czwartek, 22 grudnia 2011

Metempsychoza osobista.

Aura zrobiła się naprawdę paskudna, więc na spacer mogłam się udać tylko w jeden sposób: wysłać samotną duszę, a ciało pozostawić pod ciepłym kocem. Tak też uczyniłam. Umościłam sobie posłanie, odziałam się jeszcze cieplej, bo ciało bez duszy szybko się wyziębia, założyłam czapkę, rękawiczki i wślizgnęłam się pod gruby pled. Trochę się powierciłam, by odszukać najwygodniejszą pozycję, potem przymknęłam oczy, skoncentrowałam się i wysłałam duszę na spacer.

Ciekawe, że dusza nigdy nie wychodzi na spacer drzwiami. Najszybciej jej jest wyjść przez okno, opaść lekko tuż nad chodnik, a potem swobodnie lewitować nad trotuarem. Gdy moje ciało znajduje się w takim stanie, to zwykle pogwizduje z radości, ale dusza nie wydaje dźwięków. Nie rechocze, nie skrzypi, nie jąka się, nie puszcza głośno wiatrów, nie mlaszcze, nie szepcze. Po prostu siedzi cicho, choć nie pod miotłą. Jeśli chodzi o ruch, to jest bardzo żwawa, wszędobylska, po prostu lubi eksplorować wszystkie zakamarki.

Gdy moja dusza spaceruje, to zapomina o ciele, dlatego, gdy doszła do parku przy ulicy Dolna Wilda w Poznaniu i zderzyła się z duszą Władka lat 95, nie odczułam żadnego bólu.
– O, Adela, ale z ciebie dusza!
– Widzę, że ty też nie jesteś bezduszny.
– Ba! – odpowiedział chełpliwie powstaniec.
– Dokąd się wybierasz? – spytałam z ciekawością.
– Na ryby.
– Gdzie masz haczyk?
– Spryt jest moim haczykiem, a niedźwiedzia zaradność oraz lwia zapobiegliwość elastycznym wędziskiem.
– Nie wierzę ci.
– A idź się utop – zareagowała niegrzecznie dusza powstańca.

Wzruszyłam ramionami i poszłam w swoją stronę. Wystarcza mi obecność Władka na jawie, duszę chciałam ocalić od wątpliwej przyjemności jego towarzystwa. Ruszyłam w stronę krzyża papieskiego i po kilkunastu metrach natknęłam się na grupę moherowych dusz.
– Adela, ty też jesteś zbawiona? – zdziwiła się dusza Bernadetty lat 69.
– Pomódl się z nami! – zaczęły skandować dusze Lukrecji lat 72 oraz Bogumiły lat 84, – Pomódl się z nami!

W tym momencie chciałam dać nogę, ale okazało się, że moja dusza nie ma nóg. Musiałam jednak jakoś zaprotestować przeciw ekstremom, jakie doznałam podczas osobistej metemspychozy. Mogłam to zrobić tylko w jeden sposób. Pociągnąć za niewidzialny sznurek i przyciągnąć duszę do ciała. Zrobiłam to w odpowiednim momencie, bo ciało miałam już dość zimne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz