czwartek, 20 października 2011

Dziewczyny z pomysłem na pupę.

Jak zwykle wyszłam rano do sklepu na dole, by kupić świeże pieczywo. Przed składem stał ogonek pań oczekujących na przyjazd furgonu z chlebem i bułkami z nocnego wypieku. Przywitałam się z sąsiadkami, ustawiłam się na końcu kolejki i zaczęłam przysłuchiwać się gorącej dyskusji.

– Lustro odwraca uwagę! – głośno wyraziła swoją opinię Klotylda lat 58.
– Też jestem bezradna – przytaknęła Lusia lat 64. – Patrzę na odbicie pomarszczonej szyi, głaszczę policzki starymi dłońmi, a moja gładka pupa jest w tym czasie niedoceniona, bo jej po prostu nie dostrzegam!
– Mój Zygmunt, kiedy był młody – zaczęła Ludka lat 60 – to nosił okrągłe lusterko w tylnej kieszeni spodni. To chyba jedyny sposób, by docenić tyłek, zawieszając go w zwierciadle.
– Tymczasem siedzimy, a nasze szynki plaszczą się na twardym stołku – orzekła Kunia lat 88, która była kobietą czynu i na próżno głosu nie zabierała. – Jeżeli pozostała nam jakakolwiek gładkość, to powinnyśmy ja wyeksponować!
– Przecież z gołą dupą nie będę paradowała! – oburzyła się Wiesia lat 80, która nie certoliła się, używając często męskich zwrotów.
– To może przeszczepmy sobie tyłek na twarz? – zaproponowałam.
– Mamy być jak gwiazdy hollywoodzkie? – zaoponowała Lusia. – Jeśli miałabym być gwiazdą, to tylko supernową, ale chyba się spóźniłam.
– Uważam, że warto mieć pomysł na własną pupę – stwierdziła milcząca dotąd Malwina lat 92.
– Ba! – wtrąciłam. – Ale jaki?
– Powinnyśmy częściej się wypinać – zaproponowała Klotka. – A w ogóle dlaczego teraz stoimy, mając ścianą kamienicy za naszymi plecami? Odwróćmy się!
Odwróciłyśmy się.
– Widok marny – marudziła Malwina. – Tylko same zacieki i placki z odpadniętego tynku.
– Nie liczy się to, co my widzimy, lecz to, co widzą inni – stwierdziła Wiesia.
Na poparcie jej słów usłyszałyśmy gwizd uznania młodego kierowcy prowadzącego stary samochód marki BMW.
– Wypnijmy się! – zachęcała Ludka.
– A może narzućmy sobie kiecki na głowę? – na pomysł wpadła Lusia.
Popatrzyłyśmy na siebie niepewnie. Nasze wahanie potęgował fakt, że wiele z nas miało na sobie ciepłe pantalony. Postanowiłam odliczyć: trzy…, cztery…

Narzuciłyśmy na głowy wyjściowe kreacje. To co usłyszałyśmy, to pisk gwałtownego hamowania, apotem huk uderzenia. Potem było jeszcze gorzej. To nie była kraksa. To był karambol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz