środa, 4 lipca 2012

Amerykańska wiza.

Ani Kunia lat 90, ani Malwina lat 92, ani Ania lat 56, ani ja – żadna z nas nie urodziła się 4 lipca. Jednak wszystkie czujemy się amerykankami, więc rozmowy o niepodległości i podległości zawsze bardzo nas wciągały.

– Do pewnego momentu życia to było także święto polskich kobiet – stwierdziła Kunia.
– Dla mnie ono nadal trwa – stęknęła Ania. – Mąż traktuje mnie jak amerykankę.
– Ja już się nie rozkładam – wyznała Malwina. – Czuję się przez to może nieco zmumifikowana, ale w sumie nie przeszkadza mi to.
– Ruszasz się zgrabnie i z wdziękiem jak na mumię – odezwałam się z uznaniem.
– Kiedyś mój stary też traktował mnie jak amerykankę – wspomniała Kunia. – Ledwo przychodził z pracy, to od progu krzyczał: „Łóżko nie pościelone? Nie?! To rozłóż amerykankę! Ruchy, Kunia, ruchy!”
– Cham!
– Świntuch!
– Ba! Jeszcze bardziej chamsko zachowywał się wobec sąsiadki z dołu. To była półgłucha starowinka, którą jednak hałas posuwanej amerykanki doprowadzał do szału, a wtedy wdrapywała się na nasze piętro. Stukała laską do naszych drzwi, a on do niej: „Dymaj stąd!”.
– Sporo przeszłaś – wetschnęłam.
– Posunęłam się przez to w latach.
– Ja to przeżywam teraz – zaszlochała Ania. – Posuwam się podobnie. Traktuję to jako zmierzch dobrych obyczajów.
– Ale po nocy przychodzi świt – Malwina starała się pocieszyć Anię.
– Właśnie! – podniosłam głos. – Należy wprowadzić świt dobrych obyczajów i wprowadzić wizy dla swoich partnerów łóżkowych. Szczególnie tych od amerykanek!
– Kto powinien udzielać wiz? – Kunia konkretnie odniosła się do pomysłu. – Teściowa wnioskodawcy?
– Moja mamusia już nie żyje – zachlipała Ania.
– Ja – odparłam. – Na poznańskiej Wildzie wiz będę udzielać ja.
– To ja przyślę do Ciebie Zygmunta – ucieszyła się płaczliwa Anka.
– Niech idzie najpierw do Kuni – zarządziłam. – Ona będzie przyjmować wnioski. Ja będę jedynie rozpatrywać i wklejać znaczki skarbowe do klasera.
– Przyjmuję tylko we wtorki między 15 a 18 – poinformowała Kunia.

Ania przyjęła to ze zrozumieniem, zrobiła kilka notatek, zapisując na kartce nasze uwagi, po czym poszła przdzwonić do Zygmunta, który pracował na pierwszej zmianie u Ceglarza.

A my z Kunia poczułyśmy, że stoimy na progu świtu dobrych obyczajów. Zresztą wizja pełnego klasera znaczków skarbowych też nas radowała.

3 komentarze: