piątek, 17 grudnia 2010

Kobieta nie może już liczyć na wsparcie mężczyzny.

Wsparcia od mężczyzny możesz oczekiwać tylko wtedy, gdy go zdeptasz. Samiec staje się podnóżkiem i nareszcie może być wykorzystany zgodnie ze swoim talentem, a raczej jego brakiem. Szczególnie dobrze go wykorzystać podczas siarczystego mrozu, gdy trzeba wyjść ze sklepu, a jakiś dureń-projektant-mężczyzna wymyślił, by stopnie były pokryte gładkimi, a przez to śliskimi płytkami ceramicznymi. Wtedy stawiasz pantofelek czy inną walonkę na miękką powłokę brzuszną zdeptanego samca i możesz bezpiecznie dotrzeć do domu z zakupami. To jedyne wsparcie od mężczyzny, bo przecież do głowy mu nie przyjdzie, by wziąć twoje siatki i zatachać je przed mieszkanie.

Wsparcie – jak sama nazwa wskazuje – ostatni raz miało miejsce w Sparcie. Wtedy mężczyzna był jeszcze mężczyzną, prezentując okazałą pierś waleczną oraz sznur mięśni na brzuchu i nogach. Łatwo wówczas było kobiecie odnaleźć męskie wsparcie, choć z czasem zaczął szerzyć się homoseksualizm i kobiety po raz pierwszy w historii świata pojawiły się na agorach z siatkami pełnymi przedświątecznych zakupów. A świąt wówczas było sporo, bo i bogów było więcej i co chwila było inne boże narodzenie.

Przyszedł do mnie Władek lat 94, rozsiadł się wygodnie na fotelu, spojrzał rozmarzonym wzrokiem na okno i zanurzył się w swoje codzienne nic-nie-robienienie.
– Władku, dlaczego ty mnie nie wspierasz?
– Spieram? Mam robić ci przepierkę? – ożywił się AK-owiec, bo jako 94-letni fetyszysta zawsze lubił kręcić się koło moich majtek i staników. Raz go nakryłam, gdy otwierał szuflady mojej komody, wąchając moją bieliznę. Okropne!
– Zostaw moje ciuchy! Raz ci pozwoliłam i wyprałeś białe z kolorowymi. Musiałam wyrzucić trzy szare koronkowe biustonosze!
– One były popielate – bronił się Władek.
– Nie wiesz, że to synonim?! – krzyknęłam. – Nie mam żadnego wsparcia od ciebie, tylko same kłopoty.
Usiadłam na tapczanie i zaszlochałam.
– Znowu marzy ci się Spartanin?
– Mógłby być nawet jakiś ronin – właśnie uroniłam kilka ostatnich łez. – Albo Apacz. A w tobie nie ma ani wsparcia, ani dzikości!
– Jezu – oburzył się Władek. – Nie dość, że mróz trzaska, to jeszcze ty trzaskasz mnie po ryju!
– Znowu się wyrażasz!
– Chciałaś dzikości? To nie dziw się, że gębę nazywam mordą, czy inną sznupą.

Władek nic nie rozumie. Nawet mój protest zlekceważył. Żadnego wsparcia od AK-owca. Tacy są mężczyźni! Szuje i krzywe ryje! Ajaj, teraz ja zaklęłam...

1 komentarz:

  1. Szuja - kawał zycia mi ujadł, spiewała Kwiatkowska w KSP :) Irena

    OdpowiedzUsuń