wtorek, 20 grudnia 2011

Łapanie motyli.

Władek lat 95 zabrał mnie na spacer. Powiedział, że rozmawiał rano przed kościołem z Edmundem lat 87 o pogodzie. Z pięknym Mundziem zgadali się, że grudzień jest tak ciepły, że ponoć motyle latają nad Wartą. Wyśmiałam tę plotkę, ale powstaniec tak bardzo się upierał, że zgodziłam się razem z nim zrobić rekonesans. Poszliśmy na poznańskie tereny zalewowe, co rusz taplając się w błocie.

– Że też zgodziłam się na ten głupi pomysł! – marudziłam, szukając stopami bardziej ubitych miejsc.
– Wzięłaś siatkę?
– Oczywiście.
– To podaj mi ją – zażądał AK-owiec. – Muszę być w gotowości, w końcu motyl to inteligentna bestyjka. Wyleci znienacka i umknie za zaroślami. Da się zaskoczyć tylko siłą mojego refleksu i szybkościa mojej inteligencji.
Sięgnęłam za pazuchę i podałam mu siatkę.
– Co to jest?
– Siatka – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– To jest reklamówka!
– Tak. Siatka.
– Mam łapać motyle w reklamówkę?
– W biedronkę. Wzięłam siatkę ze sklepu, o którym wiem, że przypadkiem nie natknę się w nim na Jarosława Kaczyńskiego.
– Przecież do reklamówek nawet grzybów się nie zbiera!
– Zgadza się. Z tymże motylów też się nie zbiera. Się łapie.
– Się łapie? Się łapie?! – przedrzeźniał mnie nieładnie mój druh lat 95. – Jak ja niby mam łapać motyle? Trzymając siatkę za uszy?!
– Myślisz, że w tej pozie będziesz wyglądał nieelegancko?
– Cholera! W błoto wpadłem!
– Nie klnij, głuptasku – pouczyłam Władka.
– Głuptasku?! – rozsierdził się powstaniec. – Zmuszasz mnie do łapania motyli za pomocą reklamówki, a potem jeszcze obrażasz!
– Cicho! Chyba słyszałam motyla.
– Gdzie?
– W brzuchu. Jestem bardzo zdenerwowana tym błotnistym szlakiem.
– Jezu, Adela! Zniszczyłaś całą wyprawę. Przez ciebie ani jednego motyla nie złapałem! – a potem cicho dodał: – Ech, kobiety. Wszystko potrafią zepsuć. Zrozumiałem, dlaczego prawdziwy odkrywca zawsze był samotny.

Oczywiście powinnam się obrazić. Wolałam jednak pogwizdać sobie pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz