środa, 27 października 2010

Sprawy bieżące.

Zadzwoniłam do Lucjana Kutaśko z wyraźnym żądaniem jego powrotu. Spojrzałam rano na termometr, było poniżej zera, a ja nie mam zamiaru, by kampania prezydencka tomasz.ka 2015 całkowicie się zahibernowała. Kutaśko, który został mianowany szefem sztabu wyborczego mojego krewniaka, pływał dotychczas po mazurskich jeziorach, zastanawiając się nad kształtem kampanii prezydenckiej. Nie wiem, do czego doszedł. Zda relację po powrocie. W każdym razie powiedział, że już się zwija, tylko żyłkę ma rozciągniętą na ponad kilometr. Nie wiem, jak to możliwe, ale długość żyłki Kutaśki dobrze zwiastuje. Rokowania na prezydenturę tomasz.ka 2015 są optymistyczne.

Po krótkiej rozmowie telefonicznej szybko zrobiłam pranie. Zależało mi by wywiesić bieliznę na balkonie, by mróz liznął gacie i biustonosze. Sztywne halki są jak gorset, ponadto dobrze odstraszają sroki i gołębie, które ostatnio srają mi do doniczek. Zasrane korytka na kwiaty to zmora mojej dzielnicy. Namówiłam kiedyś krewniaka, by zrobił procę, ale teraz jest poważnym kandydatem na poważny urząd i takich gaf z procy strzelać nie może. Wiem jednak, że podpowiem Kutaśce, by do programu wyborczego dopisał wypowiedzenie wojny gołębiom. Gołąb nie jest dobry ani w pokoju, a ni w parlamencie. A i sceny balkonowe może splamić swą dosłownością.

Potem zrobiłam sobie szatana. Kawę czarną jak smoła oraz silnie aromatyczną, by zabić tkwiący jeszcze w nozdrzach zapach gołębich odchodów, włączyłam lokalną stację radiową i usiadłam przy kuchennym stole. Przy skocznej muzyczce nogi same zaczęły tańczyć. Musiałam je siłą powstrzymywać, by nie uronić na spodek filiżanki ani jednej kropli kawy. Wypiłam ją i zabrałam się za zmierzenie ciśnienia krwi. Było wysokie. Postanowiłam więcej nie robić pomiaru przy piosenkach, które podnoszą mi spódnicę powyżej kolan.

Zbliżała się pełna godzina, czas informacji z kraju i ze świata, więc wyłączyłam radio. Postanowiłam dzisiaj się odprężyć, a wiadomości nie pomagały w osiągnięciu spokoju duszy. W moim wieku spokój osiąga się przede wszystkim poprzez systematyczne wypróżnianie się. Dziś podczas posiedzenia postanowiłam rozwiązać krzyżówkę. Zdecydowanie lepiej wychodziło mi odgadywanie haseł umieszczonych poziomo, niż pionowo. Krzyżówka jest lepsza niż horoskop. Gdy odgadujesz poziome hasła to prorokuje to dzień bez wzlotów i upadków. Taka miła stagnacyjka. Przy pionowych zaś masz huśtawkę nastroju. Ale najgorzej jest rozwiązać całą krzyżówkę. Wtedy masz poczucie sukcesu, ale życie toczy się w kratkę. A kto chciałby spędzić żywot za kratkami?

Dlatego protestuję przeciw tym, którym wydaje się, że zjedli wszystkie rozumy i są w stanie każdą krzyżówkę rozwiązać. Podejrzewam wtedy intelektualną sraczkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz