piątek, 20 lipca 2012

Liga Mistrzyń i Legia Cudzoziemców.

Kiedy w telewizji chłop może zobaczyć mecz piłki noznej, wówczas na ulicach uświadczysz tylko cudzoziemca. To nie lada gratka. W końcu ile lat można przyglądać się tej polskiej swojskości reprezentowanej przez tutejszy pierwiastek męski? Dlatego mecze piłki nożnej to przede wszystkim nasze święto. Wychodzimy wtedy na dzielnicę my: kobietki z najwyższej ligi: Ligi Mistrzyń.

Zaczęły się jakieś mecze, emocje, puchary, więc chłopy napełniły swoje pucharki piwem, winem, ale nie szampanem. Szampan my wykupiłśmy z okolicznych sklepów. Poczekałyśmy na pierwszy gwizdek sędziego i wyszłyśmy przed kościół, bo to jedyne miejsce, które skupia niemal wszystkie kobiety. Potem wzniosłyśmy toast za powodzenie, potem jeszcze jeden i jeszcze jeden, a potem podzieliłyśmy się na grupki i ruszyłyśmy po wyznaczonych trasach, łowiąc wzrokiem cudzoziemców.

Chorążym naszej grupy była Kunia lat 90. Trzymała w ręku proporzec, na którym namalowałyśmy godło naszej ekipy: bujną pierś z paszportem. W naszym zespole byłam jeszcze ja, odpowiedzialna za tak zwany gambit, czyli rozpoczęcie rozmowy, bystrooka Pola lat 70, której zadaniem było wypatrzenie obcokrajowca oraz Sabina lat 88, która sterczała w odwodzie, łatając ewentualne dziury w naszym przedsięwzięciu.

– Widzę! – Pola przeraźliwie krzyknęła. – Widzę dwóch chłopów!
– Kunia, biegnij! – zarządziłam. – Zajdź ich od zachodu, a my im odetniemy drogę od wschodniej strony!
Mężczyźni ćmili papierosy, skrywając się w cieniu topoli. Dopadłyśmy ich tak, że nie mieli jak umknąć.
– Sprechen Sie deutch? – spytałam.
– Dzień dobry – z lekkim akcentem odpowiedział czarnowłosy 40-latek.
– A fe! – Sabina dała wyraz swemu rozczarowaniu. – Fuj, Polacy!
– Nie oglądacie meczu? – spytała Kunia.
– Jesteśmy z Kiszyniowa. Nasi dziś nie grają.
– Ja bym Mołdawianinom odpuściła – Pola odciągnęła nas na kilka kroków od cudzoziemców.
– Ładna, dobra pierś – zauważył drugi z obcokrajowców, wskazując na sztandar, pod którym ruszyłyśmy na łów.
– Są ogoleni i mają głębokie spojrzenie – zauważyła Kunia.
– Czy chrapiecie? – zaskoczyłam ich swym bezpośrednim pytaniem.

Kiwnęli przecząco głowami. No to wzięłyśmy ich na Łęgi Dębińskie i wśród wysokich traw przeprowadziłyśmy poligon. Mieszkańcy Kiszyniowa spisali się. Skończyli pokazywać atuty Legii Cudzoziemskiej wraz z gwizdkiem sędziego, który kończył spotkanie oglądane przez swojskich posiadaczy testorenu.

A my? Umówiłyśmy się z Mołdawianinami na rewanż. A on już za tydzień. Oby pogoda dopisała.

1 komentarz: