niedziela, 25 grudnia 2011

I po świętach.

To kościelny aromat na pasterce wskazuje, że święta dobiegają końca. Ów zapach sianka, bydlątek, zakurzonych i spoconych trzech króli zmieszany z jeszcze nie strawionym przez wiernych kieliszkiem wódki wypitej po wręczonych i otrzymanych, zwykle nietrafionych, prezentach pcha wszystkich do leniwej wegetacji, czyli zabijania wolnego, świątecznego czasu. Do oglądania „Kevina samego w domu” i „Szklanej pułapki”. Do zapychania żołądka kolejnym piernikiem i następnym kawałkiem czekoladowej bombki. Do dłubania w nosie i toczenia leniwych rozmów o niczym.

Gdy msza skończyła się radosną kolędą „Do szopy, hej pasterze”, a ja kilka chwil wcześniej przekazałam znak pokoju, to święta były już dla mnie zakończone. Właściwie pozostalo mi tylko zeżreć to, co przygotowałam na wieczerzę i wziąć się za tworzenie kreacji na bale karnawałowe.
Pierwszy bal przebierańców miał się odbyć u Zbycha lat 68 w Sylwestra. Miałam przygotowany strój skoczka narciarskiego, ale nie byłam jeszcze zdecydowana, czy wystąpić w kasku ochronnym. Bałam się, że przepocę swoje loki, wypracowane przez nawijanie lokówek na moje długie włosy przez kilka poświątecznych nocy, że kłaki oklapną, a ja wyjdę na przylizaną ciotkę, a nie liderkę Pucharu Świata. Dlatego przychylałam się do założenia gogli, za którymi również mogłam ukryć swoje badawcze spojrzenia, oceniające tancerzy proszących mnie do tańca. Ale to jeszcze jest melodia przyszłości. Niedalekiej, ale jednak przyszłości.

Wyszłam z kościoła, wciągnęłam powigilijne powietrze i ze świstem wypuściłam poświąteczny dwutlenek węgla. W tym momencie podszedł do mnie Gromosław lat 51.
– I po świętach – powiedziałam do Gromka.
– Jak to? Dopiero teraz można się napić wódeczki! Ciocia odwiedzi mnie jutro, to polejemy szczodrze.
– Wódki to mam od groma na co dzień. Wyjdę na klatkę schodową i widzę puste butelki, na podwórzu to samo, tylko ulice czasem są oczyszczane ze szkła, bo dozorczynie nie odwalają swojej roboty.
– Święta są po to, by nie mówić o cieciach!
– O cięciach?
– O cieciach. Zresztą o cięciach też. Jestem cięty na wszelakie zaciskanie pasa, tym bardziej w święta.
– No ale już po świętach, to co się czepiasz, Gromku?
– Adela, przyjdź jutro na wódeczkę!

No cóż, było po pasterce, więc właściwie już nastało jutro. Poprosiłam, by Gromek podał mi ramię i odwiedziłam go na kilka toastów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz