czwartek, 23 lutego 2012

Wydajność i konserwacja.

O 9 rano zadzwoniła do mnie Kunia lat 89.
– Dostałam list od Zdzisi – zakomunikowała. – Ta małpa zaczyna zapominać języka polskiego w gębie i słowie pisanym. Użyła tylu angielskich wtrąceń, że mało co rozumiem. Ona w ogóle nie używa samogłosek nosowych! – pożaliła się. – Adela, to jak, przetłumaczysz?
– Okay – odpowiedziałam. – Wpadnij za godzinę.

Kunia jest moją wieloletnią przyjaciółką, ale nigdy nie pozwoliłabym sobie pokazać się jej bez ułożonej fryzury i starannie nałożonego makijażu. Tak by mi obrąbała tyłek na Wildzie, znaczy plotkowała na mój temat, że rumieniec z obgadywanych policzków długo by nie schodził. Poszłam zatem do łazienki i tam czyniąc zabiegi, które miały przywrócić mi boski czar, rozmyślałam o Zdzisi lat 85. Wyemigrowała ona na początku lat 80. do Londynu i stamtąd wspierała finansowo siostrę z poznańskiej Wildy. Kunia łaskawie przyjmowała pomoc, ale zawsze narzekała na Zdzisię. Denerwowało ją to, że młodsza siostra była bardzo nowoczesna i z wyższością traktowała żywot poznańskiej pyry w osobie Kuni.

Kunia przyszła punktualnie. Podałam jej kawę, ciastko, a ona wyciągnęła z torebki list. W środku była fotografia.
– Zdzisia zdrowo wygląda – stwierdziłam uczciwie, czym zdenerwowałam przyjaciółkę.
– Adela, nie patrz się głupio. Przetłumacz, bo muszę iść po sprawunki. Przez ten list nie zdążę ugotować obiadu przed „Modą na sukces”!
Zbyłam milczeniem uwagę o serialu, bo zapoczątkowałabym lawinę komentarzy na temat niespiesznej akcji aktorów o ekspresji kloca z Wyspy Wielkanocnej.
– Ona pisze, żebyś się wzięła za siebie. Zakonserwowała muskuły, zwiększając osobistą wydajność – przetłumaczyłam pierwszy akapit.
– Phi – wzgardliwie do słów siostry odniosła się Kunia.
– Pisze, że kupiła sobie harleya, a tobie odeśle stary motor. Właściwie już go nadała. Jest to ścigacz, którego za tydzień będziesz mogła odebrać w Gdyni.
– Po co mi motór?
– Motor – poprawiłam przyjaciółkę. – Jak to po co? Dla konserwacji i wydajności osobistej!
– Adela! – krzyknęła z wyrzutem. – Ty też mi wciskasz te farmazony!

Kunia wyrwała mi z rąk list, chmurnie kiwnęła głową na pożegnanie i wybiegła, by uspokoić skołatane nerwy przed ekranem telewizora. Ja zaś zaczęłam się zastanawiać, czy razem z Kunią nie pójść na kurs jazdy na motorze.
W końcu nigdy nie wiadomo, czy ta sztuka nie będzie mi kiedyś potrzebna...

2 komentarze:

  1. No ja takim prezentem od Zdzisi na pewno bym nie wzgardziła :) Pozdrawiam Ewka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo z Pani, Pani Ewko, jest demon prędkości! Pani gna, a Kunia woli gnaty grzać pod ciepłą kołdrą.

      Usuń