czwartek, 14 października 2010

Pożywny posiłek za kulturę osobistą.

Kolejne zajęcia grupy AK miały już charakter praktyczny i odbyły się w tramwajach linii 2 i 9 w Poznaniu. Na pierwszych ćwiczeniach to ja towarzyszyłam Anonimowym Kobieciarzom, po to, by kontrolować postępy ich resocjalizacji. Później miałyśmy rotacyjnie zmieniać się z sąsiadkami. Dziś zajęcia odbywały się z tematu szarmanckiego zachowania, a więc ściśle były powiązane z budowaną naprędce kulturą osobistą AK-owców.

Staliśmy na przystanku przy Szpitalu Ortopedycznym imienia profesora Wiktora Degi. W stronę centrum miasta nadjeżdżała dwójka. Wsiedliśmy do drugiego wagonu. Ja i Władek lat 94 przednim wejściem, a reszta z chłopaków pozostałymi. Ja, Adela lat 73, z trudem wspięłam się po stromych schodach i zasapana zaczęłam przedzierać się przez tłum na koniec wagonu. Miejsca były zajęte, a twarze siedzących skupione na tym, co za oknem.

Kiedy dotarłam na koniec wagonu, Władek lat 94, który pozostał przy przednim wejściu zakrzyknął tubalnym głosem:
– Proszę wszystkich stojących, przygodnych klientów MPK, mam wyjściówki. Każdy kto chce wyjść z tramwaju zrobi to tylko za okazaniem biletu wyjścia. Tylko bez przepychanek!

Wśród pasażerów nastąpiła konsternacja. Ktoś został wyrwany z bezmyślnego odrętwienia, na innych twarzach pojawiły się pełne politowania uśmieszki. Szybko jednak znikały, bo Władek lat 94 dysponował atrapą parabellum, a Witek lat 59 wyciągnął przy środkowych drzwiach dawno nie ostrzoną maczetę. Nawet Boguś lat 48 na tyle wagonu wzbudzał szacunek, bo wymachiwał komunijnym nunczako, to znaczy dwoma świeczkami połączonymi knotem. A knot jest bardzo podobny do lontu, więc Boguś strach wzbudzał.

– A co z siedzącymi? – zapytała jedna paniusia lat około 19.
– Przed chwilą przeciskała się przez tłum kobieta lat 73 i nikt jej nie ustąpił miejsca. Teraz my nie ustąpimy przy wyjściu. Sitting Bull’e jadą na końcówkę – wyjaśnił Władek.
– Jak baba ma siłę dźwigać takie duże cyce i dupsko, to i postać może – zarechotał rubasznie menel lat na oko 36.
– Zostawcie go mnie! – krzyknęłam. I wbiłam mu palce w dwie dziurki od nosa.

Reszta siedzących już nie protestowała. A potem daliśmy im się wykupić. Siedzący pasażerowie dostali nauczkę, a AK-owcy zrozumieli, że kultura osobista popłaca. Stać nas było na smaczny obiad w dobrej restauracji. Do domu wróciliśmy 9.
Kolacja też była wykwintna. Anonimowy Kobieciarz musi być nasycony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz