek, kozaki i przykrótkie spodnie, takie dżokejki, z których wystawała mu niedzielna nieprzystojność.

– Zimno, a mu wychodzi – podziwiała Kunia. – Zuch nie Polak!
– Dzwoniec – zawyrokował Władek lat, że ho ho i wzruszył pogardliwie ramionami. – Nie takie wyciory widziałem. W powstańczych kanałach wiele gówien się przepychało. I co? I nic. Na cholerę takie lufy, gdy amunicji nie ma!
Podwójny AK-owiec był powstańcem warszawskim a zarazem Anonimowym Kobieciarzem, który nierzadko strzelał do nas rubasznymi nabojami, a my w porozumieniu z wikarym i proboszczem starałyśmy się stępić jego koszarową estetykę, by w efekcie końcowym przepchnąć chłopa przez ucho igielne. Ale Władek nadal miał w sobie zbyt dużo wigoru, by dobrowolnie chcieć przejść na drugą stronę.

– Spróbuję mu wepchnąć z powrotem – zaoferowała się Lwinka lat 92.
– Nie tak szybko – oponowała Kunia. – Daj chwilę popatrzeć.
– No mówię, że nie ma na co – wtrącił trzy grosze podwójny AK-owiec. – Żeby choć ta flinta była świnta. Ale nie jest! Spadajmy, dziewczęta.
– A nie jest to czasem woźny ze szkoły podstawowej? – przypuściłam, bo chyba pierwsza z naszego grona omiotłam swoim wzrokiem nie genitalia, a twarz delikwenta. – Co ten fiutek tutaj robi?
– Śpi – bez pudła odgadła Lwinka.
– W niedzielę nie ma dzieci w szkole – przypomniała nam Kunia.
– Czyli przyszedł dzwonić na przerwę pod kościół? – zastanawiałam się głośno.

A potem obciągnęłyśmy mu. Kożuszek był krótki, ale dał się obciągnąć i przykryć nieskromność woźnego. W taki sposób zrobiłyśmy dobry uczynek. Tylko Władek lat że ho ho jakoś tego nie docenił. Klął na czym stoi, że to nie był wycior z prawdziwego zdarzenia i trzeba było na widoku zostawić tę podróbkę, by raz na zawsze zawstydzić woźnego. Że nadaje się co najwyżej na obsikanie przez Pucka Powsinogę czy innego pieska szlachetnego, choć też nieco zbzikowanego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz