niedziela, 19 lutego 2012

Wszystkim nam brakuje zeza.

– Zakochałam się.

Słowa Zośki lat 75 wstrząsnęły wszystkimi wiernymi stojącymi przed wejściem do kościoła pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie. Akurat miałyśmy wejść z Kunią lat 89 po schodach na sumę, gdy miłość dotarła do naszych uszu jeszcze przed rozpoczęciem mszy świętej.

– Serwacy... – Zofia odpowiedziała na nasze nieme zapytanie. – To Serwuś podbił moje serce.
– Kolejny zimny ogrodnik – westchnęłam pod nosem.
– A co z Bonifacym lat 74? – spytała wścibska jak zwykle Ludwinia lat 68. – Wahałaś się między nim a Pankracym lat 69. Zostawiłaś ich obu? Dla jakiegoś Serwusia lat 78? Zocha, ty zupełnie zwariowałaś!
– Serwuś był z nich najbardziej na dystans – wyznała Zośka. – Nic nie poradzę, że kocham zimnych drani.
– Ty Zośka też jesteś zimna – zauważyła Kunia.
– Ale rozpalam się przy zimnych ogniach!
– Wiem, czego nam brakuje – oznajmiłam.
– Hę? – wtrącił się niekulturalnie hęchający AK-owiec lat 96.
– Kiedy spojrzysz na byle łachudrę trzeźwym okiem, to od razu twoje uczucie się ostudza. Miłość wymaga wady wzroku.
– To po jaką cholerkę ja noszę soczewki! – zamyśliła się Leokadia lat 68. – Jeżeli w okularach uniknę tanich podrywaczy-naciągaczy...
– Czyli ja mam zeza? – przestraszyła się Zosia. – I nie potrafię spojrzeć prawdzie prosto w oczy?
– Nie przejmuj się, złota – uspokoiłam zakochaną sąsiadkę. – Wszystkim nam brakuje zeza.
– Jak to?
– Już po kilku dniach obserwacji rzeczywistości trzeźwym okiem każdemu chce się przejrzeć w krzywych lustrach. To normalne. Ludzie już od kołyski chcą mieć zeza.
– Obraz z butelek jest zakrzywiony – przyznał mi rację Władek. – Ja lubię zielone szkło, ale większość chłopaków z Wildy spoziera w brązowe opakowania.
– Nie czas na rozmowy o piciu taniego piwa! – żachnęłam się.
– Wam też, chłopacy, brakuje zeza? – to pytanie Zosia skierowała do powstańca i stojącego obok niego Binia lat 66.
– Ja nie jestem zimny jak Bonifacy czy Pankracy – odpowiedział ostrożnie mój druh.
– Nie do mnie to pytanie – zdenerwował się Binio. – Ja jestem ciepły! O, wikary nam macha ręką! Czas na mszę!

I udałyśmy się za ciepłym Biniem na sumę. I już po chwili dotarły do nas z ambony słowa pełne miłości. Wikary zdziwił się, gdy spojrzałyśmy na niego zezowato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz