niedziela, 18 grudnia 2011

Grywalizacja.

– Adela, po prostu zmień swoje życie w grę – zaproponował mój druh Władek lat 95, siedząc przy stole i popijając kawę z cynamonem.
– Że co?
– Piję tę kawę i mi smakuje, ale to wciąż jest mało.
– Chcesz pączka?
– Mówię tylko o piciu kawy.
– Myślisz, że mówienie o piciu jest lepsze od picia?
– Nie słuchasz mnie. Po prostu sugeruję, byś dodała do picia kawy jeszcze jedną przyjemność.
– Znowu słodzisz? Jedna? Dwie łyżki cukru?
– Nie idzie o cukier, idzie o rekord.
– O co?
– O pobicie kolejnego rekordu. Weźmy filiżankę kawy, którą trzymam w ręku. Pamiętasz jak jakiś miesiąc temu wypiłem ją jednym haustem?
– Tak, dawałam ci potem kostki lodu, które łakomie połykałeś, tak bardzo cię parzyło – odpowiedziałam, przypominając sobie feralne wydarzenie w wyniku którego powstaniec omal nie zginął śmiercią tragiczną i groteskową zarazem.
– To był wyczyn, który należało pobić.
– Co masz na myśli?
– Odtąd pobijam rekordy, czyli zajmuję się grywalizacją.
– Nie rozumiem.
– Wczoraj wypiłem kawę 47-mioma łykami. Dziś postaram się to zrobić w 49 razach. W taki sposób niemal 50 razy odczuwam przyjemny smak i aromat płynu, który podałaś. Pobijam rekord, a przy tym wyrażam podziw dla poczęstunku, jakim mnie uraczyłaś. Grywalizuję ze sobą, jednocześnie robiąc ukłon w twoją stronę.
– Znam cię zbyt dobrze. To nie może być takie piękne.
– Może być jeszcze piękniejsze.
– Tak?
– Pieszczenie kobiecych piersi.
– Co proszę?!
– Można to zrobić raz. Nawet dwa razy albo i trzy, ale najlepiej parzyście. Z wiadomych względów. Czyż nie byłoby przyjemnie pobijać potem rekordy? Wspólnie świętować setne ciumkanie?

Spojrzałam wymownie na AK-owca, a potem poszłam do kuchni. Otworzyłam drzwi zamrażarki. Gdy wróciłam i Władek ujrzał kostki lodu, to szybko przeszła mu ochota na pobijanie rekordów…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz