sobota, 24 grudnia 2011

Boję się pogawędek ze zwierzętami.

Wiele wigilii przegadałam z różnymi zwierzętami i przyznam, że za każdym razem było to traumatyczne przeżycie. Obawiając się o kolejne tego typu wydarzenie prawdopodobnie będę dziś pościła. Nie zasiądę nawet do wieczerzy wigilijnej. Owszem, zastawię stół wszystkimi potrawami, przygotuję nakrycie dla niespodziewanego gościa, upichcę wszystkie 12 potraw, ale nie wezmę się za jedzenie. Nie wezmę się i już! Przekąszę coś dopiero po pasterce, na pewno nie szybciej.

Pierwszą pogawędkę ze zwierzęciem odbyłam 24 grudnia 1952 roku. Za kilka miesięcy i trzy lata miałam stać się pełnoletnia i czułam się już dorosła. Zjadłam karpia, tatuś polał kieliszek wódeczki, a krew w żyłach krążyła z szybkością tramwaju zjeżdżającego ulicą Paderewskiego do Satrego Rynku. I wtedy poczułam, że staję się brzuchomówcą.

– Ja pierdolę – wymsknęło mi się z brzucha.
– Matka, zobacz – odezwał się tatuś do mojej mamusi – Adelcia napiła się spirta i mówi jak krasnoarmiejec, cha cha cha!
– Tatko, to nie ja! – zaprzeczyłam od razu, ale to nie pomogło, bo z brzucha wychodziły następne dźwięki.
– Kurdebalans, mało miejsca! – z mojego wnętrza znów się coś wyrwało.
– Córciu, dość tych fanaberii – skarciła mamusia.
– Berii do tego nie mieszaj! – poradził tatuś.
– Jasny gwint, żal dupę ściska – z mojego ja znów wyszły słowa, których nie byłam autorką.
– Adela, proszę wyjść – mamusia się zdenerwowała. – Połóż się spać – dodała mniej srogim tonem.
Poszłam do siebie, jednak nic nie pomogło, bo wypluwałam z siebie coraz to nowe przekleństwa. „Ki diabeł?”, myślałam gorączkowo.
– Kim jesteś? – spytałam głośno sama siebie.
– Jestem karpiem, kurna wodny świat. Mam na imię Jonasz.
– A ja Adela. Jesteś rybą? I mówisz?
– Przecież jest wigilia.
– No to co?
– No to trzeba cię poduczyć z ekologii i humanitaryzmu.

Prawdopodobnie był to pierwszy przypadek w historii ludzkości, gdy ryba – która zwykle nie ma głosu – uczyła człowieka w mojej pierwszej osobie humanitaryzmu. Ale to jeszcze było nic. Gdy kiedyś zjadłam w wigilię schabowego, to rozmawiałam ze świnią, ale największą przeprawę miałam po skonsumowaniu baraniny. Wołowina też nie była przyjazna. Dlatego odradzam dziś wszystkim jakąkolwiek wieczerzę.
Po co wam takie trudne rozmowy?

2 komentarze:

  1. Pogodnych Świąt, Droga Pani Adelo, dla Pani,
    Krewniaka, Znajomków z Wildy i Rozgadanych z widelca:))

    Berenika

    PS. Załączam najcieplejsze życzenia dla Agnieszki K. Tu, bo na ulubionym mym portalu niestety, póki co, nie mogę:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ślicznie dziękuję, Bereniko. Jest Pani tu i na Wildzie mile widzianym gościem :)

    OdpowiedzUsuń